Brindille zaczyna się niemal jak u Hitchcocka: od solidnego tąpnięcia (a dokładniej – pożaru), a potem napięcie systematycznie rośnie. Ale spokojnie! To nie thriller, baśń zdecydowanie, jednak na brak napięcia i emocji narzekać nie można. Zresztą alfredowy suspens będzie towarzyszyć Czytelnikowi do końca tej historii.
Główną bohaterką dwutomowego komiksu jest Brindille – po polsku Gałązka. To młoda dziewczyna, która nie pamięta żadnych wydarzeń poprzedzających pożar w lesie. Niczym Alicja w Krainie Czarów, trafia do innego świata, zamieszkałego przez myśliwych i opowiadających dzieciom historie w stylu teatru cieni. Właśnie cienie będą kluczowym słowem w tej przygodzie.
To jednak dopiero początek niezwykłej opowieści, którą serwuje nam duet Bertolucci/Brrémaud. Dali się publiczności poznać jako twórcy innego dyptyku, opowiadającego o królestwie zwierząt – „Love”. Tu jednak serwują nam starą, klasyczną baśń, w której podróż bohatera – zgodnie z wymogami gatunku – przebiega etapami: pojawiają się przeszkody, trzeba zdobyć nowe umiejętności, dojrzeć i pewne rzeczy zaakceptować. Bo „Brindille” to przede wszystkim opowieść o akceptacji, podana bardzo atrakcyjnie w kostiumie fantasy i jednocześnie w bardzo nieoczywisty sposób.
Wielka podróż Brindille – Gałązki
Jeśli dla kogoś brzmi to zbyt filozoficznie, uspokajam – nie ma mędrkowania, nie ma zbędnych słów, nie brakuje za to elementów humorystycznych. Odpowiada za nie – jak na baśń o wędrówce bohatera przystało – prawdziwy trickster, będący poniekąd aniołem stróżem (nie dosłownie, to nie ta metafizyka), a poniekąd przewodnikiem, swoistym cicerone po pełnej fantastycznych postaci krainie. Uciekająca przed goniącą ją dziką hordą Gałązka może liczyć na jego wsparcie, ale nawet sprzymierzeniec nie rozwikła za nią zagadki: kim jestem i dlaczego za mną trwa pościg?
Klimat komiksu miejscami przywodzi na myśl krainę Mordoru z „Władcy pierścieni”, niekiedy „Gwiezdny pył” Gaimana. Czasami nasuną się skojarzenia z „Aquamanem”, ale taka już siła popkultury, albowiem autorzy doskonale orientują się w świecie metatekstów kulturowych. Nie mamy tu jednak do czynienia ze zręcznie przygotowanym zlepkiem klisz. Wręcz przeciwnie – pozornie znane chwyty stanowią siłę napędową przemiany Gałązki i intrygują czytelnika do ostatnich stron.
Rzecz bardzo warta polecenia – dla wszystkich, którzy szukają odtrutki na superbohaterskie komiksy, Brindille działa jak balsam, który zaostrza apetyt na więcej podobnych wydawnictw.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Scream Comics.