Witam drogie Wilczyce Wilki! W dzisiejszym filmowym odcinku zaszyjemy się w szafie. Lub głębokim schowku, gdzie tylko my mamy dostęp. I otworzymy książkę oświetloną świeczką, małą latarką, ostatecznie telefonem komórkowym. Książkę, która jest magicznym portalem między światem rzeczywistym a światem baśni, bajek i innych fantastycznych opowieści. Przed Wami – Niekończąca się opowieść.
Tytułowy mały chłopiec – Bastian – po śmierci matki zamyka się w sobie. Nie akceptuje tego stanu, zaczyna mieć kłopoty w szkole, nie potrafi znaleźć wspólnego języka ze swoim ojcem. Pewnego dnia, uciekając przed prześladującymi go starszymi chłopcami, Bastian trafia do pewnej księgarni, skąd lepkimi rączkami kradnie… no dobra, pożycza tajemniczą książkę, dzięki której przeżyje najwspanialszą przygodę w swoim życiu. Nie jest to bowiem zwykła książka, ale pełna magii brama do innego świata. Dzięki niej Bastian przenosi się w krainę wyobraźni, której właśnie grozi zagłada… Nadciąga nicość, niezmierzona ciemność pochłaniająca wszystko co widzimy.
Magia wyobraźni
Mały chłopiec okaże się wkrótce jedyną osobą, która może uratować piękną księżniczkę i cały otaczający go świat… Chłopiec w swojej podróży spotyka wiele dziwnych i tajemniczych stworzeń. Pożeracz skał na swoim „rowerku”, Teeny Weeny na turboślimaku czy nocnego goblina. No i nie można zapomnieć o wielkim białym smoku Falkorze.
Film, który chyba każdy z nas widział, szczególnie jeśli jest z rocznika lat 70′ i 80′. Wspaniale wyreżyserowana baśń o potędze wyobraźni i marzeń, przypominająca nam o tym, żeby w materialistycznym pełnym zła świecie nie zapominać o swoich marzeniach i podążać za nimi.
Pierwszy raz „Niekończąca się opowieść” widziałem jako dzieciak w kinie, miałem wtedy 8, 9 lat. Niesamowita jak na tamte czasy opowieść w połączeniu z naprawdę wspaniałą ścieżką dźwiękową stanowiła piękno tego filmu (słynny utwór Liamahla). Ileż to scen zapadło w pamięć.. Komu nie ścisnęło gardła i nie uronił łzy, gdy Artax – koń Artreyu tonął w błocie? Kto bał się G’morka – wilka zwiastującego ową nicość? No i kto nie chciałby polatać w przestworzach nad górami siedząc na grzbiecie Falkora?
Wyobrażenia były tak silne, że do dziś – ja, 40-letni facet – słysząc pomruki i grzmoty wiem, że to nie zbliżająca się burza a gdzieś w krainie nade mną jedzie Pożeracz Skał na swoim rowerku.
A Wy jak wspominacie ten film? Czy Wasze pociechy również miały okazję zobaczyć tą piękną przygodę z Wami? Piszcie w komentarzach poniżej. A tymczasem ja lecę na swoim smoku do swojej księżniczki…