Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Prób rozprawienia się z mitem Batmana było już wiele, a Bruce Wayne przeżywał już wiele rozterek i przemian. Był uzależniony, był kaleką, miał depresję i generalnie spotykało go wiele nieprzyjemnych rzeczy. Takiej jazdy jednak, jakiej przygotowali mu Josh Simmons i Patrick Keck chyba się nie spodziewał. Sen Nietoperza, wydany przez wydawnictwo Timof, jest bowiem nie tyle dekonstrukcją postaci Batmana, ale jego dekompozycją.
Twórcy, nie uzyskawszy licencji na Batmana używają tu zamienników postaci, ale doprawdy odgadnięcie o kogo chodzi tutaj nie wiąże się z żadnym wysiłkiem. Nietoperz, cierpiący egzystencjonalne katusze zaczyna poszukiwanie samego siebie. Zaczyna mieć wątpliwości, czy zachowując swoje zasady czynił właściwie i czy dalsze wcielanie się w mrocznego mściciela ma sens. Na swojej drodze napotka wiele znanych postaci z uniwersum, a nawet przejdzie przez zniszczenie świata i postapokaliptyczne rubieże. Na finiszu odbywa zupełnie transcendentalny spacer, podczas którego zamyka swój cykl.
Niezdrowy sen nietoperza
Dekonstruowanie superbohatera nie jest ani niczym nowym ani odkrywczym. Dotykało to Batmana jak i innych trykociarzy wielokrotnie. Pozostaje tu jednak kwestia podejścia. Można to zrobić wulgarnie, jadąc po bandzie, wpychając obiekt swoich westchnień w coraz bardziej krępujące i żenujące sytuacje. Można też podejść do tego ze smakiem i pomysłem. Pozostaje tylko żałować, że Simmons i Keck poszli ścieżką numer jeden.
Czy naprawdę zabawy ze stolcem, masturbacja, czy fetyszyzm, okaleczanie i absolutnie bezsensowna agresja jest czymś nieodzownym, by pokazać Batmana z innej strony? Sen nietoperza momentami zamienia się w dość niesmacznie podane kadry ociekające wulgarnością i brutalnością. A szkoda, bo ma naprawdę sporo dobrych momentów.
Twórcom udaje się puścić oczko do czytelnika i to kilkukrotnie. Mamy tu darcie łacha z klasyków – widoczne są nawiązania do choćby Zabójczego żartu. Docenić też należy humor – Batman kapiący się w pelerynie przypomina od razu stary żart o posłach chodzących w marynarkach wpuszczonych w spodnie. Albo dowcipne podmienianie imion postaci, choć to również związane jest z wspomnianym brakiem licencji na Batmana. Ale to są chwile, które toną w zalewie przerysowanej brutalności, wulgarności i golizny. Mam strasznie mieszane uczucia co do tej pozycji, która jawi się na dość intrygującą. Próba rozkładu postaci jest bardzo ciekawa. Nietoperz rozpada się na czynniki pierwsze i dekomponuje się do samego jądra. Naprawdę szkoda, że autorzy sięgnęli po środki, które są często niewspółmierne do efektu. Jest to zbyt mocne, przekracza granice zbyt daleko.
Jazda po bandzie
Mam wrażenie, że twórcom najbardziej zależało, aby Sen nietoperza jechał po bandzie, szokował. Dawał się wynieść na wyżyny bezsensownej momentami orgii tryskającej dosłownie obrazkami kopulujących bohaterów. Można się trochę poczuć jak w liceum, gdyż czasami zawartość schodzi tu na poziom żartu opowiadanego sobie na przerwach przez pryszczatych nastolatków. Przez to Sen Nietoperza jest bardzo nierówny. Transcendentalizm i głębia momentami są ciężko uchwytne. Podczas lektury łatwiej jest się skupić na wyszukiwaniu kolejnych wybryków autorów, niż na przeżywaniu egzystencjalnych katuszy i poszukiwaniu siebie przez Nietoperza. Sen nietoperza to ciężkostrawna pozycja o dużym potencjalne, który spłynął do rynsztoka razem z wydalinami, których na kartach tego komiksu jest dość sporo. To ciekawostka, która nie jest łatwa w odbiorze. Używa potężnych i przesadzonych środków wyrazu. To wymagająca lektura, do której trzeba podejść z dużą rezerwą i cierpliwością.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Timof i Cisi wspólnicy.