Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Pierwszy tom Miasta latarni podszedł mi niezmiernie, nic zatem dziwnego, że kontynuację chętnie schwyciłem w swe łapki. Tom drugi musiał chwilę odczekać w mojej czytelniczej kolejce, ale w końcu nadeszła pora na dalsze losy Sandera Jorve. Nie będę ukrywał, że jest to pozycja, na którą oczekiwałem z zainteresowaniem. Czy spełniła oczekiwania?
Miasto latarni na dworskich posadzkach
Drugi tom zabiera nas w zupełnie inne miejsce niż pierwszy. Sander Jorve, dzięki niesamowitemu zbiegowi okoliczności nie tylko adaptuje się do nowej roli w strukturach gwardyjskich, ale i awansuje. Staje się ochroniarzem samego władcy – Killiana Greya. Z brudnych ulic steampunkowej metropolii przenosimy się zatem na szlacheckie wnętrza dworu. Dishonoredowe Dunwall ustępuje miejsca układom, układzikom, dworskim intrygom, polityce i rozgrywkom godnym Martinowej Grze o Tron. Iglice Greyów żyją dostatnio i dworsko, korzystając z dobrodziejstw, których odmawiają ludowi zamieszkującemu ulice i zaułki miasta. Wbrew wszelkim pozorom, są jednakowoż równie, jeśli nie bardziej niebezpieczne. Tutaj rozgrywka jest o wiele bardziej wysublimowana, a walka o wyciąganie korzyści dla siebie jest równie istotna, jak balansowanie na linie pozwalające nie nadwyrężyć panującego status quo.
W takim oto piekiełku znajduje się główny bohater, który wciąż ma w głowie swoją misję – ochronę rodziny (zarówno swojej, jak i przybranej) oraz poprawę losu ciemiężonego ludu robotniczego. Mając władcę na wyciągnięcie ręki szanse na realizację planów wzrastają jednak bliższe stosunki z Greyem wpływają na jego ocenę sytuacji, budząc wątpliwości w rewolucyjne rozwiązania. Sander kwestionuje rebelię poznając Greya z zupełnie innej strony oraz nabierając świadomości o regułach i zasadach rządzących polityką w Mieście Latarni.
Intrygi, gierki, układziki
Jak wspominałem przy recenzowaniu tomu 1 – bohaterowie noszą maski i te w tomie drugim zaczynają odsłaniać nie zawsze przyjemne lica. Sander ma okazje spojrzeć na konflikt pomiędzy szlachtą a robotnikami z drugiej strony. Odnalezienie rodziny podnosi wątpliwości w metodach, którymi posługuje się rewolucja wymierzona w kastę szlachecką, a i sam Grey pokazuje zupełnie inne oblicze zamordystycznych metod i sposobów rządzenia. To budowanie w bohaterze wątpliwości jest fajnym zabiegiem, który zagęszcza fabułę. To posunięcie rodzi wiele nowych możliwości, ale jednocześnie obaw, by autorzy nie wykorzystali zbyt wielu z nich.
Naiwność bohatera potrafi wprawić w konsternację, choć ja po cichu liczę, że to również element rozgrywki, którą prowadzi z możnymi i otworzy drzwi na kilka ciekawych rozwiązań. A może jestem bardziej naiwny niż Sander?
Jestem w stanie sobie wyobrazić, że część czytelników może poczuć się zawiedziona tomem drugim. Atmosfera pełna duchoty, pary, świstu tłoków i zapachu smarów gdzieś tu ucieka. Akcja Miasta latarni nieco zwalania, skupiając się na intrygach i rozgryweczkach na dworze Greyów.
Bohaterowie wciąż ewoluują, przybierają nowe maski, zrzucają je, tkają różne plany i adaptują się do rzeczywistości. Można by pomyśleć, ze robią to nieco zbyt szybko, zahaczając nieco o karykaturalność, ale to tylko pozór. Jak w każdym dziele trzeba dać się trochę uwieść i pozwolić na delikatną umowność. Tak, można się tego czepić, ale mnie jakoś jeszcze to nie przeszkadzało. Przy sporej ilości twistów Miasto latarni tom 2 wciąż mocno trzyma się kupy, a co więcej – nadal intryguje i buduje ciekawość o tym, co przyniesie tom trzeci. Tom drugi jest może wolniejszy, płynący w kierunku wspomnianych intryg i dworskich układzików, ale to nie znaczy, że nie obfituje w przyjemne dla czytelnika zaskoczenia. Jeśli tom pierwszy komuś się podobał, to tom drugi powinien również przypaść do gustu.
… i obawy
Jednakowoż kontynuacja rodzi pewne obawy, że twórcy przedobrzą. Widać, że na sznurze opowieści pojawia się coraz więcej węzłów. Obawiam się trochę, że autorzy mogą nie zdążyć ich wszystkich rozsupłać. Akcja rozszerza się poza obręb tytułowego miasta, a nawet dalej. Intryga zaczyna sięgać lata wstecz. Nie chcąc wymieniać wszystkich pojawiających się elementów i próbując nie psuć zabawy, napiszę jedynie, że w głowie cały czas pojawiała mi się myśl, że do rozwiązania pozostał jeden tom. Nie chciałbym, aby to wszystko rozpadło się, bo strony mogą po prostu wszystkiego nie pomieścić. Miasto latarni stworzyło dość duży i ciekawy obszar fabularny, który który szkoda by było rozmydlić.
Mam nadzieję, że to wszystko jednak się powiedzie i skończy się na tym, że sobie pomarudziłem. Miasto latarni drugi tom to solidna pozycja i ciekawa kontynuacja historii rozpoczętej w zeszłym roku.