Green Hell – recenzja Xbox One X
Pierwsze informacje na temat Green Hell dotarły do mnie już dawno temu. Było to, gdy na Terminal pojawiał się zwiastun tej produkcji w wersji na komputery PC. Jestem fanem horrorów, filmów typu gore i gier, gdzie ma być strasznie. Więc po obejrzeniu trailera pomyślałem sobie, że fajnie by było, gdyby deweloperzy wypuścili grę na konsolę Xbox One lub PS4. Moje małe marzenie zostało spełnione. Jakieś 3 tygodnie temu otrzymałem kod upoważniający mnie do ściągnięcia gry właśnie na Xboxa. Jak wypada ten tytuł i czy faktycznie jest on warty uwagi? O tym poniżej.
Być jak Robinson
Zacznę od takiego małego wprowadzenia. Wiele lat temu pojawiła się gra pod tytułem „Robinson Requiem”, która wciągnęła mnie na długie godziny. Opowiadała ona o rozbitku, który musiał przeżyć na niegościnnej planecie, a mógł to zrobić jedynie wytwarzając przedmioty, budując schronienia itd. Pamiętam jak dziś kolejne przeszkody i problemy, pamiętam moją podróż przez niegościnną planetę i setki śmierci, które mnie spotkały. Chociaż gra nie była wybitna, a recenzenci nie obeszli się z nią łaskawie, to dała mi ona wiele frajdy.
Sięgając po Green Hell, zastanawiałem się czy moje oczekiwania zostaną spełnione. W końcu mamy niegościnną dżunglę, dziwne zapomniane przez ludzkość plemię, badania antropologów, którzy chcą poznać mieszkańców niegościnnych terenów i panią doktor, która pewnej nocy rozpaczliwie woła o ratunek. Tutaj zaczyna się nasza przygoda.
Warto dodać jeszcze dwie rzeczy. Za grę odpowiada nasze rodzime studio Creepy Jar, a produkcja została nominowana do Central & Eastern European Game Awards w kategoriach najlepsza gra i najlepszy design. Dobra, zaczynamy eksplorację.
Być jak Jake Higgins
Nasz bohater to właśnie Jake Higgins, sławny antropolog, który nie jedną ekspedycję przeżył i nie jedno plemię zbadał. Jake wraz ze swoją żoną Mią udaje się do amazońskich lasów deszczowych, by zbadać plemię Yabahuca. Samouczek, który nam serwuje gra, jest wprowadzeniem do tej właśnie historii. Pozwala się zapoznać mechaniką gry i poznać pewne podstawy, jednakże to tylko maleńki wycinek tego, co znajdziemy podczas rozrywki. Sama fabuła nie jest może jakoś niesamowicie odkrywcza, ale cała historia została tak napisana, że faktycznie miałem chwile, w których chciałem się dowiedzieć co dalej i jaki będzie finał tej opowieści. Dodam tylko że zakończenia są dwa. Jednak pchanie fabuły do przodu wymaga od nas działania i przede wszystkim przetrwania, bo przecież o to w grze chodzi.
No właśnie Green Hell to przede wszystkim surwiwal i to taki w najczystszej postaci. Z jednej strony gra wymaga od nas jedzenia, spania, dbania o nasze zdrowie psychiczne, pragnienie, z drugiej to tylko od nas zależy, jak będziemy działać i czy przeżyjemy. Bowiem mięso możemy zjeść surowe, wody nie musimy gotować, grzyby możemy zjeść bez ich rozpoznawania. Jednakże każde nasze działanie pociąga za sobą jakieś konsekwencje. Nie śpisz, zaczynasz mieć omamy, zjesz coś podejrzanego, możesz się zatruć. Możesz zjeść żabę, ślimaka, a możesz zrobić pułapkę i złapać coś bardziej kalorycznego i konkretnego. Jednakże ty też możesz stać się czyimś pożywieniem. Nie tylko dzikich zwierząt 😉
Kilka ciekawych rozwiązań
Do tego dochodzi główkowanie związane z kraftingiem, bowiem bez łączenia rzeczy i wytwarzania przedmiotów daleko możemy nie zajść. Drzewo można podzielić na kłody, a te na patyki, liany to liny, skorupa kraba może być miską, a kość to igła lub haczyk. Musimy zbudować sobie schronienie, warto pomyśleć o materacu, na przykład z liści bananowca. Trzeba pamiętać o ogniu, który nie tylko pozwala na przygotowanie „zdrowych” posiłków. Jednocześnie odstraszy zwierzęta, ale przyciągnie innych niechcianych gości.
Green Hell jest grą rozbudowaną, nawet już nie chodzi o ilość przedmiotów z jakimi się możemy spotkać, ale o samą mechanikę. Wygląda to następująco. Naszym głównym pomocnikiem będzie zegarek, który jednocześnie jest kompasem, pokazuje też nasz stan zdrowia itd. Zapasy możemy przenosić w plecaku, który oczywiście ma ograniczoną pojemność. Jednak możemy budować dodatkowe konstrukcje, które pozwalają nam na przechowywanie i magazynowanie rzeczy. Wszystko po to, aby te nie zalegały nam w plecaku. Jak się zranimy, to musimy obejrzeć nasze ciało i sprawdzić, co nam się przytrafiło. Na każdy rodzaj dolegliwości są oczywiście inne „medykamenty”. Możemy rozstawiać pułapki, o których pisałem wcześniej, a także wytwarzać cegły z błota/gliny, które przydadzą się do wytwarzania budynków, ale nie tylko. Oczywiście do wielu rzeczy musimy dość sami, chociaż pomaga nam notes, który opisuje różne budowle i narzędzia. Jeśli coś jest w notesie, wystarczy wybrać daną budowlę, pojawi się jej schemat i potrzebne do jej ukończenia elementy. To jest bardzo pomocne.
Trudno, trudniej, umrzyj
Green Hell to kilka poziomów trudności, to różne wyzwania i achievementy. Mamy bowiem kampanię fabularną, ale możemy sami też spersonalizować, jak chcemy grać i co ma nas czekać. Średni poziom trudności, to ten optymalny, jednak i na nim początki gry będą trudne, szczególnie gdy jeszcze nie załapaliśmy mechaniki. Ta bowiem nie jest bardzo trudna, jednakże pierwsze kilka podejść było dla mnie wyzwaniem. Gdy już jednak załapiemy, co i jak gra staje się dużo prostsza. Jednakże pomimo tego czasami zdarzają się przestoje.
Wszystko dlatego, że nie jesteśmy prowadzeni za rękę a wielu rzeczy, jeśli nie korzystamy z poradnika, po prostu musimy się domyślić i dojść do nich samemu. Niestety, czasami gdy liczy się czas, utrudnieniem jest wspomniana mechanika, bowiem tu nie ma skrótów i uproszczeń. Aby wiedzieć, jak się leczyć musimy obejrzeć rany, a jeśli w międzyczasie jesteśmy atakowani przez dzikie zwierzę, możemy się liczyć z tym, że po prostu zginiemy.
Zrobić „sejwa”
No właśnie zapisywanie gry, to kolejna ciekawostka. By móc to zrobić potrzebujemy schronienia, ale aby je wybudować potrzebujemy surowców. Jednak by zebrać ich odpowiednią ilość, tracimy energię, którą musimy uzupełniać. Początki moich pierwszych gier były więc chaotycznym bieganiem pomiędzy „bazą” i dżunglą. Miotałem się pomiędzy zdobywaniem zasobów na schronienie a zjadaniem grzybów i stworzeń, które dają się łatwo złapać, ale nie zawsze były one odpowiednio przygotowane. Co za tym idzie, ginąłem nie dlatego, że zabiła mnie puma, a zatrucie pokarmowe. Znów we znaki dawał się brak rozbudowanego samouczka, dlatego warto przed rozgrywką przejrzeć kilka poradników, które nakreślą nam co i jak. To naprawdę pomaga.
Wiadomo im dalej w grze, tym głębiej w dżunglę. I faktycznie po 4-5 godzinach gry byłem już na tyle obeznany z tym, co się dzieje. Wtedy też rozpocząłem powolną eksplorację otaczających mnie zarośli. Sama dżungla nie wygląda może bardzo malowniczo, ale potrafi sprawić, że się zgubimy. Czasem, gdy dojdą do tego odgłosy otoczenia w nocy lub pojawią się omamy i zwidy, to faktycznie potrafi zjeżyć się włos na głowie. System polowania i walki ma swoje mankamenty, nie zawsze nasze ciosy trafią w cel. Nie raz też wydawało mi się, że wąż nie miał prawa mnie ukąsić itd. Jednakże eksploracja daje naprawdę dużą frajdę. Dżungla potrafi być straszna.
Samemu i w coopie
Świetnym rozwiązaniem jest możliwość przechodzenia fabuły w kooperacji z innymi graczami. Daje to trochę więcej możliwości i jednak trudniej jest umrzeć. Poza tym mamy tryb przetrwania z różnymi poziomami trudności i wyzwaniami. Są cele ograniczone czasowo itd. Całość daje więc masę możliwości, a rozgrywkę możemy powtarzać i wracać do niej, jeśli stwierdzimy że chcemy więcej. To naprawdę fajne rozwiązanie, bowiem wydaje mi się, że po jednym przejściu gry nie odkryjemy wszystkiego, co nam gra oferuje. Na przykład nie odsłonimy całej mapy. Tak, czy inaczej jest do czego wracać. Raz czy dwa razy po przejściu głównej fabuły odpaliłem wyzwania z wyższego poziomu i naprawdę trzeba się namęczyć, aby przetrwać nawet kilka dni.
Dla kogo to zielone piekło?
Hmm na pewno pokochają tę grę osoby lubiące gry bazujące na pozyskiwaniu zasobów i budowaniu, które do tego lubią jeszcze element grozy i niepewności. Ja spędziłem przy Green Hell kilkanaście godzin i jestem mega zadowolony z zabawy, jaką otrzymałem. Jest tu tajemnica, groza, dużo niepewności, masa wyzwań, które bazują na naszej wiedzy, sprycie i refleksie. Chociaż na normalnym poziomie trudności gra potrafi być wymagająca i nie wymaga błędów, to ukończenie fabuły, czy nawet przeżycie kolejnego dnia daje dużo frajdy. Dodam tylko, że gra ta dotarła już do ponad miliona graczy. To o czymś świadczy. Ode mnie rada, nie poddawajcie się po pierwszych porażkach.
Jeśli miałbym wystawiać ocenę w skali od 1 do 10, to dla mnie jest to tytuł na mocną 9. Kod do recenzji otrzymaliśmy od developera, za co serdecznie dziękujemy.