Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Obrodziło nam ostatnio w kryminały. Po świetnych Dobrym Azjacie oraz Jestem ich milczeniem do rąk wpadł nam Nie puszczaj mojej dłoni autorstwa Didiera Cassegraina, Freda Duvala i Michaela Bussiego. Komiks zabiera nas na wyprawę na rajską wyspę Reunion. Skąpany w słońcu wakacyjny eden jest pełna turystów, kurortów, palm i okazji do wypoczynku. Życie toczy się tu leniwie, a policja nie zwykła mieć tu za dużo do roboty. Jednak wraz z wakacyjną wyprawą małżeństwa Bellion to się zmieni. Zniknięcie pani Bellion rozpoczyna sprawę, która z każdą stroną komiksu będzie robić się coraz bardziej zagadkowa.
Nie puszczaj mojej dłoni, a raczej nie wypuszczaj komiksu z dłoni
Nie puszczaj mojej dłoni jest kryminałem hołdującym najlepszym schematom gatunkowym. Sprawa zaginięcia wydaje się być podręcznikowa, jednakże szybko się komplikuje. Tajemnicze zniknięcie, z początku wręcz nie spędza władzom snu z powiek, co na spokojnie toczy się w określonym kierunku. Głównego podejrzanego zaczyna obciążać coraz więcej osób, zachowanie wskazuje na to, że ma coś do ukrycia… Sprawa wydaje się prosta, do odfajkowania i gdyby nie dociekliwość młodej policjantki pewnie skończyłaby się na szybkim aresztowaniu. Podejrzany o popełnienie przestępstwa mąż pani Bellion wraz z kilkuletnią córką ukrywa się przed organami ścigania i zaskakująco łatwo omija wszelkie próby zatrzymania. Ucieczka mężczyzny z pozoru wygląda jak przyznanie się do winy, ale coraz większe wątpliwości śledczej prowadzą do odkrycia coraz to nowych wątków w sprawie, która zaczyna mieć drugie dno. Na scenę wchodzą coraz to nowi bohaterowie i każdy odsłania nowy fragment układanki, z których wraz z inspektor prowadzącą sprawę montujemy całościowy obrazek.
Historia w komiksie Nie puszczaj mojej dłoni jest poprowadzona wręcz wzorcowo. Intryga się gmatwa i chęć poznania zakończenia wzrasta z każdą odsłoniętą poszlaką i odkrytym śladem. Pomimo tego, że możemy śledzić losy uciekających ojca i córki, to napotykamy wydarzenia, które jedynie komplikują łatwe wytłumaczenie zachowania i ruchów bohaterów. Nie puszczaj mojej dłoni w ciekawy sposób potrafi manipulować czytelnikiem, pchając w pewien tok rozumowania, a następnie prezentując wydarzenia, które kompletnie to wywracają. Sposób prowadzenia historii pozwala kwestionować zarówno niewinność, jak i winę głównego bohatera. Śledztwo zaś kluczy, podąża tropami, które prowadzą w ślepe uliczki czy zwykłe manowce, z których musi wrócić na właściwe ścieżki. To naprawdę potrafi wciągnąć. Muszę przyznać, że lektura zawładnęła mną na tyle, że pchany potrzebą poznania rozwiązania, komiks pochłonąłem w jeden wieczór,
Bohaterowie skrojeni są szykownie i doskonale wypełniają sobą komiksową rzeczywistość. Są charakterystyczni i zapadają w pamięć. Do tego bardzo łatwo ich polubić – od ambitnej inspektor, przez inteligentnego obiboka pomagającego rozwiązać sprawę, po samych głównych bohaterów. Są wyraziści i doskonale ciągną fabułę. Kilka sztampowych postaci nie psuje absolutnie całości, choć twórcy nie oparli się pokusie i wrzucili standardowego „wyższego rangą oficera, co to wszystkie rozumy pozjadał”. Taki typowy agent Johnson ze Szklanej pułapki, co to wszędzie wlezie, to wlazł i tutaj.
Wąż wpełzł do raju
Słów kilka o warstwie wizualnej. Kreska jest nieco rozmazana co chyba miało powodować efekt nieco rażącego słońca i myślę, że zabieg ten udał się znakomicie. Na wyspiarski rajski ogród nałożony jest filtr przejaskrawionego słońca, co tworzy ciekawą kombinację. Pod kołdrą z rażących promieni słonecznych czai się mrok i pogoń za groźnym przestępcą. Ciepłe barwy i jakby prześwietlenie ramek powoduje wrażenie, że oto mamy przed sobą kartki z wakacji, idylliczny świat, który jest w zasięgu ręki. Jednak w zakamarkach kryje się coś mrocznego i złego. Tym bardziej zatem chcemy zajrzeć tam, gdzie nie powinniśmy, tym mocniej rośnie pragnienie przestania być turystą i ruszenia w pogoń za tajemnicą.
Jak zwykle podczas lektury z tyłu głowy odzywały się skojarzenia z innymi tytułami. Jakiś głosik szeptał mi w umyśle tytuł Purpurowe Rzeki Matthieu Kassovitza. Tam również kompletne zagubienie, kluczenie i podążanie czasem nawet błędnymi tropami prowadziło po ścieżce do bardzo satysfakcjonującego finału, a scenariusz pokazał, że morderca wcale nie musi być pokazany na pierwszych stronach.
Mordercą na końcu nie jest lokaj
Po lekturze czuję się bardzo mocno usatysfakcjonowany. Dobry, wciągający kryminał, który potrafi zabawić się z odbiorcą jest zawsze w cenie. Nie puszczaj mojej dłoni jest pozycją absolutnie wartą uwagi. Nie umiem jednak powiedzieć, czy osoby znające książkowy oryginał, na podstawie którego powstał komiks, będą czuć równie wysokie zadowolenie. Osobiście jednak, jako ktoś,, kto książki nie poznał, stwierdzam, że bawiłem się świetnie i mogę komiks polecić wszystkim żądnym wrażeń amatorom rozwiązywania policyjnych zagadek.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics