Parafrazując bohatera pewnego offowego filmu – „najbardziej jarają mnie średniowieczne komiksy” -trochę bym przesadził. I wcale nie chodziłoby o twierdzenie, że w średniowieczu rysowano komiksy. Klimaty średniowieczne nie jarają mnie najbardziej. Ja je tylko cholernie, ale to cholernie lubię. Dlatego z radością wielką przywitałem zeszłoroczny wysyp tytułów, których akcja przenosi nas do wieków średnich. Ścieżki Pana, wydane przez Scream Comics były wysoko na mojej liście czytelniczej i po lekturze muszę przyznać, że swą pozycję zajmowały całkiem słusznie.
Cztery Ścieżki Pana
Ścieżki Pana to czteroczęściowa opowieść, która zabiera nas w podróż przez niemal całe średniowiecze. Tłem fabuły poszczególnych rozdziałów są wydarzenia znane z historii – podboje Wilhelma zdobywcy, bitwa pod Hastings, czasy wypraw krzyżowych, powstania zakonu templariuszy, jego późniejszego procesu i zniszczenia przez Filipa Pięknego, a zwieńczenie to wyprawa Krzysztofa Kolumba do nowego świata.
Historia jest tu oczywiście są fabularyzowana. Na szczęście podczas lektury nie ma się wrażenia jakoby twórcy próbowali naginać wydarzenia z kronik. Wręcz przeciwnie. W sztywne i twarde ramy faktów historycznych wpleciono wątek pergaminu zawierającego mapę Winlandii – krainy na zachodzie odkrytej przez Wikingów (znanej dziś jako Ameryka Północna, a sama pergamin również istnieje, ale wzbudza duże wątpliwości co do swojej autentyczności). Mapa, która pojawiła się w Anglii w czasach Wilhelma Zdobywcy staje się przedmiotem pożądania wszelkich możnych sił, w tym Kościoła Katolickiego. Hierarchowie są przekonani, że Wikingowie zapukali bowiem do bram Edenu, boskiego ogrodu wszelkiej pomyślności i radości. Miejsca tego oczywiście są godni jedynie chrześcijanie odpowiedniego stanu. W związku z tym ich misją staje się zdobycie mapy Winlandii i uniemożliwienie niegodnym i niewiernym przekroczenie progu Edenu. Rzeczony pergamin oczywiście nie wpada w kościelne ręce, tylko poprzez różne zrządzenia losu przechodzi poprzez lata przez ręce osób i organizacji, które oczywiście nie do końca zgadzają się z podejściem kleru. Konflikt i poszukiwanie dokumentu staje się osią wydarzeń we wszystkich rozdziałach.
Tako rzecze pismo (i rysunek)
Ścieżki Pana czyta się bardzo płynnie i przyjemnie. Bohaterowie są bardzo dobrze nakreśleni. To zadziwiające, że w zasadzie dość krótkich historiach stworzono postaci, którymi można by obsadzić nawet całkiem długie opowieści. Ścieżki Pana oferują klasyczne punkty zaczepienia. Mamy tu ambicje polityczne, pragnienie władzy, rodzinne koneksje, zdradę, miłość i złamane serce. Mamy krwawe napady, pojedynki i krwawe rozprawy z wrogami. Co ciekawe, autorzy nie zamierzali ciągnąć tematów dojąc opowieść do bólu i rozmieniając się na drobne. Mistrzowsko skompresowali historie, pozostawiając zdrową porcję lekkiego niedosytu na koniec, dzięki czemu Ścieżki Pana chłonie się z przyjemnością i satysfakcją.
Kolejny element, na który warto zwrócić uwagę to niesamowicie równy poziom wszystkich części opowieści. We wszystkich czterech rozdziałach w zasadzie nie ma słabszych czy nawet wolniejszych momentów. Pochłaniając kolejne strony Ścieżek Pana zagłębiamy się w dalsze koleje losu pergaminu z mapą do Edenu. Ścieżki Pana należałoby chyba zakwalifikować o gatunku przygodowo-historycznego, który jest doprawiony lekko teologicznym posmakiem. Choć, co jest również mocną stroną tego tytułu, twórcy komiksu zatrzymują się w odpowiednich chwilach. Mapa Winlandii nie ma dużego wpływu na losy świata, artefakt wpływa na dużą historię niejako pośrednio, przy okazji innych wydarzeń i wymusza reakcje. Finał nie przeistacza się w magiczno/kosmiczno/mistyczno/pompatyczną papkę, a raczej pokazuje jak wiara często mylona jest z ślepym fanatyzmem i prowadzi do wielkich lub strasznych rzeczy. Najpiękniejsze w Ścieżkach Pana, to właśnie brak nachalności z wtrącaniem zmian historycznych oraz pozostawienie sporo marginesu na interpretacje. Twórcy wykorzystali historię z pełną świadomością, znajomością faktów i z szacunkiem użyli jako bardzo sztywne tło.
