Alejandro Jorodowsky na trwale zapisał się w historii kultury tworząc awangardowe dzieła w obszarze filmu teatru, literatury i komiksu. Twórca najsłynniejszego niedokończonego filmu w dziejach, czyli jego autorskiej wersji Diuny lubił zaskakiwać. Jest współtwórcą artystycznego Ruchu Panicznego, opierającego się na surrealizmie, szoku, humorze i spontaniczności. Choć ta inicjatywa została już dawno rozwiązana, to Jodorowsky często sięgał do tych elementów w swoich pracach komiksowych. Nie inaczej jest tytułem Kasta Metabaronów. Ten monument, ponownie wydany przez Scream Comics w Polsce, na trwale zapisał się w annałach sztuki komiksowej.
Awangarda, space opera i roboty
Kasta Metabaronów zawiera w sobie tak wiele elementów, że można by nimi obdarować kilka tytułów. Mamy tu familijną opowieść o rodzie niepokonanych wojowników. Całość owinięta jest w fatałaszki space opery (z wszystkimi tego konsekwencjami). Są epickie bitwy i krwawe pojedynki. Są tragedie i radości. Jest futurystyczna technologia, choć traktowana z przymrużeniem oka. Jodorowsky pozwala sobie na eksperymentowanie, przez co Kasta może okazać się nieco mniej przystępna. Jazda po bandzie bowiem skutkuje scenariuszowymi mieliznami. Można bowiem się natknąć na momenty, w których fabuła prześlizguje się po wydarzeniach. Tak jakby komiks próbował zmieścić wszystkie pomysły autora, które zbyt szybko wypełniały dostępne objętość i ilość stron.
Nie bez powodu jednak Kasta Metabaronów została bestsellerem i zajmuje swoją zasłużoną pozycję. Wyjątkowość swą zawdzięcza zawarciem w sobie wszystkich elementy Jodorowskiego podejścia do sztuki. Eksperymenty, brutalność i surrealizm biją w oczy z kadrów. Dwa roboty, które pełnią w komiksie funkcję narracyjną, prowadzą opowieść w sposób komiczny, co potrafi rozbawić, ale też powoduje dość spory dysonans w odbiorze. Nie można bowiem nie uśmiechnąć się na wiadomość o kolejnej przepalonej diodzie, której powodem było oczekiwanie na dalszą część historii. Gdy jednak opowieść jest kontynuowana, Kasta wchodzi na poważne tony, z teatralnymi wręcz dialogami i pompatycznymi pozami. Kolejny eksperyment autora? Tak, i myślę, że całkiem udany, choć ciężkostrawności odmówić nie można.
Kasta Metabaronów – wykwintne danie dla koneserów
Wyjątkowość tego komiksu czuć już od pierwszych kadrów. Kreska Gimeneza jest pełna szczegółów i detali. Obrazki są jakby przykryte jakimś całunem, który dodaje komiksowi oniryczności. Senny surrealizm pozwala na w miarę gładkie przechodzenie po ramkach, nawet przy dłuższych dialogach. Choć trzeba być przygotowanym na dość dużą dawkę nader skomplikowanego słowotwórstwa. Wracając jednak do kreski, to ta nawet po trzydziestu latach od premiery robi wrażenie i jest prawdziwą ucztą dla oczu. Kasta Metabaronów pełna jest obłędnych i fantastycznych obrazków. Zarówno gdy spoglądamy na pojazdy czy broń, ale też na postaci czy wnętrza obrazki robią niesamowite wrażenie. Gimenez sprawił, że Kasta Metabaronów ma niesamowitą oprawę i spotkanie z nią zapada w pamięć na długo.
Skomplikowanie, eksperymenty i awangarda nie czyni z Kasty Metabaronów dzieła łatwego w odbiorze. Osoby szukające prostej rozrywki znajdą jej tu niewiele. Autor stara się raczej wytrącać czytelnika z równowagi, niż zabawiać go tanim kuglarstwem. Czasem wychodzi to lepiej, czasem gorzej. Jest to raczej pozycja dla koneserów, szukających nieco innych wrażeń. Nie wszyscy jednak muszą docenić ten tytuł. Kasta Metabaronów nęci i kusi, ale też pilnie strzeże swojej indywidualności. Jak wspomniałem, jest to dzieło ciężkostrawne, może nie na takim poziomie, jaki prezentuje np. Salambo Druilleta, ale kapryśności w odbiorze dziełu Jodorowskiego i Gimeneza odmówić nie można.