Ha! Po Wojowniczych Żółwiach Ninja to kolejna wyprawa w krainę dzieciństwa i konfrontacja ze wspomnieniami. Tym razem jest to podróż na dziwną wyspę Umpli-Tumpli. Jej autorem jest szerzej nieznany czytelnikom Mirosław Stecewicz (jeśli jednak gdzieś ma swoje fankluby i rzesze wielbicieli to z góry muszę przeprosić za swoją ignorancję). Pan Mirosław był pisarzem tworzącym bardzo oryginalne opowiadania dla dzieci, których akcja rozgrywała się na wyspie Umpli-Tumpli. Czytałem jako dzieciak tylko jedno, wydawało się bardzo intrygujące, taka troszkę opowieść niesamowita z morałem, o płaszczu co przypłynął na wyspę na jakimś VIP-ie i potem sam się po niej snuł, kusząc mieszkańców różnymi ciekawymi perspektywami. Wyspę zamieszkiwali m. in. dzieciaki Ziózio i Funio, ciocia Titli mieszkająca w Okrągłym Domu, burmistrz Turmo, pan Dymek, co hoduje dynie i pan Ziele plantator szczawiu. Było ciekawie, oryginalnie i całe dzieciństwo marzyłem, żeby coś więcej o tym dziwnym miejscu przeczytać. Niestety, niczego więcej z prozy nie udało mi się już zdobyć (takie to straszne czasy były).
Komiksy, komiksy, więcej komiksów
Na szczęście na przełomie lat 80. i 90. zaczęły ukazywać się komiksy, których akcja rozgrywała się w tym samym uniwersum. Pierwszym była niezwykła opowieść będąca nawiązaniem do klasycznych motywów z Wyspy Skarbów. Rysunki stworzył zasłużony dla komiksu wspaniały Jerzy Wróblewski, któremu zawdzięczamy Binio Billa czyli polską odpowiedź na Lucky Luke’a i świetnie zilustrowany margines społeczny w Kapitanie Żbiku (“Który z was jest Wacławem Czajem?”). Dzięki niemu mogliśmy zobaczyć świetnie zilustrowane, charakterystyczne indywidua z Umpli-Tumpli, a także różne inne fantastyczne stworzenia. Potem ukazało się Miasto z Chmur, opowieść zasadniczo science fiction o lęku wysokości, chorobie rzeczywistości i spotkaniu z nieznanym. Potem pojawili się podobno Kupcy z kosmosu, których ja osobiście nigdy nie napotkałem w osobnym wydaniu. Na szczęście dzięki wydawnictwu Kultura Gniewu mogłem także ją w końcu przeczytać. Estetyczne wydanie zbiorcze w twardej okładce zawiera trzy wyżej wymienione historie, rozgrywającą się na Umpli-Tumpli książeczkę do kolorowania (również autorstwa Wróblewskiego) oraz zestaw ilustracji do książki Pojedynek czarodziejów. Na uznanie zasługuje obszerne posłowie, przybliżające historię twórczości Stecewicza, jego współpracę z Wróblewskim, a także prezentujące ilustracje do nigdy nie wydanych książek o Umpli-Tumpli.
Latające ręce piratów
O czym w zasadzie jest to wszystko? Autor dość swobodnie przebiera sobie w konwencjach jak w rękawiczkach. Spotykamy magię, ale też przybyszów z kosmosu, jakieś cudowne przedmioty, ale też zaawansowane technologie. Oto mamy miasto budowane z obłoków przy użyciu niby laserów i farbę zapobiegającą “zszarzeniu” okolicy. To magia czy nauka? W dodatku stosują ją osobnicy wyglądający jak XVII-wieczni żeglarze. Można by powiedzieć, że bohaterowie to zwykłe dzieciaki mieszkające na wyspie, której mieszkańcy utrzymują się z przybywających na nią letników. Z tym, że codzienność wyspy Umpli-Tumpli wcale taka zwykła nie jest. W grupie zwykłych dzieciaków jest Mała Ala, która ma zdolności magiczne, a także Straszydło Dydłoń, czyli coś o wyglądzie jaskiniowca, niekoniecznie należące do gatunku homo sapiens. Dorośli mieszkańcy też czasem sprawiają wrażenie, że magiczne sztuczki nie są im obce. Z drugiej strony, w porównaniu z dziwnymi bytami, które lubią pojawiać się na wyspie, wydają się być mocno zwyczajni.
Magiczny realizm baśni
Opowieści z Umpli-Tumpli to konfrontacja lekko magicznej codzienności z czymś obcym i niesamowitym, co burzy senną rzeczywistość wyspy. W Nowej Wyspie Skarbów wydaje się, że to Ziózio czytający historie o piratach i dzieci podejmujące ten temat w zabawach powodują przybycie na wyspy niezwykłej flotylli. Potem mamy porywającą przygodową akcję, gdzie motywy pirackie mieszają się z magią. Bliżej temu do Piratów z Karaibów niż powieści Stevensona (piraci-duchy wystąpili najpierw tu zanim stało się to modne). Miasto z Chmur to taki troszkę horror. Wyspa zachorowała, dziwne “szarzenie” dotyka zarówno przyrodę jak i elementy miasteczka. Dzieją się rzeczy irracjonalne, rzeczywistość obraca się przeciwko mieszkańcom. Żeby się ratować trzeba przenieść się nad wyspę, do tytułowego Miasta Chmur, zbudowanego przy pomocy dziwnych przybyszy, którzy jakiś czas wcześniej przybyli na wyspę. Kupcy z Kosmosu jest historią niedokończoną (druga część nigdy się nie ukazała), natomiast możemy się domyślać, że dziwne zdarzenia do jakich dochodzi na wyspie (niezwykłe nowe rośliny, ożywione zabawki toczące bitwy) to wynik rywalizacji pomiędzy dwoma przybyłymi z kosmosu siłami. Jest to ciągle historia dla dzieci, ale wyglądająca jak inspirowana Philipem K. Dickiem i Lovecraftem.
Powrót do dzieciństwa
Osobiście uważam że to straszna szkoda, że rozpoczęta seria nigdy nie doczekała się kontynuacji z Wróblewskim jako rysownikiem. Wprawdzie wychodziły jeszcze komiksy pisane przez Stecewicza, ich okładki są zresztą również zaprezentowane w posłowiu, natomiast ich poziom bywał różny, ze wskazaniem na drastyczny. Dla mnie Na Wyspie Umpli-Tumpli to miła okazja na powrót do dzieciństwa. Ze swojej strony mogę powiedzieć, że w moich oczach te komiksy nie zestarzały się. Stanowiły świetną furtkę prowadzącą z szarej rzeczywistości w fantastycznie nieoczywisty, niesztampowy świat i dalej mają w sobie to coś. Nie wiem natomiast zupełnie, co mógłby powiedzieć o nich współczesny mały czytelnik wychowany na trochę innych środkach przekazu.
Opowieść jest w trakcie testowania na moim dziecku – na razie brak rezultatów, wskutek odmowy zapoznania się z komiksem. Niemniej zachęcam do zakupu, wspominania dzieciństwa i ewentualnie własnych prób na dzieciach.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu.