Need for Speed Unbound – recenzja Xbox Series X

Jak to się zaczęło

Blisko trzydzieści lat to nie tylko w branży elektronicznej dużo czasu, ale dla niej to całe wieki.

Postęp jaki się dokonał od 1994 roku można w grach video porównać do rozwoju samolotów jaki się dokonał od pierwszowojennych płatowców do F16.

W owym 1994 roku swoją premierę miała pierwsza część gry wyścigowej The Need for Speed, która odniosła niesamowity sukces. O sukcesie owym zdecydowanie świadczy fakt, że od tamtej pory światło dziennie ujrzało niemal 30 części gry! Seria przez ten czas miała wzloty i upadki, gry mniej lub bardziej udane. O tych pierwszych nie rozmawiajmy, te drugie wspomina się z nostalgią.

Szybcy i wściekli

Zaliczyć można do nich części, powstałe przy okazji popularności filmu Szybcy i wściekli: Underground i Most Wanted, które wprowadziły do serii powiew świeżości.

Do tej pory NFS pozwalały zasiadać za kierownicami supersamochodów legendarnych marek. Underground wprowadził auta popularne oraz możliwość ich tuningu: Mechanicznego i wizualnego,
a trasy wyścigowe z malowniczych krajobrazów przeniósł w miejskie środowisko nielegalnych wyścigów ulicznych, niczym we wspomnianych obrazach kinowych.

Need for Speed: Unbound powraca klimatem do swoich najlepszych, wg wielu, czasów.
Po kilku gorszych okrążeniach seria znów wrzuciła wyższy bieg i wpuściła zastrzyk nitro do komory spalania.

Nasze auta są w kolorach pastelowych

Pierwsze co się rzuca w oczy zaraz po uruchomieniu najnowszej części Need for Speed, to komiksowy styl graficzny, który nie do każdego trafi.
Sam miałem przed nim pewne obawy, ale nie taki zły diabeł jak go malują. Komiksowe postacie występują tylko w cut-scenkach, a do efektów jazdy w stylu graffiti można się przyzwyczaić, choć początkowo faktycznie pastelowy dym spod kół, czy równie kreskówkowo kręcące się koła mogą irytować.

Szybko i modnie

Po kliknięciu “Start” przystępujemy do stworzenia swojego wirtualnego avatara, do wyboru jest kilka postaci, których wygląd można w pewnym stopniu edytować. Ułożyć fryzurę, założyć okulary, modny t-shirt czy wdziać sneakersy znanych marek.
Gdy bohater wygląda już jak model na wybiegu, można wraz z nim przystąpić do zapoznania się z wątkiem fabularnym.

Ckliwa opowieść o porzuceniu i zemście

Opowieść snuta przez grę jest sztampowa, równie dobrze mogłoby jej nie być, ale skoro pcha głównego bohatera do wyścigów to niech jej będzie.
Otóż w Lakeshore, gdzie toczy się akcja NFS: Unbound, niejaki Rydell prowadzi warsztat samochodowy. Przygarnia pod swe skrzydła dwójkę młodych ludzi: Yaz i postać wykreowaną przez gracza.
Wespół odrestaurowują starego “strupa” (cudzysłów jak najbardziej wskazany: Na dzień dobry mamy do wyboru Nissana Silvię, Chargera R/T oraz Lamborghini Countach), którym zaczynają zabawę w nielegalne wyścigi.

Po zapoznaniu się z niuansami sterowania i możliwościami gry, Yaz wbija Rydellowi i graczowi nóż w plecy: Z dawnym ziomkiem okrada warsztat i ucieka autem, nad którym z mozołem pracowali.
Warsztat cały czas przędzie, choć kiepsko, oprócz drobnych serwisów gracz robi za Ubera. Pewnego dnia dostaje od niejakiej Tess zlecenie podrzucenia jej na nielegalny spot, gdzie przypadkowo spotyka Yasmine w swoim aucie. Tess namawia bohatera by ponownie zaczął się ścigać: W mieście szykuje się duża impreza wyścigowa, która przyprawia o ból głowy urzędującą panią Burmistrz. Stawką jest duża kasa oraz samochód przywłaszczony Przez Yaz.

