Vinci: Złodziej Twarzy – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Tajemnicze morderstwo wstrząsa Mediolanem końca XV wieku. Śledztwo za nieuchwytnym zbrodniarzem, tytułowym Złodziejem Twarzy, zaprowadzi nas również do Wenecji i Florencji zręcznie przeplatając fikcję z prawdziwymi wydarzeniami i postaciami. Niecodzienne dla komiksu tło historyczne stanowi pretekst do opowiedzenia rasowego kryminału. Tylko co z tym wspólnego ma legendarny wizjoner i artysta Leonardo Da Vinci? Zapewniam, że odpowiedzi na wszystkie rodzące się pytania poznamy na kartach Vinci Złodziej Twarzy.

Gdy fikcję wymieszamy z rzeczywistością

Próby wplatania historycznych figur bez zakłamywania zdarzeń nie zawsze się udają. Didier Convard jednak zręcznie uzupełnił luki w znanych faktach z epoki renesansu przez co nawet znając okoliczności tamtych lat śledzimy kolejne wydarzenia i postępy śledztwa z niekłamanym zainteresowaniem i satysfakcją. Uspokajam jednak, by czerpać przyjemność z czytania recenzowanego komiksu nie musimy kojarzyć kronikarskich informacji XV-to wiecznych Włoch. Tym bardziej, że wątek główny jest w całości fikcyjny, choć, pomijając kilka motywów, czuć, że mógłby się wydarzyć naprawdę.

Fabuła komiksu jest dobrze poprowadzona niczym jak w klasycznych kryminałach. Nie ma tu zbędnych scen. Autor bez przerwy podsyca naszą ciekawość dawkując informacje na tyle byśmy cały czas chcieli więcej, a jednocześnie nie byli tą grą w kotka i myszkę znudzeni. Jednak mam wrażenie, że śledcza łamigłówka to nie jedyny motyw, który przyświecał Convard-owi. Mierzymy się tutaj także z legendą osławionego Leonarda Da Vinci. Obraz ten odbiega nieco od wyidealizowanej postaci wizjonera. Obdzierając ją z niepotrzebnego mitologizowania poczujemy niemal namacalną obecność artysty. Zresztą nie tylko jego. Wszyscy bohaterowie są napisani bardzo naturalnie, czuć, że to ludzie z krwi i kości. Co tylko jeszcze bardziej uwiarygadnia opowiadaną historię. Dodajmy do tego kwiecisty język przypominający rozmowy ludzi z epoki. Szyk wyrazów w zdaniach brzmi jak najbardziej współcześnie. Aczkolwiek dzięki obranemu słownictwu udziela się atmosfera dawnych lat. Na szczęście język w dialogach nie męczy. Zapewne także duża w tym zasługa tłumaczenia Jakuba Syty.

Renesans, jaki jest, każdy widzi

Niebagatelny wpływ na pozytywny odbiór komiksu ma również szata graficzna. Gilles Chaillet zasłynął realistyczną kreską choćby w serii Vasco. Dzięki niemu bohaterowie ożywają na kartach komiksu. Jednak największe pochwały należą mu się za tła poszczególnych kadrów. Z dużym pietyzmem i uwagą przyłożył się oddaniu architektury miejsc, w których rozgrywa się akcja. Zarówno jeśli chodzi o odwzorowanie znanych z widokówek obiektów, które przyciągają każdego roku rzesze turystów, jak i zwłaszcza za te bardziej powszechne miejscówki. Jak budynki mieszkalne, czy obrzeża XV-wiecznych miast. W kadrach widać odrobioną pracę domową, tym bardziej, że te nie stronią od detali.

Zwieńczenie historii jest zarówno satysfakcjonujące jak i daje do myślenia. Choć umieszczenie akcji w renesansowych Włoszech nie każdemu może przypaść do gustu, to komiks broni się całkiem dobrze. Sama fabuła jest mocno osadzona w tamtych czasach, dlatego jeżeli ktoś nabył alergii do historii po lekcjach w podstawówce, to próg wejścia dla takiego czytelnika będzie zapewne bardziej stromy. Jednak fabuła mogłaby stracić gdyby opowiedziano ją współcześnie i bez postaci Leonarda Da Vinci. Pomimo tego, że nie pałam zbytnim entuzjazmem do tej epoki historycznej tak lektury komiksu nie żałuję, a wręcz polecam. Zagadkę morderstw próbujemy rozwikłać jednocześnie z bohaterami co zwyczajnie wciąga. Ponadto fakt, że fabułę poznajemy w formie retrospekcji znając na starcie pewne istotne dla śledztwa szczegóły, absorbuje tym bardziej.

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Kurc.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *