Haker rodem z Hollywood

Drop – System Breach Jest symulatorem hakera jakiego wizerunek znamy z wielu filmów! Przy pomocy serii szybkich kliknięć włamujemy się na rządowe strony, serwery konkurencji czy konta bankowe. Kradniemy dane bądź pieniądze lub wyłączamy kamery i alarmy po czym rozłączamy się i znikamy z sieci niczym sen jaki złoty. Jakkolwiek by to wyobrażenie nie było dalekie od rzeczywistości w taką postać wcielamy się w najnowszej grze produkcji Eherfield Studios.
Jako nowicjusz w branży, z dość przeciętnym sprzętem do włamań rozpoczynamy pięcie się po szczeblach kariery dostając do wykonania misje od kilku grup, które trzęsą miejskim półświatkiem. Zaczynamy od prostych zadań, będących jednocześnie samouczkiem wprowadzającym w meandry obsługi gry i naszego hakerskiego decka.

Od zera do serwera
Założenia Drop – System Breach są proste: Łączymy się z serwerem lokalnym miejsca docelowego, węzeł po węźle zdobywamy kolejne bazy w sieci celu, bierzemy to po co przyszliśmy i się rozłączamy. Brzmi to prosto i początkowo faktycznie takie jest. Z postępem w grze rozgałęzień urządzeń sieciowych robi się coraz więcej. Zaczynają się pojawiać zabezpieczenia, które nie tylko nam opóźnią zdobycie sieci ale i same będą atakować nasz system by zlokalizować źródło ataku. Aha! Na wszystko mamy pięć minut, a przed wykonaniem celu głównego danej misji nie możemy się rozłączyć!
Na szczęście my też mamy możliwość rozbudowy naszego sprzętu, dzięki czemu będzie można wykonać więcej operacji w jednym czasie, wykonać je szybciej czy zautomatyzować pewne procesy. Naturalnie nie ma nic za darmo, upgrade’y swoje kosztują. Więc do roboty!
Oczy dookoła głowy i giętkie palce
Zadania przydzielane przez różne frakcje są opisane krótkim mailem, sprowadzają się w zasadzie do jednego: Wejść, wykonać cel główny. Jak się uda poboczny. A jak jeszcze wystarczy czasu to ukraść wszystkie dolary pochowane po lokalnych HUBach. Rozłączyć się. Ewentualnie usprawnić komputer i wziąć kolejne zadanie.

Brzmi monotonnie? Takie też jest, ale przez pierwsze trzy godziny wcale tego nie czuć! Wszystko to przez tempo rozgrywki, które w pewnym momencie robi się szalone i trzeba być w kilku miejscach naraz: Hakować dalsze HUBy, zdobywać dane, wracać do swojego fierwalla żeby go wzmocnić, przeskoczyć do węzła, w którym skasujemy nasze logi a na końcu jeszcze ubić robaka, który odpiera nasz atak.
Pierwszą sesję z produkcją studia Eherfield zakończyłem po trzech godzinach. Bynajmniej nie z powodu znużenia, ale musiałem dać odpocząć palcom, którym Drop daje niezły wycisk.
Gra już przy odpaleniu sama podpowiada, że aby czerpać z niej największą przyjemność należy grać gamepadem, co zdecydowanie polecam! Interfejs nie przewiduje sterowania myszą, a na klawiaturze dosłownie idzie palce połamać!

Schematycznie po węzłach
Graficznie Drop – System Breach nie zachwyca, ale wygląda klimatycznie: Blokowe schematy na syntwave’owo fioletowych tłach. Jest prosto, bez fajerwerków ale czytelnie. A włamania wyglądają idealnie jak hollywoodzkie wyobrażenia o tej czynności.
Pozostając w tematyce synthwave wspomnę o całkiem dobrze skomponowanej muzyce w tym właśnie stylu, która towarzyszy zmaganiom. Zdecydowanie pasuje do klimatu rozgrywki i stanowi mocny punkt gry.
Immersji wcielaniu się w hakera dopełniają cyfrowe klikania i piszczenia dochodzące z serwerów. Nic odkrywczego, można by rzec standard, do którego przyzwyczaiły nas hakerskie filmy.

Hakować czy nie hakować? Oto jest pytanie
Czy wydana przez Microprose Drop – System Breach to gra warta polecenia? Jeśli tylko chcesz sprawdzić, czy masz wystarczająco gibkie palce aby wykraść dane czy zniszczyć konkurencję za pomocą komputera jak najbardziej! Jeśli wolisz smutne patrzenie w ściany tekstu i szukanie dziur w oprogramowaniu to się zapewne nie odnajdziesz.
Produkcja Eherfield Studios to całkiem przyjemna zręcznościówka, która potrafi wkręcić na dłuższy czas mimo generalnej powtarzalności i wkradającej się monotonii.
Plusy
- Nietuzinkowa tematyka
- Ciekawa oprawa
- Wyzwanie dla palców
Minusy
- Na dłuższą metę monotonna
