Dewiant Shock Comic okładka

Dewiant – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Lata siedemdziesiąte to dobry nośnik dla opowieści kryminalnych. Hipisi, coraz bardziej otwarte społeczeństwo, używki i rosnąca przestępczość. To wszystko stanowi świetną pożywkę dla historii o policjantach i złodziejach czy mordercach. Przekonaliśmy się o tym przy okazji Zodiaka Davida Finchera czy klasycznych serialach kryminalnych. W nasze ręce wpadł wydany przez wydawnictwo Shock Comics Dewiant, który niesie ze sobą wiele elementów, jakimi spragnieni historii o seryjnych mordercach z pewnością się zachwycą. Duża dawka makabry i brutalności, tajemnica, nieuchwytny złoczyńca, niejednoznaczni bohaterowie. Osadzony w kilku liniach czasowych, w tym właśnie w latach 70-tych tom pierwszy właśnie wchodzi na polskie półki sklepowe. Czy warto sięgnąć po ten tytuł Jamesa Tyniona IV ?

Dewiant po raz pierwszy

Michael to twórca komiksów. Znudzony rysowaniem trykociarzy szuka historii, która jest bardziej życiowa, bardziej mu leży i będzie dotykać go osobiście. Jako fascynat tematyki true crime natrafia na sprawę morderstwa nastolatków pracujących w centrach handlowych jako elfy podczas świąt w latach siedemdziesiątych. Morderca przebrany za świętego Mikołaja rozszarpał dzieciaki i sprofanował ich ciała, a następnie ranił policjanta. Ujęty podczas poszukiwań i skazany Randall Olsen spędza resztę swojego życia na odsiadce w więzieniu, jednakże nigdy nie przyznał się do winy. Michael spotyka się ze skazańcem szukając opowieści, którą chciałby przekuć w swój komiks. Zaczyna poznawać Randalla, jego wersję zdarzeń i role, które odegrali poszczególni bohaterowie. Tymczasem, zbrodnie popełniane przez osobnika przebranego za Gwiazdora zaczynają się powtarzać. Schemat sprzed 50 lat powraca i policja dość szybko trafia na ślad młodego komiksiarza.

Dewiant Shock Comic

Zodiak, to znaczy Dewiant

Choć chyba ciężko wyrokować po pierwszym tomie, to Dewiant zachodzi mi klimatem znanym z filmów Davida Finchera. Zapewne bliżej mu do Zodiaka niż do genialnego Siedem, ale może to być podyktowane wspomnianym okresem lat siedemdziesiątych ukazanym w komiksie. Podczas lektury nie mogłem się też powstrzymać od skojarzeń z serialu o dokonaniach Jeffreya Dahmera, a to ze względu na mocno podkreślony wątek homoseksualny.

Watek gejowski osób wrażliwych na te tematy nie powinien tu jednak absolutnie odstraszać. Dewiant nie oferuje taniego wpychania takich elementów na siłę. Scenarzyści zadbali o to, by była to mocna platforma fabularna, łącząca wątki współczesne z latami siedemdziesiątymi i stanowiąca jedną z części osi fabularnej. Przez pryzmat homoseksualności ukazany jest świat sprzed pięćdziesięciu lat i podjęta jest próba spojrzenia na społeczne postrzeganie innej orientacji seksualnej. Jestem bardzo ciekawy, jak zostanie to poprowadzone w kolejnych tomach. Czy będzie to tylko próba ukazania mordercy jako wykutego w świecie pełnym nienawiści do gejów, czy raczej coś innego. Liczę, że Tynion będzie potrafił zaskoczyć i nie będzie jechał na wyświechtanych patentach lub grał na czarno białych klawiszach. Na razie jestem zaintrygowany. Należy też dodać, i to wcale nie na marginesie, że Dewiant to niejako przy okazji kawał porządnego kryminału, który zawiera wspomniane już na wstępie wszystkie składniki na dobrą opowieść o seryjnych mordercach.

Tropy rzucane przez scenarzystów kluczą, pytania się mnożą, a próbując już na tym etapie wskazywać winnych można szukać pośród kilku osób. Do tego dochodzą wręcz groteskowo brutalne sceny z miejsca zbrodni. Dewiant nie pokazuje w szczegółach jak działa, ale można „podziwiać” efekty jego prac, które naprawdę potrafią zapaść w pamięć.

Dewiant Shock Comic

Dewiant spieszy się powoli

Fabuła również, niczym wytrawny seryjny nabiera tempa, ale powoli. Wgryzamy się w sprawę razem z Michaelem poznając jednocześnie Randalla. Choć Dewiant posiada dość długie sekwencje z dialogami, to nie mam poczucia by był przegadany. Dyskusje Randalla z Michaelem co prawda mają trudne chwile, w których panowie się badają, poznają i starają się zaufać. W początkowym stadium rozwoju fabuły myślę, że jest to uzasadnione i zrozumiałe, skąd to powolne rozwijanie się wątku. Ale jest tu też chemia. U obu widać, że rozumieją, że drugi ma coś, czego chcą. Zresztą to tylko jedna z płaszczyzn, po której autorzy nas wodzą. Mamy też niewyjaśnioną do końca sprawę z lat siedemdziesiątych. Dziwne zachowania gliniarzy, no i najważniejsze – grasującego współcześnie Dewianta.

Dewiant to mocny debiut dla wydawnictwa startującego ze swoją ofertą wydawniczą i myślę, że postawiono na dobrego i ciekawego konia. Pierwszy tom narobił apetytu na więcej, a historia ma potencjał na szalenie dobrą pozycję nie tylko dla medium komiksowego. Ale wyrażam tę opinię z pewną ostrożnością, bo to jednak historia nie ukończona. Czekam na tom drugi, który zamknie wszystkie wątki. Czy zaskoczy, usatysfakcjonuje, poszarpie czytelniczą duszę niczym tytułowy Dewiant? Zobaczymy.

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Shock Comics

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *