Wiadomo, że każdy chłopiec (a zapewne i dziewczyny również) marzy o tym, aby usiąść za sterami wielkiego, ciężkiego i uzbrojonego po zęby helikoptera. W latach 90-tych, młody człowiek jak ja, widywał te maszyny w wielu produkcjach filmowych, więc marzenie to było podkarmiane z wielu stron. Kiedy położyłem moje łapki na swojej Amidze, z miejsca rozpocząłem poszukiwania tytułu, który w jakikolwiek sposób zaspokoiłby potrzebę poczucia wysokości i ciężaru wojskowego śmigłowca. Odpowiedź znalazła się w pożyczonym od kumpla pudle z dyskietkami. Na czterech nośnikach znajdował się Gunship 2000.

Gra wydana przez MicroProse, które to dostarczyło światu wiele wspaniałych symulatorów, jawiła się jako idealna zabawka dla wszystkich zainteresowanych tematem śmigłowców. Gunship 2000 oferował wybór pomiędzy ośmioma maszynami, pośród których znajdowały się takie klasyki arsenału NATO jak Apache, Cobra czy Blackhawk.
Przed każdą misją mogliśmy wybrać preferowany helikopter oraz uzbroić go wedle własnego uznania. Zbrojownia była dość obszerna oferując dużą ilość gadżetów robiących kuku przeciwnikowi. Do wyboru było co najmniej kilkanaście zestawów: broni maszynowej, pocisków powietrze-ziemia i powietrze powietrze. Do tego oczywiście dochodziły podwieszane zbiorniki na paliwo, które zwiększały zasięg maszyny kosztem zmniejszenia ilości transportowanej broni.
Decyzje, decyzje
Odpowiednie przygotowanie i wyposażenie maszyny było kluczowe dla pomyślnego zakończenia danej misji. Swoją maszynę należało uzbroić w odpowiedni sprzęt do danego rodzaju misji aby móc wykonać wszystkie jej założenia. Wiedzę na temat przewidywanych sił przeciwnika otrzymywaliśmy z raportu wywiadowczego, który również sugerował najlepszy dobór broni dla aktualnego zadania.
Rodzajów misji było kilka. Gunship 2000 oferował kilka wariantów wsparcia, rekonesans, aż po przechwytywanie wrogich jednostek czy niszczenie wskazanych celów.
Zanim jednak siadło się za sterami, należało również przygotować swoją postać. Gunship 2000 dawał możliwość wyboru ksywki, herbu jednostki i nazwania jednostki, w której się służyło. To było tak fajne, że często zanim wkroczyłem na lotnisko to upływało sporo czasu na samym przygotowaniu swojej tożsamości.

Stworzona postać rozwijała się i wspinała się po stopniach wojskowej kariery po udanych misjach. Najdalej udało mi się dochrapać rangi kapitana, co już umożliwiało dowodzenie eskadrą śmigłowców. Pierwsze loty bowiem były przeprowadzane w samotności. Przy wyższych stopniach oficerskich otrzymywało się możliwość dowodzenia eskadrą trzech helikopterów.
Po wzięciu udziału w odprawie, przejrzeniu map sytuacyjnych, zaplanowaniu trasy lotu, wskakiwaliśmy do swojej maszyny i rodziło się cudowne i przyjemne uczucie. Gunship 2000 dawał inne wrażenia lotu w różnych typach maszyn. Znać było różnicę pomiędzy małym i zwrotnym Kiowa Warriorem, a potężnym i ciężkim Blackhawkiem. To było coś wspaniałego móc polatać i wypuścić kilka hellfire’ów w kierunku wrogich jednostek.
Niezapomniane chwile z Gunship 2000
Wektorowa grafika robiła kiedyś wrażenie, a komunikaty dobiegające z głośników nadawały niesamowitej immersyjności. Pamiętam, że nawet kilka razy mój ojciec, który generalnie za grami nie przepadał, zerkał mi przez ramię kiepsko maskując zainteresowanie.
Gunship 2000 był bardzo przemyślany i całość rozgrywki potrafiła mocno przykuć do monitora nawet osoby niewprawione w sztuce komputerowego pilotażu. Loty nad płaskimi terenami na najniższej wysokości w pewnym momencie wykonywało się tak samo naturalnie, jak wykorzystywało wzniesienia w celu ukrycia swojej pozycji. Równie szybko przychodziła nauka jak zaatakować przeciwnika, który im bardziej był zaskoczony, tym łatwiejszy do zniszczenia. Dodatkowo, gra pozwalała na dostosowanie poziomu realizmu rozgrywki. Można było ustawić brak wiatru, asysty przy lądowaniach czy poziom trudności wrogów.
Gunship 2000 to może nie najdoskonalszy symulator lotu pod słońcem, ale jest to niewątpliwa gra, która ma w sobie to ciężko nazywalne coś. Coś, co wciąż pozwala miło wspominać te chwile, gdy za sterami AH-64 Apache strącało się kolejne Hindy z wirtualnego nieba.


1 thought on “Gunship 2000 – retro wspominki”