Kevin sam w domu i jego wesoła rodzinka
Kevin sam w domu pozornie standardowe kino familijne. to Koniec roku, zbliżające się święta Bożego Narodzenia. Przedświąteczny szał ogarniający każdego domownika. W takich warunkach “polowych” poznajemy chicagowską rodzinę Mccallisterów, przygotowujących się do urlopu we Francji.
Chaos i bałagan to mało powiedziane. Jako najmłodszy członek rodziny Kevin jest obiektem złośliwości starszego rodzeństwa, jednak nawet próbując się bronić najbardziej dostaje się właśnie jemu. W wyniku takiej kłótni karnie ląduje w pokoju na poddaszu, gdzie wypowiada życzenie, żeby cała jego rodzina zniknęła. Tymczasem po nerwowej nocy rodzina przesypia godzinę pobudki
i w szaleńczym pędzie pakuje się do busów, mających dostarczyć ją na lotnisko. A Kevin? Kevin śpi dalej na zapomnianym poddaszu. Życzenie 10-latka się spełnia.
Młodzian poznaje uroki życia bez rodziców, ogląda filmy dla dorosłych czy zjada górę słodyczy, których zwykle mu się zabrania.
Bezwzględni rabusie
Na samym początku filmu poznajemy również Harry’ego, ten w policyjnym mundurze robi objazd po osiedlu, i wypytuje
o świąteczne plany. Tak dowiaduje się, że posiadłość McCalisterów będzie pusta, do tego łatwa do obrabowania. Nikt nie mógł przewidzieć jednak, że w domu zostanie pomysłowe dziecko, które nie zamierza pozwolić obrobić domu i przygotuje dla włamywaczy serię zabójczych pułapek.
I tak co roku
Kevin sam w domu, film, którego przedstawiać chyba nikomu nie trzeba, jego obecność w telewizji w okolicy grudniowych świąt jest równie oczywista jak karp na wigilijnym stole i fajerwerki w noc sylwestrową. Gdy pewnego roku Polsat miał nie wyemitować “Kevina”, w sieci pojawiła się petycja, w której żądano jego wyświetlenia, mimo, że akcja była w żartobliwym tonie, obraz wrócił do ramówki.
Fabułę i sceny większość widzów jest w stanie wyrecytować z pamięci. “Kevin sam w domu” jest filmem, który pozwolił zabłysnąć jak supernowa 10letniemu Macaulayowi Culkinowi, dzięki któremu na początku lat 90ych stał się najbardziej rozpoznawalnym małoletnim aktorem.
Sam osobiście pierwszy raz oglądałem na VHS u dziadków na początku lat 90, potem dość mocno męczyłem kasetę na domowym magnetowidzie, gdy zaczął się pojawiać regularnie w TV też oczywiście nie mogłem sobie odmówić przyjemności oglądania jak dwóch dorosłych facetów dostaje łomot od dziecka. W czasach obecnych… specjalnie nie szukam, ale jak trafię na kolejną powtórkę w telewizji to często nie wyłączam tylko leci sobie w tle. Myślę, że pokolenie urodzone w latach 80 ma odczucia zbliżone do mojego, i mimo festiwalu politowania, z jakim patrzymy na niego teraz, jest to kawał dzieciństwa i chyba nie ma osoby, która nie wspomni perypetii małego Kevina z nostalgią.
Ja jestem 80 i rzygam tym gownem jak widze odrazu przelaczam