Deiland main screen

Deiland – recenzja Nintendo Switch

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Witamy na Deiland!

Deiland jest maleńką planetą bliżej nieznanego układu gwiezdnego. Jej mieszkańcem jest chłopiec imieniem Arco. Gdy go poznajemy cały jego dobytek to namiot, jeziorko i trzy poletka uprawne. Naszym zadaniem będzie pomóc chłopcu przemienić nasz mały świat w samowystarczalny ekosystem. Chronić go przed niebezpieczeństwami, a fabularnie obudzić magię kryształów, które stanowią jądro planety.

Produkcja studia Chibig jest w założeniach grą przygodową, choć ja bym opisał ją bardziej jako “symulator zagrody”. Nasz bohater musi zadbać o potrzeby swoje jak i swojego świata. Na początku przygody posiadamy dwa ziarenka i młotek. Z ziarenek wyrosną krzaki borówki, a przy pomocy młotka zmienimy materiałowy namiot w drewniany domek. Pierwsze konstrukcje i narzędzia budujemy z pomocą Mun: Strażniczki Patrolu Międzygwiezdnego. Jest to pierwszy z kilkoro gości, którzy odwiedzą Deiland.

Gość w dom

Każdy z gości będzie miał dla nas różnorakie zadania do wykonania. Najczęściej polegają one na wykonaniu jakiegoś wyszukanego posiłku, bądź dostarczeniu konkretnego surowca. W zamian otrzymujemy nowe przepisy do wykonania kolejnych dań i mikstur oraz odblokowujemy nowe konstrukcje. Dodatkowo z odwiedzającymi nas postaciami możemy handlować. Mamy tutaj alchemika, specjalizującego się w miksturach, mamy mistrza kuchni o wyrafinowanym smaku i znającym dużo przepisów na smaczny obiad. Planetkę odwiedza również kosmiczny pirat, który chętnie przygarnie kamienie wywożone przez Arco z kopalni. Podróżująca na ogromnym insekcie nimfa, od której zdobędziemy wiedzę na temat serca planety i nasiona kwiatów nie tylko ozdobnych. Nasze zapasy będziemy musieli zaś chronić z kolei przed kobietą-kotem o wyraźnej kleptomanii. Raz po raz będziemy ratować nasze uprawy przed meteorytami oraz potworami z sennych koszmarów. 
Dzięki przyjaźni z Mun odwiedzimy lodową planetę Ankor, gdzie poznamy kilkoro przedstawicieli rasy Ank, którzy… tak! Też będą nas prosić o drobne przysługi.

Wsi spokojna, wsi wesoła

Deiland jest bardzo przyjemnym symulatorem farmy. Zanim weń zagrałem nie spodziewałem się, że produkcja tego typu, wciągnie mnie na długi czas. Choć wyzwanie stanowiła tylko w początkowych godzinach. Kiedy wszystkiego było zbyt mało i trzeba było ciułać nasiona drzew i umiejętnie handlować z przybyszami, żeby móc zdobyć potrzebne do dalszego rozwoju. Gdy już osiągniemy pewien poziom rozwoju, to rozgrywka skupia się w zasadzie już tylko na dążeniu do wykonania zleconych zadań. A obserwacja rozwijającego się gospodarstwa powoli zaczyna nużyć. Oczywiście po zrobieniu 100% Wyzwań można dalej zajmować się swoim małym światem, jednakże doskwiera już brak motywacji.

W ciągu całej przygody z produkcją Chibig spostrzegłem również jeden dość poważny bug. Każdorazowo chcąc zebrać z ulu miód nie został on dodany do ekwipunku, tylko po prostu znikał. Biorąc pod uwagę, że jest on niezbędny do wykonania jednej z misji, i jest ciężko dostępny u handlarzy, robi się z tego spory problem.

Małe jest piękne!

Graficznie Deiland jest tytułem, który nie może się nie podobać, jest bardzo ładnie i kolorowo. Postacie co prawda nie posiadają żadnej mimiki, a dialogi między nimi są przedstawiane za pomocą rysowanych plansz niczym w starych jRPG.
Planeta reaguje żywiołowo na zmiany pór roku, wiosną i latem jest bajecznie zielono. Zimą panują biele i szarości. Jesienią korony drzew obsypują się złocistymi liśćmi. W tej całej sielance można się tylko czasem pogubić i przyblokować, jeśli wejdziemy w bogato posadzony las.
Życie Arco obserwujemy przeważnie zza jego pleców, ale jednym guzikiem możemy włączyć widok z orbity wokół Deiland, skąd możemy podziwiać to co wraz z nim stworzyliśmy.

Dźwiękowo bez rewelacji i niespodzianek. Spokojna muzyka przełamywana zmianą rytmów gdy odwiedzają nas goście: Każdy z nich ma swój własny motyw. Głosy postaci to pojedyncze słowa i onomatopeje, zaś reszta ścieżki dźwiękowej to odgłosy kopania ziemi, rąbania drewna i kucia kamieni oraz dźwięki silników rakietowych.

Mały Książe na swojej małej planecie

Mówiąc o Deiland nie sposób nie znaleźć nawiązań do “Małego Księcia” Antoine’a de Saint-Exupéry’ego. Deiland to planeta wyjęta wręcz żywcem z kart opowiadania, jedyna różnica jest taka, że rośnie na niej nieco więcej roślin niż tylko róża – której zresztą nie uświadczymy. Sam Arco jest księciem, spotykającym różne indywidualności. Dodatkowo w trakcie rozgrywki zdobywamy kolejne strony powieści o jeszcze innym następcy tronu.

Na Deiland spędzałem około dwie, trzy godziny dziennie przez dwa tygodnie. Pomimo znużenia, które zacząłem odczuwać po zakończeniu wszystkich zadań fabularnych i odblokowaniu wszystkich możliwych rzeczy do odkrycia. Uważam, że idealnie wyważono wszystkie elementy składowe czasu gry. Jest na tyle długa, że nie kończymy jej w trakcie jednego posiedzenia. Jest również na tyle krótka, że nie odczuwamy nią zmęczenia. A jeśli korzystasz z konsoli głównie w podróży, to z pewnością w jej czasie się zrelaksujesz sadząc i obserwując jak rosną kolejne drzewa na naszej małej planetce!

Plusy

  • Bardzo ładna oprawa graficzna
  • Niezobowiązująca relaksująca rozgrywka
  • Ciekawie opowiedziana historia
  • Barwne postacie

Minusy

  • Ubogie udźwiękowienie
  • Na dłuższą metę nużąca
  • W “lesie” bardzo łatwo zgubić orientację i zablokować postać
  • Ginący miód z pasieki

1 thoughts on “Deiland – recenzja Nintendo Switch”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *