Krótka lekcja historii
W zamierzchłych czasach “Pentium łupanego”, w 1998 roku na świat przyszedł Sensei Commandos: Behind Enemy Lines -san. Dzieło hiszpańskiego Pyro studios było świeżym spojrzeniem na strategię czasu rzeczywistego. Commandos, wbrew panującym trendom budowania bazy, produkcji armii i zmasowanemu atakowi na obiekty wroga. Dało nam pod opiekę ledwo garstkę żołnierzy, za to doskonale wyszkolonych w swoich specjalizacjach, która to garstka działając na tyłach Trzeciej Rzeszy dywersyfikowała poczynania nazistów.
Commandos: BEL, mimo wyśrubowanego poziomu trudności okazał się hitem, doczekał dwóch kontynuacji oraz dwóch naśladowców. Potem długo długo nic. Aż do 2016 roku, kiedy to narodził się godny uczeń Commandosa: Shadow Tactics: Blades of the Shogun.
Japońscy komandosi
Shadow Tactics: Blades of the Shogun, jest grą taktyczną rozgrywaną w czasie rzeczywistym, pełnymi garściami czerpie z mechaniki i pomysłów Commandos: BEL. dokładając całkiem sporo własnych.
Produkcja Mimimi Productions przenosi gracza w czasy feudalnej Japonii. Pod opiekę otrzymujemy grupę indywidualności, którzy muszą ze sobą współpracować, by chronić cesarza przed Kage-Samą, człowiekiem, któremu nie w smak władza tego pierwszego i wywołuje w kraju rebelię. Każdy z naszych podwładnych ma inne umiejętności i swoje własne zabawki. Mamy więc Hayato, Ninja, potrafiącego rzucać shurikenami i mogącymi wspinać się po dachach. Złodziejkę Yuki, która może zwabić wroga we własnoręcznie wykonaną pułapkę, lecz jest tak drobna, że nie jest w stanie sprawnie schować ciała. Jest samuraj Mugen, silny jak tur, ale nie umiejący pływać. Pełniąca rolę szpiega Aiko, a także Takuma – staruszek bez nogi, za to z bronią długodystansową i tresowanym tanuki, które idealnie odciąga uwagę od poczynań ekipy.
Przed tą wesołą ekipą 13 misji rozsianych po różnych miejscach prowincji. Od kwiecistych pałacowych ogrodów, przez miejskie ulice po zaśnieżone góry. Będziemy kraść tajne dokumenty, porywać wpływowych ludzi i uciekać więzienia, aż do konfrontacji z buntownikiem.
Być jak cień
W każdym z rozdziałów najważniejsze jest bycie niezauważonym, należy przemykać się pochylonym, z dala od światła pochodni. Zabójstw dokonywać skrycie i od razu pozbywać się ciał z widoku. Bardzo pomocne w skrytym działaniu jest możliwość wyświetlenia zasięgu wzroku wrogich żołnierzy. Bez tej funkcji nie rozpoczynamy żadnych działań. Oczywiście nie da się uniknąć pewnych uproszczeń: krzaki pomieszczą nieskończoną ilość ciał, a strażnik niezbyt się przejmie faktem, że jego kolega zbyt długo nie wraca z patrolu. I bez tego kombinowania jest nadto. Każda akcja musi być idealnie zaplanowana, bo gdy wywołamy alarm to jedyne co pozostaje zrobić to wczytać ostatni save. Każdy ruch musi być poprzedzony dokładną obserwacją zachowań wrogich żołnierzy. Dodatkowo trzeba idealnie zsynchronizować działania najemników, którzy znajdują się w różnych częściach planszy. Pomocny w tym jest “tryb cienia”, który pozwala zaplanować i uruchomić jednoczesne wykonanie poleceń.
Jednocześnie każda misja posiada pomniejsze cele, które poznajemy po pierwszym jej przejściu, może to być nie używanie jakiejś broni, brak wykrycia przez przeciwników czy też jej ukończenie bez zabijania. Nawet na niższych poziomach trudności gra stanowi nie lada wyzwanie, a jeśli chcemy ją wymaksować czeka nas bardzo mocne główkowanie.
Choć typ gry bardziej pasuje do sterowania myszą, gra gamepadem jest intuicyjna i wygodna. Nie czułem dyskomfortu z powodu używanego manipulatora. Zdarzyło się kilka momentów, gdzie postać nie posłuchała i zrobiła zupełnie co innego niż powinna, jednak były to wyjątki od reguły.
Z góry piękny widok
Wydarzenia w Shadow Tactics obserwujemy w pełnym trójwymiarze, w rzucie izometrycznym. Obraz możemy swobodnie obracać, przybliżać i oddalać. Grafika jest ładna i czytelna. Całość pociągnięto cel-shadingiem: Choć zazwyczaj nie przepadam za tym stylem, tutaj mi akurat pasuje do klimatu. Teatr zdarzeń wygląda tak jak moje wyobrażenia o XVII Japonii, mapa jest szczegółowa i pełna detali. Liście szeleszczą, śnieg pada, postacie poruszają się płynnie. Cóż chcieć więcej? Udźwiękowienie jest poprawne, słychać zgiełk miasta, sielankę w pałacowym przepychu, świst wiatru na górskich zboczach, a w tle przygrywa spokojna muzyka, dopełniająca klimatowi całości.
Spędziłem z grą bardzo miłe chwile, nieraz byłem blisko rwania włosów z głowy, a grałem ledwie na średnim poziomie trudności. Shadow Tactics jest jednak grą, która mimo, a może właśnie dlatego, że jest nie lada wyzwaniem, jest szalenie satysfakcjonująca. Godna polecenia każdemu, kto lubi pogłówkować przy konsoli. A jeśli do tego ciepło wspomina Commandos, to przy dziele Mimimi Productions będzie się bawił doskonale.
Plusy
- Szalenie wciągająca rozgrywka
- łatwa do nauczenia, trudna do wymasterowania
- Kilka możliwych ścieżek do ukończenia misji
- ładna oprawa
- szereg wyzwań dodatkowych
Minusy
- Momentami wysoki poziom trudności
- Pewne uproszczenia
- Inteligencja wrogów pozostawia nieco do życzenia
1 thoughts on “Shadow Tactics: Blades of the Shogun – Recenzja Xbox One”