Piąta odsłona Forza Horizon po wielu, wielu miesiącach wreszcie doczekała się pierwszego dodatku. Hot Wheels skieruje nas na podniebne plastikowe trasy, w których ilość pętli, serpentyn potrafi przyprawić nas o ból głowy.
Hot Wheels wraca do akcji!
Playground Games od czasu premiery Forza Horizon 5 długo kazał sobie czekać na pierwszy dodatek, bo ponad 8 miesięcy. W dodatku rozszerzenie części graczom znane, gdyż podobną rozgrywkę twórcy nam zaserwowali przy 3-ciej części Forza Horizon w 2017 roku.
Tak więc z obszernej mapy Meksyku przenosimy się ponad chmury, gdzie czeka na nas ogromna (tak mówią twórcy) mapa składająca się z 3 biomów: zimowego, pustynnego i leśnego. Cały teren został pokryty setkami pomarańczowymi plastikowymi drogami o łącznej długości ponad 200 km.
W moim odczuciu mapa faktycznie jest duża, a zróżnicowanie biomów fajnie się uzupełnia. Na obszarze zimowym mamy trochę gór pokrytych sporą warstwą śniegu (na pewno jest go znacznie więcej niż w okolicach wulkanu na podstawowej mapie), a między skałami wyłania się gorąca płynna lawa. W leśnym biomie mamy wiele olbrzymich drzew poprzecinanych płynącą rzeką, a urozmaiceniem są ogromne wodospady. A na ostatnim fragmencie mapy mnóstwo pustynnych i skalnych terenów zakończonych olbrzymią górą.
Trasy przecinające poszczególne części mapy dają niesamowitego kopa naszym samochodom, pędzącym nieraz ponad 350km/h! Czego tu nie ma? Serpentyny, bączki, przyspieszacze, trasy magnetyczne, rynna wodna, lodowa… Od strony technicznej wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Graficznie także jest bardzo dobrze – momentami widoki mapy pod nami (pamiętajcie, jeździmy kilka kilometrów nad Meksykiem) robią niesamowite wrażenie!
Tryb kariery – Akademia Hot Wheels. To jest to!
Ostatnie części Forza Horizon cierpiały na pewien syndrom nadmiaru. Gracz od prawie samego początku gry dostawał pełną swobodę w postaci mapy, misji, samochodów w myśl zasady: mata i róbta co chceta.
Tego typu rozwiązanie ma swoje plusy, lecz i sporo minusów. Jeździsz gdzie chcesz, robisz co chcesz i… no właśnie. Z racji przytłoczenia znikał gdzieś fun z odkrywania gry. Natomiast dodatek Hot Hweels wraca do korzeni swojej pierwszej części Forzy. Przedstawiona jest tu mała historia samochodów składających się na dodatek, którą poznajemy stopniowo za sprawą ograniczonego dostępu do klas jak i samych samochodów. Tak więc zaczynamy zabawę od klasy B, wykonując poszczególne misje główne oraz poboczne, za które dostajemy medale. Gdy zbierzemy ich odpowiednią ilość odblokowujemy kolejną część akademii, dzięki której zyskamy możliwość ścigania się szybszymi samochodami.
Powiem wam, że ten sposób poprowadzenia kampanii przypadł mi bardzo do gustu i to był główny powód powrotu do tej gry. Wreszcie pojawił się słynny motyw „jeszcze jednego wyścigu”, na krótko ( o czym za chwilę), ale był. Wielu osobom pewnie ten sposób narracji się nie spodoba, szczególnie tym, którzy grają naprawdę rzadko i z doskoku. Nie mniej pochwalam za ten odważny krok. I niestety jedyny, gdyż cała reszta jest… najwyżej poprawna.
Playground Games – dlaczego mi to robisz?
I tutaj dochodzimy do meritum samego dodatku. Playground Games jeszcze na etapie przecieków i zapowiedzi dodatku zebrał mieszane komentarze za tzw. recycling DLC. Wielu narzeka, że to powtórka, że twórcy wiele nie musieli się narobić, gdyż to prawie to samo, co w dodatku z 2017 roku. Fakt, wszystkiego jest więcej, lepiej, lecz w dalszym ciągu to powtórka tego, co już było. To samo się tyczy wykonywanych zadań w dodatku. Są tym samym co podstawka z Forza Horizon 5, 4, 3… A więc wygraj wyścig, rozwal znajdźki, zrób najdalszy skok czy podriftuj na wyznaczonym odcinku… Chciałoby się w końcu czegoś nowego, by gra nie była wtórna. A może to bezpieczna zagrywka? A może brak pomysłów na dalsze rozwinięcie gry? Bądź co bądź są królami sandboxowych ścigałek w otwartym świecie, więc mogą sobie pozwolić na powolne odcinanie kuponów.
Kolejną rzeczą, która troszkę boli to liczba słynnych „resoraków” ze stajni Hot Wheels. Jest ich dziesięć sztuk, dosłownie dziesięć. Tak, wiem, że to nie jest typowe Hot Wheels od Milestone (recenzję wspomnianej gry możecie poczytać tutaj na naszym blogu) i pewnie licencje nie pozwalała na zaczerpnięcie większej ilości. Mimo wszystko troszkę boli ta mała liczba.
Rozkręcasz się po czym… koniec?
Trzecim aspektem wartym poruszenia jest sama długość dodatku. Wspomniane DLC pogrywałem sobie wieczorem przed snem po mniej więcej 2-2,5 godziny. Idealna porcja jak dla mnie. Po trzecim wieczorze na tablicy akademii ukazało się 5000 medali oznajmiające o zrobieniu wszystkiego na 100%. Z jednej strony widziałem przyrastające dość szybko medale, lecz nie sądziłem że zajmie mi to maksymalnie 3 wieczory. Spodziewałem się rozgrywki na poziomie 12-15 godzin, ale nie 7-8. Gdy do tego dodamy cenę samego dodatku ustaloną na 89 zł, wychodzi nam trochę nieadekwatny stosunek ceny do czasu spędzonego przy dodatku. Żeby chociaż nowe utwory do stacji radiowych dodali. Nic, playlista została nieruszona.
Podsumowanie
Pierwszy dodatek do Forza Horizon 5 jest poprawną rozgrywką potrafiącą przyciągnąć na kilka godzin. Wspaniałe widoki w połączeniu z szybką niesamowitą jazdą po krętych pomarańczowych drogach potrafią miło zaskoczyć.
Jednakże przez aspekt ogrywania każdej poprzedniej części oraz każdego dodatku, jaki się ukazał w serii Forza Horizon powtórka z Hot Wheels sprawiła mi lekki zawód. Gdzieś już to widziałem i chciałbym czegoś nowego. A tak wtórność zadań przyćmiła fun z zabawy resorakami.
Niemniej jednak, jeśli nie miałeś styczności z resorakami w Forza Horizon 3 (niemożliwe już do kupienia) to dodatek będzie miłym urozmaiceniem w wyścigach, a twój garaż wzbogaci się o nowe samochody,
zaś gracze celujący w osiągnięcia będą mile zaskoczeni łatwością zdobycia prawie 500 pkt. gamescore.