Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Adaptacje klasycznych dzieł kultury, zwłaszcza tak uznanych jak Władca Much to temat nad wyraz wymagający. Z jednej strony mamy materiał źródłowy, który potraktowany niewłaściwie mógłby zgubić swoje przesłanie. Z drugiej nowe medium, na które przekładany jest utwór trafi często do innego grona odbiorców niż pierwowzór dlatego istnieje ryzyko, że się zwyczajnie nie przyjmie. Jak zatem z tego niełatwego zadania wybrnęła Aimée de Jongh?

Nowy świat
Powieść zaczynamy na niezamieszkałej przez ludzi wyspie, gdzie rozbija się samolot. Jedynymi ocalałymi jest grupka kilku, kilkunastoletnich chłopców. Chcąc przetrwać zmuszeni są współpracować. Mając dziecko już samo zawiązanie akcji wydaje mi się przerażające. A im dalej tym problemy jakie mogą przyjść nam do głowy jedynie eskalują.
Władca Much bywa oszczędny z epatowaniem wprost swoim przekazem. Czasem nie potrzeba wiele tekstu. Gros wydarzeń poznajemy bez konieczności opierania się na dialogach. Właściwie niewiele uświadczymy tu także ekspozycji co poczytuję na plus. Choć kiedy z rzadka występuje, zawsze czemuś służy. Autorka traktuje czytelnika z szacunkiem, nie robiąc z nas idioty koniecznością tłumaczenia wydarzeń bezosobową narracją, która tylko powtarza to co i tak widać.
Akcja uzupełniana jest pogawędkami bohaterów. I każdy z wymienionych wyżej elementów wydaje się być na swoim miejscu, zręcznie wykorzystując medium opowiadania historii jakim są komiksy. Co ciekawe każdy tekst występujący w albumie został zaczerpnięty bezpośrednio z powieści Williama Goldinga.

To eskalowało szybko
Sam wątek główny nie jest szczególnie trudny w odbiorze. I mam tu na myśli sposób przekazania wydarzeń. Bo już właściwą historię obserwowałem z pewnym przerażeniem. Niczym w chorym eksperymencie socjologicznym jesteśmy świadkami budowania się społeczności i przyspieszonej lekcji dojrzewania grupki dzieci. Czy podejmowanych fatalnych w skutkach decyzji. Władca Much jest niczym studium ludzkiej psychiki, przy czym mamy do czynienia z młodymi chłopcami zmuszonymi poradzić sobie w niekorzystnych warunkach.
Jednak omawiany komiks nie jest jedynie groteskowym, depresyjnym obrazem utraconej niewinności i walki o przetrwanie. Oprócz zdecydowanie mrocznych momentów uświadczymy w nim też wiele pozytywnych chwil. Epizodów beztroskiej zabawy, rodzenia się przyjaźni, nadziei. Całość mimo wszystko jest przedstawiona w lżejszym tonie. Co jest także zasługą ilustracji.
Nie brak tu żywych kolorów. Zaś kreska jest bardzo solidna, dynamiczna i nie sili się na realizm. Historia jest ładnie zilustrowana. Zresztą po obłędnym Dni Piasku oczekiwałem sporo i Aimée de Jongh nie zawiodła. Zarówno graficznie jak i fabularnie. Chociaż w tym drugim przypadku to w pewnym stopniu zasługa literackiego pierwowzoru. Aczkolwiek sam materiał źródłowy nie gwarantuje przecież udanej adaptacji. W przypadku Władcy Much możemy jednak mówić o znakomitym komiksie.
Jak jesteśmy jeszcze przy wykonaniu wspomnę, że album został wydany nakładem wydawnictwa Non Stop Comics w twardej oprawie. I jest to edycja opracowana bardzo solidnie, okładka świetnie prezentuje się na półce. Władca Much zamyka posłowie autorki ze zbiorem wstępnych szkiców koncepcyjnych. Mały, acz przyjemny dodatek.

Adaptacja z poszanowaniem oryginału
Władca Much jeszcze długo po skończonej lekturze zostaje w głowie. Nie bez powodu ta przygodowa powieść o ludzkiej naturze od lat jest chwalona zarówno przez krytyków jak i czytelników. Jej adaptację uważam za niezwykle udaną. Chłonąłem ją błyskawicznie z mieszanką fascynacji i przerażenia. Spokojnie bez swojego rodowodu w postaci książki Williama Goldinga o tym samym tytule broni się jako samodzielne dzieło. I jest to komiks nie tylko dla starszych pokoleń, do których powoli się zaliczam. Ale także, a może nawet przede wszystkim dla dzieci w wieku szkolnym. Świetna pozycja.
Za komiks do recenzji dziękujemy wydawnictwu Non Stop Comics.
Książka bardzo mi się podobała, to może się skuszę i na taką adaptację. 🙂