Mity Cthulhu

Mity Cthulhu według Lovecrafta – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Cóż, mamy tutaj komiksową adaptację trzech opowiadań H. P. Lovecrafta – jednego z wielkich ojców współczesnego horroru. Z jednej strony – fajnie, zwłaszcza dla miłośnika opowieści grozy, bądź kogoś, kto Lovecrafta nie zna, a chciałby poznać. Z drugiej – komiksowe adaptacje prozy i filmów zawsze są obarczone ryzykiem popadnięcia w sztampę, w mechaniczną reprodukcję historii, dialogów, postaci. Tutaj akurat historia tych adaptacji jest dość ciekawa. Mity Cthulhu według Lovecrafta, stworzone  w latach 80. przez zdolnego twórcę Estebana Maroto na potrzeby zawieszonej serii komiksowej, wiele lat przeleżały w szufladzie. Wydane tylko w kolorze na łamach pisma, doczekały się w końcu pełnego wydania. Zgodnie z pierwotnym zamiarem twórcy – w czerni i bieli.  

Mity Cthulhu

And with strange aeons even death may die…

Pierwsza opowieść, The Nameless City (przetłumaczone jako Bezimienne Miasto) – to swego rodzaju wprowadzenie do uniwersum grozy Starszych Bóstw i Necronomiconu. Drugie, The Festival (jako Ceremonia) – to wędrówka bohatera po miasteczku swoich przodków, jedno z moich ulubionych opowiadań HPL, gdzie widać jego fascynację przeszłością miejsc.

W wreszcie creme de la creme, adaptacja  Call of Cthulhu, opowiadania z, jak na Lovecrafta, dość złożoną fabułą, które dało swój tytuł grze RPG, a pewna, niegdyś metalowa, kapela nagrała nawet taki utwór. Komiksowa adaptacja została zatytułowana Mity Cthulhu według Lovecrafta

W przypadku pierwszych dwóch historii mamy tu do czynienia z klasyczną lovecraftowską fabułą. Samotny bohater przybywa w odosobnione miejsce i odnajduje zapomnianą grozę. Mogą to być ruiny miasta na pustyni, ale też małe miasteczko w Nowej Anglii, gdzie pamiętające XVII wiek stare budynki, pokryte śniegiem, w trakcie zimowego przesilenia tworzą tajemniczą scenerią. Jako ciekawostkę można wspomnieć, że Lovecraft oparł się tu dość dokładnie na topografii prawdziwego miasta w stanie Massachusetts. Wchodząc w stare miejsca można zatem trafić na tajemnice skryte w otchłaniach czasu.

I o ile Bezimienne Miasto to w sumie quasi opowieść przygodowa, coś co kilkadziesiąt lat później mógłby przeżyć Indiana Jones, to Ceremonia wypada ciekawiej, podejmując temat eksploracji rodzinnej przeszłości. To uwielbiany przez Lovecrafta temat – bohater trafia w miejsce, skąd ma pochodzić jego rodzina i wziąć udział w rytuale praktykowanym od pokoleń. A im dalej w przeszłość tym straszniej. Dodatkowo autor komiksu dodał tu od siebie motyw erotyczny, nie występujący w  oryginale. Efektowny, trzeba mu to przyznać

Tytułowe Mity Cthulhu według Lovecrafta to trzy zazębiające się ze sobą opowieści, stanowiące wprowadzenie do rdzenia cthulhtyzmu. Wprowadzają czytelnika w legendę o zatopionym mieście R’lyech, w którym ma swój grobowiec wielki Cthulhu (chociaż martwy tak do końca nie jest, bo może tak spoczywać wiekami). Gdy gwiazdy ułożą się we właściwej kombinacji, to cóż, z ludzkością będzie nie najlepiej. O tym i o innych niedogodnościach wynikających ze spotkania ze Starszymi Bogami traktują z reguły opowiadania Lovecrafta. Absolutna klasyka gatunku (w związku z tym pewnie prawie nikt jej nie czyta).

Mity Chtulhu Ceremonia

Cthulhu żyje!


Bardzo mocną stroną komiksu jest strona graficzna. Unikalny styl Maroto łączy umiejętnie  realistyczne wyobrażenia postaci bohaterów z onirycznymi wizjami i potworami. Czasem kadry następują jeden po drugim, czasem rozjeżdżają się tak, żeby podkreślić scenę grozy czy zagubienie bohatera. Autor przyznawał się do swojej fascynacji Lovecraftem i to widać: opowieść jest wycyzelowana, napięcie narasta ze strony na stronę. Czarno-białe kadry dobrze oddają klimat prozy Lovecrafta. Grozę czającą się w starożytnych ruinach, starych zaułkach miast i w podwodnych głębinach, gdzie pod osłoną ciemności kryją się relikty prastarych cywilizacji. Adaptacja opowiadań została dokonana z dużą dbałością i wyczuciem, aby na ile to możliwe, zbliżyć się do ducha oryginału.

Całość została pięknie wydana, na kredowym papierze, ze świetną okładką, również autorstwa Maroto. Dodatkowym atutem tego wydania jest też profesjonalnie napisany wstęp z wprowadzeniem do mitologii Cthulhu i historią ich komiksowych adaptacji, a także prolog napisany przez autora. 

Mity Cthulhu

Podsumowanie

Pożytek z tej adaptacji jest taki, że osoba, która mitologię Lovecrafta zna z memów, kubków i pluszowych lalek Cthulhu może w końcu spotkać się z pierwowzorem, choćby w formie komiksowej adaptacji. Dla prawdziwych fanów twórczości Samotnika z Providence ten zbiór to prawdziwa gratka i “musisz-mieć”. Nie są to nowe historie, ale powrót do dobrze znanego uniwersum, pięknie zwizualizowanego przez artystę, który lovecraftowskiego ducha po prostu czuje. Jednocześnie wydawca pisze we wstępie o tej prozie, jako o przykładzie literackiego subiektywizmu, nieprzekładalnego na grafikę i ma w tym dużo racji. Każdy będzie miał własne wyobrażenie miejsc i istot występujących u Lovecrafta (zwłaszcza tych opisanych jako nieopisywalne i niewyobrażalne). Dlatego też wizje Maroto mogą towarzyszyć naszym własnym, natomiast z całą pewnością warto je poznać. Dla mnie to była bardzo miła podróż do wspomnień i emocji towarzyszących lekturze fatalnie wydanej prozy Lovecrafta w bluźnierczych latach 90. XX wieku. Cthulhu fhtagn! 

Dziękujemy wydawnictwu Elemental za udostępnienie komiksu.

Mity Cthulhu

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *