Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Przygodówki point 'n’ click swojego czasu cieszyły się zasłużoną popularnością i estymą, której szczyt a następnie schyłek nastąpił gdzieś w okolicach końca zeszłego tysiąclecia. Tytuły takie jak The Neverhood, Grim Fandango, Broken Sword, Gabriel Knight czy seria Monkey Island na trwale zapisały się w annałach komputerowej rozgrywki. Polski rynek również produkował swoje warianty przygodówek i choć sukcesy głównie odnosił na na rodzimym rynku to tytuły takie jak Skaut Kwatermaster, Kajko i Kokosz, Książę i Tchórz czy Teenagent na pewno stanowią mocne paliwo dla pociągu wspomnień. Jedną z ostatnich polskich produkcji, jakie siedzą mi w pamięci (i na półce) to Wacki: Kosmiczna Rozgrywka od Seven Stars Multimedia.
Swojskie klimaty i Tony Halik po osiedlowemu
Wacki: Kosmiczna Rozgrywka opowiada historię dwóch kolegów – Edka i Franza, którzy spędzają wakacyjny czas na szwendaniu się po osiedlu i zbijaniu bąków. Nuda i brak perspektyw na coś więcej niż spijanie tanich browarów w osiedlowych okolicznościach przerywa pojawienie się kosmity z planety Xymena, której to grozi niebywałe niebezpieczeństwo. Rykoszetem nadciągającej apokalipsy ma oberwać nasza Ziemia, po której rozsianych zostało kilka części urządzenia mogącego zapobiec katastrofie. Oczywiście, z misją ocalenia obu światów wyruszają nasi bohaterowie, którzy przekopią się przez polskie blokowisko, amerykańską bazę wojskową, afrykańską wioskę i australijski busz.
Graficznie Wacki nie oszałamiało nawet w premierowym dla siebie roku 1998. Rysowane komiksowo obrazki były kanciaste i szpetne, ale przez to gra zyskiwała jakiś trudno nazywalny urok. Wacki przepełniał radosny humor dzięki temu ta oschła grafika o trudnej urodzie jakoś trzymała się kupy. Pełne stereotypowych wyobrażeń obrazki kojarzyły się nieco z radosną twórczością, niesplamioną wypełnianiem planów sprzedażowych, ambicji księgowych i innej korporacyjnej papce. Wacki: Kosmiczna Rozgrywka niosła ze sobą wrażenie jakby była grą powstającą gdzieś w okresie początków branży. Ot, kilku kumpli skrzyknęło się, napisało scenariusz, nagrało muzykę i teksty, napisało program i mieli przy tym mnóstwo frajdy. I to naprawdę wystarczyło, żeby się podobać..
Zawsze pod górkę?
Gra poza trudną grafiką posiadała dość wątłą ścieżkę dźwiękową. W tle było słychać muzyczkę (cztery kawałki nagrane przez zespół Maverick, dołączone do płyty), ale do uszu dochodziły głównie imitacje dźwięków otoczenia. Choć dialogi były w pełni udźwiękowione i postaci Edka i Franza pięknie się wysławiały, to jednak w warstwie dźwiękowej czegoś brakowało. Miłą niespodzianką były jednak utwory nagrane do gry i zamieszczone na płycie w formacie Audio CD. Jakoś zawsze wolałem słuchać tych kawałków poza grą. Te przyjemne, popowo – rockowe kawałki nie zestarzały się wcale źle. Można posłuchać sobie nadal zadziwiająco przyjemnych nutek i poczuć się młodszym o te kilkanaście lat.
No właśnie, powróćmy trochę do narzekania. Wacki: Kosmiczna Rozgrywka mechanicznie też była już nieco zacofana w dniu premiery, a nawet dorzucała dość mocno irytujący element. Sama rozgrywka polegała oczywiście na kolekcjonowaniu przedmiotów, odpowiednim ich łączeniu i używaniu w wybranych miejscach. Gra oferowała możliwość wyboru bohaterów, co otwierało nowe ścieżki manipulacji. Niektóre czynności mogły być wykonywane wyłącznie przez wybrane postaci sprawy wymagające więcej siły i ciężaru spadały na Edka, a bardziej finezyjne zadania mógł wykonywać tylko Franz . Była to mechanika znana od wielu lat, choćby już w Day of the Tentacle trzeba było wymieniać się postaciami, by pociągnąć grę dalej. Wspomnianym elementem, który potrafił osoby o małej cierpliwości doprowadzić do wrzenia był jednak limit błędów. Podczas rozgrywki można było pomylić się kilka razy na poziom, gdyż popełnianie błędów skutkowało koniecznością wgrywania save lub rozpoczynania rozgrywki od nowa.
Na Wacki: Kosmiczna Rozgrywka ponarzekać zawsze można, ale czy trzeba?
Wacki od samego początku jednak broniło się tym, co stare, polskie point and clicki zawsze miały w nadmiarze. Humor i urok już wtedy wypływały każdą możliwą stroną. Gra pokazywała czasy, które znamy wszyscy – czasy radosnego przesiadywania na blokowych ławkach i narzekania na nudę. Któż z nas nie chciałby wtedy spotkać się z kosmitami w potrzebie?
To ostatnia gra, którą przechodziłem na spółkę z kolegą. Gdy mieliśmy czas, siadaliśmy i wspólnie kombinowaliśmy jak poprowadzić perypetie Franza i Edka. To był całkiem przyjemny i dość niestandardowy coop, przy którym pękła niejedna puszka taniego browaru, jeszcze nielegalnie szmuglowanego do pokojów w plecakach. Piękne to były czasy i Wacki: Kosmiczna Rozgrywka już zawsze będą je symbolizować. Żadna rysa na oprawie czy mechanice, żadne utyskiwanie na zacofanie techniczne tej gry tego nie zmienią. W Wackach się można było zakochać i to szczerze.
Czy możliwe by było odkupienie tej gry od Ciebie? Pozdrawiam, Radek
Hej, raczej nie zamierzam rozstawać się z tym pudełkiem 🙂
Panie Piotrze wysłałem do Pana wiadomość na facebooku, bardzo proszę sprawdzić. Dzięki!
Piotek Grabowsky, dziękuję za wiadomość. Mógłbym zaproponować naprawdę fajną cenę. Zostawię do siebie kontakt na przyszłość – radek.jakubiak(małpa)gmail.com / poszukuję również innych gier – https://pbb.webflow.io/ 🙂
Byłaby możliwość zamieszczenia jeszcze lepszego zdjęcia/skanu obrazka z pudełka? To złoto idealnie nadawałoby się na tapetę albo koszulkę, a na necie próżno szukać obrazków z gry w porządnej rozdzielczości. 🙂
Nie będzie już takiej opcji, przykro mi:)