Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Muszę przyznać, że jakimś cudem ominęło mnie całe szaleństwo związane z japońskimi animacjami z lat 70-tych i 80-tych. Nadawane namiętnie przez Polonię 1 i z dużym opóźnieniem u nas względem oryginalnej premiery seriale raczej trąciły dla mnie już kiczem (za duży już byłem chyba) i nie ekscytowałem się Calendar Manem, Yattamanem, czy przygodami Gigiego la Trottola. Włoski dubbing w tle i naiwne historyjki zupełnie do mnie nie przemawiały (no może poza kilkoma odcinkami Gigiego, którego sprośny humor czasami mnie bawił). Nie wiem, czy wrzucając do tego samego worka produkcji Go Nagaia – Goldorak nie popełniam jakiegoś faux pas, ale mogę z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że gdyby ówcześnie również pojawił się na falach Polonii 1, to zignorowałbym ten serial na równi z wymienionymi. Historia o robocie Goldoraku, przybyszach z kosmosu osiedlających się na Ziemi i ich wojny z odwiecznymi wrogami, czyli Vegą jednak miały oddane grono widzów we Francji. I z tych zakochanych w starym japońskim anime fanów, kilku wyrosło na twórców komiksów, którzy postanowili oddać hołd swoim dziecięcym animowanym idolom, tworząc , no kto by się spodziewał- komiks. Komiks przez olbrzymie „K”.
Goldorak i przybysze z obcej planety
Historia przedstawiona w Goldoraku jest prosta jak drut. Na pokładzie tytułowego olbrzymiego robota – Goldoraka na Ziemię trafia ocalały z pogromu swojej planety Książę Actarus, który trafia pod skrzydła japońskiego naukowca. Chłopak dorasta, i żyje w pokoju, do czasu, gdy niszczyciele jego rodzimej planety – siły Vegi – trafiają za nim na Ziemię. Ukryty dotąd robot zostaje użyty w walce przeciw najeźdźcom i ostatecznie Vega zostaje pokonana, a Książę wraz z odnalezioną siostrą wracają na swoją planetę, by ją odbudować. Tak przedstawia się serialowa historia. Komiks jest jej kontynuacją, która osadzona jest w późniejszym okresie. Okazuje się, że siły Vegi, pragnąc podbić galaktykę uderzyły w różnych kierunkach. Powracające z innych wypraw jednostki nie przyjęły zbyt dobrze faktu zniszczenia ich sił przez Goldoraka i szybko uderzyły na odbudowującą się planetę Actarusa. Pozostałości armii Vegi doprowadzają do ponownego zniszczenia planety, ale zbierają też srogie manto. Niedobitki kierują się na Ziemię, w poszukiwaniu nowego domu, choć spora część pała żądzą zemsty na pilocie Goldoraka, jego rodzinie i przyjaciołach. Rozpoczyna się zatem ponowne starcie starych wrogów, a Tokio znów staje się areną walk olbrzymów.

Prawdziwe złoto
Goldorak to prawdziwe złoto i niewątpliwy wzór na to, jak należy odświeżać stare marki. Szacunek do pierwowzoru ocieka z każdej strony i ramki. Pietyzm i oddanie, z jakim twórcy podeszli do tematu zasługuje na najwyższe laury. Nawet nie znając oryginału można się domyślić, które kadry czy ujęcia nawiązują do starej produkcji, kiedy twórcy puszczają oczko i kiedy trzymają historię w szynach ukierunkowanych zgodnie z oryginałem. Z kartek bije ten klimat, który można było poczuć w zasadzie wszystkich japońskich obrazach o wielkich robotach czy stworach. Oddanie, przyjaźń, braterstwo, poświecenie w obliczu zagrożenia wyłażą z kadrów na lewo i prawo. Takie to wszystko nieco naiwne, czy przerysowane, a jednakowoż szczere i gorące. Autorzy kochają opowieść o Goldoraku i pokazują to uczucie gdzie się da. Jeśli jednak myślicie, że komiks trzyma poziom produkcji z lat siedemdziesiątych, to się bardzo zaskoczycie. Autorzy łapią bowiem doskonały balans z współczesnością. Zaskakująco, ta naiwność wychodzi bardzo wiarygodnie w ramach stworzonego świata. Jest humor i dowcip, ale są też trudniejsze emocjonalnie momenty, a całość bardzo mocno trzyma się kupy.
Goldorak i dorastanie
Jesteśmy świadkami dorastania bohaterów, mierzenia się z wyzwaniami dorosłego życia oraz podejmowania trudnych decyzji. Stawiane są przed nimi dorosłe dylematy. Wrogowie są podstępni, źli, ale też bardzo zróżnicowani pomiędzy sobą. Pojawiają się tematy zbrodni wojennych, strat, traum. Widać, że bohaterowie już nie są tylko postaciami, które maja w każdym odcinku wskoczyć w robota i po powtarzanej do porzygu sekwencji ubierania się w obcisły spandeks, przejechaniu tunelem i po zajęciu miejsca za sterami pojazdu stłuc na kwaśne jabłko złola i rozwiązać problem w danym odcinku. I nawet nie znając ich losów z lat dziecięcych ekranizowanych w serialu emocje potrafią zaszarpać dość mocno. Mogę sobie wyłącznie wyobrazić jak potężnie oddziałuje to na fanów, którzy maja znajomość animowanego pierwowzoru całego uniwersum.

Goldorak połączy pokolenia
Klasyczny akapit o kresce i rysunku będzie krótki. Goldorak jest cudownie narysowany. Rysownicy znaleźli jakąś złotą ścieżkę, która połączyła mangowe postaci z niemal technicznym rysunkiem i bardzo realistycznym odwzorowaniem pojazdów i machinerii. Frankofońska manga ? Chyba przesadziłem, ale naprawdę Goldorak jest bardzo miłym dla oka doświadczeniem, a olbrzymia ilość pracy i pietyzm, z jakim zabrano się za ten tytuł jest ukazany w dodatkach, które naprawdę warto przejrzeć, gdyż nie są zwyczajowym zestawem alternatywnych okładek.
Podczas lektury Goldoraka miałem wrażenie, ze cofnąłem się z powrotem do lat młodości i serio, nie miałem pojęcia, że takie wrażenia jeszcze we mnie siedzą. Nawet okazjonalne bzdurki pokroju rannego w nogę bohatera, który najpierw zastanawia się czy jest w stanie pilotować maszynę, by chwilę później urządzać wspinaczkę po skałkach nie psuje mi tu nastroju. Trzeba odpuścić sobie takie analizy i dać się porwać opowieści. Dobra zabawa gwarantowana. Goldorak to świetna, wyjątkowa, rewelacyjnie narysowana pozycja. Kropka.
Za udostępnienie egzemplarza recenzenckiego dziękujemy Wydawnictwu Elemental.