Ścieżki Pana radują me serce
W związku z tym, że komiks jest mocno osadzony w historycznej rzeczywistości, klaszczę, a nawet podskakuję z radości, gdy widzę w nim wszelkie didaskalia i podpowiedzi, rysy i notatki historyczne, a nawet mapy. Bardzo doceniam możliwość poszerzenia wiedzy dzięki nawet krótkim wpisom, które doskonale wprowadzają w klimat, rysując otoczkę historyczną i wyjaśniają wszelkie niezrozumiałe szczegóły lub sprzedają ciekawostki. Takiego rozbudowującego elementu bardzo brakowało mi choćby w Raz & na Zawsze Gillena, przez co komiks o legendach arturiańskich dość mocno w moich oczach tracił. Brawo Krzykacze!
Ręka Pana rysownika
Kreska w Ścieżkach Pana jest fantastyczna. Autorzy odrobili lekcje, a nawet korepetycje. Stroje i uzbrojenie pasują do epok, są drobiazgowo narysowane, pełne detali i szczegółów. Na hełmach widać wgniecenia, stroje możnych są pełne ornamentów, a pospólstwa dziurawe i łatane. Oczy czytelników mogą się nacieszyć też innymi drobiazgami. Uzębienie postaci nie jest kompletne, sceny batalistyczne i pojedynków krwawe i realistyczne. Na orężu można wypatrzeć zdobienia i uszkodzenia. We wnętrzach też można znaleźć mnóstwo drobiazgów – na biurkach skrybów leżą pióra i kałamarze, na ścianach widać herby, a na murach proporce. Z kadrów niemal unosi się zapach epoki. Zamki są majestatyczne, lochy wręcz cuchną wilgocią, ulice są pełne ludzi, a stragany towaru. Można też tu znaleźć monumentalne obrazki przedstawiające wojska czy floty. Ścieżki Pana są narysowane klimatycznie i bardzo atrakcyjnie dla oka.
Całość poprowadzona jest bardzo fajnie i wspomniana detaliczność nie przytłacza. Kiedy trzeba kadry są dynamiczne, kiedy trzeba skupiają się na drobiazgach. Fabuła toczy się swoim, stabilnym tempem, nie pozwalając akcji ostygnąć, ale również umożliwiając łapanie oddechu w odpowiednich miejscach.
Sąd ostateczny
Ścieżki Pana nie są komiksem wybitnym pod każdym względem, ale to tytuł ekstremalnie wręcz solidny. W swym rzemiośle twórcy wznieśli się na naprawdę wysoki poziom. To rzadka przyjemność obcować z tytułem, który nie tylko potrafi dostarczyć pokaźną porcją rozrywki, ale trzyma się bardzo mocno w realiach historycznych. Można nie tylko cieszyć się z awanturniczego i stricte przygodowego sztafażu, ale też rozwinąć bądź odświeżyć swoją wiedzę. To doprawdy nieczęsto spotykana kombinacja.
Nawet jeśli nie czujecie klimatów średniowiecza, ale Ridley Scott trafił do Was swoim Królestwem Niebieskim, w którym pokazał jakie draństwa popełniali ludzie z imieniem Boga na ustach, to chwytajcie prędko za Ścieżki Pana. Komiks ten jawi się jako wyjątkowa perełka w tej właśnie kategorii. Nie będziecie zawiedzeni.
Ponoć niezbadane są ścieżki Pana, ale pozostaje się tylko radować, że są ludzie tacy jak Fabrice David, Gregory Lassablière i Jaime Calderón, którzy próbują nimi podążać i je zrozumieć. Umiejętnie wpleciona religijność w nieco awanturnicze opowieści, pozwala zarówno na refleksje, jak i łatwo doprowadza do zachwytu. Dla mnie rok zaczął się niesłychanie dobrze, Ścieżki Pana bowiem ugasiły moje pragnienie na dobre, niegłupie, niepłytkie, nieprzegadane i wciągające opowieści osadzone w średniowieczu. Te Ścieżki Pana na pewno warto zbadać.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Scream Comics.