Barwne stereotypy

Tak, fabuła i otoczka zdecydowanie nie są mocną stroną gry, podobnie jak niby śmieszne dialogi między graczem, Rydellem i Tess. Ta ostatnia jest typowym przedstawicielem influencera z Tiktoka. Rydell z kolei to taki “wąsaty wujo”, który nie umie w dzisiejszą technologię i sypie sucharami niczym prowadzący Familiady. Oprócz tej trójki i Yaz spotkamy szereg innych ścigantów, każdy opisany krótkim bio.
Bardzo chciałbym skrytykować panujący w grze “ziomalski” klimat. Ale potem przypominam sobie,
że Underground też był “ziomalski”, w sposób,który mi odpowiadał, a przez te 20 lat trochę zmieniły się panujące mody i może dzisiejszym 18-latkom się to podoba.

„W miasto, porą, gdy już światła dnia zgasną i pora zasnąć”

Motywy ścigania znane? Auto na start kupione? To można przystąpić do tego co najważniejsze! Do ścigania! Tradycyjnie gracz rozpoczyna z tanim samochodem bez pieniędzy na jego tuning. Ale też i początkowe wyzwania nie będę wymagające.

Gra podzielona jest na tygodniowe etapy: W każdą sobotę następuje finał tygodnia. Zanim do niego przystąpimy czeka na nas tydzień pełen wrażeń. Każdy kolejny dzień to szereg wyścigów za dnia i nocą. Na mapie miasta znajduje się kilka miejsc, w których spotykają się ściganci. W każdym z takich spotów do wyboru jest kilka wyzwań: Najczęściej są to typowe wyścigi. Można trafić również zawody w drifcie oraz “rozwałka”. Ten ostatni tryb to pokazówka, w której trzeba jak najefektowniej przejechać trasę toru, łącząc tę jazdę z rozbijaniem ustawionych pachołków. Moim zdaniem ten tryb to najsłabszy punkt rozgrywki.
Z przykrością stwierdzam brak zawodów na ćwierć mili, gdzie jadąc po prostej trzeba było umiejętnie zmieniać biegi.

Kasa na stół

Zanim będziemy mogli wziąć udział w wyścigu trzeba zapłacić odpowiednie wpisowe. Po każdych zawodach zwiększa się wskaźnik poszukiwania przez policję i oczywiście stan gotówki.
Tę można stracić gdy nas złapią stróże prawa. Aby zachować wygraną pulę trzeba ją odwieźć do kryjówki, mając na uwadze, że wtedy przepada jeden z etapów eliminacji.

Jazda nocna to już wyższe wpisowe, wyższe wygrane ale i dużo dużo bardziej agresywna policja. Warto pamiętać, że poziom poszukiwania resetuje się dopiero po nocnej zmianie, więc do nocnych wyścigów przystępujemy już z pulą punktów karnych zarobionych za dnia.

Oprócz wyścigów na mieście czeka wiele wyzwań, widać, że twórcy Unbound zapatrzyli się na Forza Horizon. Po Lakeshore porozsiewane są fotoradary i strefy driftu. Wszędobylskie figurki niedźwiadków, które należy potraktować zderzakiem, podobnie jak bilboardy reklamowe. Natomiast ściany budynków upstrzone są kolekcjonerskim grafitti.

Szybciej, mocniej, drożej

Zarobione pieniądze oczywiście wydamy na możliwość uczestniczenia w kolejnych wyścigach, ale i na zakupy kolejnych aut. Od tanich popularnych modeli po superauta, czy usprawnienie już obecnego:

Większy motor, większe turbo, lepsze hamulce, większy zbiornik na nitro. Oczywiście nielegalne wyścigi to od zawsze mniej lub bardziej tuning wizualny. Od delikatnego stylingu po ogólnie rozumiany przez wielkie spoilery czy dokładki z batmobilu wieś tuning.

Creme de la creme! Wyścigi!

To powrót do najlepszych czasów tej serii: Jest szybko, i tę prędkość czuć. Im mocniejszy samochód tym bardziej. Tradycyjnie dla dużych prędkość auto zostawia za sobą smugę ze świateł. Czasu na reakcję jest mało i każdy błąd może zakończyć się wylądowaniem w cywilnym aucie, na bandzie czy poza torem, a każda przegrana to ujemne konto. Można co prawda powtórzyć wyścig, ale można to zrobić, w zależności od poziomu trudności, ograniczoną ilość razy na dobę. Naturalnie należy zapomnieć o symulacji, owszem każde auto zachowuje się inaczej, konfiguracja również ma odczuwalny wpływ na jazdę, ale to czysta arcadówka i nie należy Unbound traktować inaczej.

Uczta dla oczu

Graficznie jest naprawdę dobrze, Unbound jest grą pisaną pod obecną generację konsol i nie musi się oglądać za Xone czy PS4. Samochody wyglądają jak ze zdjęć, odwzorowane z najmniejszymi szczegółami. Miasto i okolice wyjęte z widokówek. Za dnia świeci słońce, nocą rozświetla się latarniami. Krople deszczu pięknie rozkładają się na lakierze a niebiesko-czerwone koguty drogówki w nim odbijają. Absolutne mistrzostwo i pod tym względem nie mam najmniejszego powodu aby się przyczepić.

Uczta dla uszu

Dźwiękowo jest dobrze: Ryk wydechów i świszczenie turbosprężarek to miód dla uszu. Muzyka towarzsząca zmaganiom to przeważnie rap. Rap z gatunku za którym osobiście nie przepadam z powodu zbytniego przesycenia autotune, ale nadaje odpowiednie tempo pompując benzynę do żył. Warto wspomnieć, że na ścieżce znalazły się utwory polskich artystów. 

Swojskie Lakeshore

Need for Speed Unbound jest w pełni zlokalizowany, łącznie z dubbingiem. Ten jest są raczej drętwy i bez emocji, ale po kilku godzinach słuchania go doceniam aktorkę, podkładającą głos Tess – dziewczę serio fajnie weszło w rolę zajaranej tym co robi influencerki z tiktokowych relacji.

Śmieszne sytuacje tworzy też główna twarz gry: Raper A$AP Rocky, występujący jako jeden z NPC.
Jego postać nie nie zostałą zdubbingowana, zdaję sobie sprawę czemu mówi oryginalnym głosem, ale brzmi to dość komicznie, gdy w pełnej lokalizacji słyszy się nagle angielski.

Czy to Need for Speed obecnej generacji?

Need for Speed Unbound to bardzo dobra produkcja, na którą czekałem nie przymierzając od czasów oryginalnego Most Wanted. Sprawia dużo frajdy. W wyścigach czuć prędkość, czego się wymaga od tego typu gier. Osobiście czuję tu również unoszącego się ducha Undergroundów, przy których spędziłem niezliczone godziny pod koniec liceum. 

Unbound zabrał mi zdecydowanie więcej czasu, niż jakakolwiek wyścigówka w ostatnich latach i wciąż doskonale bawi.

Polecam!

Plusy

  • Poczucie prędkości w wyścigach
  • Piękna grafika
  • Dźwięki aut
  • Unoszący się nad grą „duch Undergrounda”

Minusy

  • Komiksowy styl nie do każdego trafi
  • Sztuczne monologi wygłaszane przez NPC
  • Dziwnie brzmi niezlokalizowany jeden z głosów

Platformy

Xbox Series X/S / PS5 / PC

1 thoughts on “Need for Speed Unbound – recenzja Xbox Series X”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *