Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Człowiek Demolka, który pojawił się w kinach w 1993 roku nadal jest wyjątkowym filmem w dorobku Sylvestra Stallone. Demolition man wciąż potrafi zaskakiwać swoimi właściwościami profetycznymi. Mało który film bowiem tak trafnie wyobrażał sobie przyszłość, która jest naszą teraźniejszością.
Dla mnie jest to również film wyjątkowy. Nie wiem, czy jest to produkcja odpowiednia dla 12-latka, ale mnie jakoś udało się obejrzeć go w kinie będąc takim szczawikiem. Był to jeden z pierwszych seansów, na który udałem się sam. I bynajmniej nie byłem zawiedziony.
John Spartan jest policjantem, który nie da sobie w kaszę dmuchać. Z bandziorami radzi sobie w myśl zasady „najpierw strzelaj, potem pytaj” i choć ma bardzo dobre wyniki w ograniczaniu przestępczości, to jednak zniszczenia, które powoduje „przy okazji” nie przysparzają mu przyjaciół pośród kierownictwa policji. Ostatnia akcja okazuje się tragiczna w skutkach. Brutalny przestępca Simon Phoenix bierze zakładników, którzy podczas akcji Spartana tracą życie. Jest to kropla, która przelewa czarę goryczy. Spartan zostaje skazany jak przestępca i razem z Phoenixem dostaje wyrok, który odbędzie w specjalnej zamrażarce. Ponad 30 lat później zostaje wybudzony z kriogenicznego snu i musi stawić czoło swojemu przeciwnikowi raz jeszcze. Różnica jest taka, że świat zmienił się nie do poznania. Broń jest zakazana. Przeklinanie jest zakazane. Mięso jest zakazane. A w toaletach zamiast papieru używane są tajemnicze trzy muszelki. Trudne warunki dla gliniarza – twardziela z lat 90-tych, a doskonałe dla brutalnego przestępcy.
Człowiek demolka to klasyczny film akcji, pełen wybuchów, pościgów, strzelanin i trupów. To, co wyróżnia film z potopu obrazów prania się po mordach to sztafaż science fiction i dość osobliwy świat przyszłości.
Skupmy się na tym drugim, ponieważ jest zdecydowanie najciekawszy aspekt filmu. Twórcy z zadziwiającą wnikliwością przewidzieli wiele przyszłych dla nich wydarzeń. Przede wszystkim – świat i społeczeństwo zaczęły się zmieniać po epidemii choroby, która zdziesiątkowała populację (hej hej, patrzę na Ciebie, Covid-19). Idąc dalej – Prezydentem Stanów Zjednoczonych w pewnym momencie był Arnold Schwarzennegger, który w rzeczywistości dochrapał się pozycji gubernatora, a prezydenckie aspiracje zablokowała konstytucja USA. Nadmierna polityczna poprawność, która budzi w dzisiejszych czasach spore emocje, w realiach Człowieka Demolki jest chlebem powszednim.
Człowiek Demolka jest bardzo udanym filmem, ponieważ w atrakcyjny sposób łączy element rozrywkowy z ciekawym studium na temat kierunku, jaki wyobrażał sobie człowiek AD 1993, podąża społeczeństwo. Intencjonalność ma tu znaczenie drugorzędne. Wyszło ciekawie, zabawnie i z perspektywy czasu trochę upiornie. To naprawdę nie jest istotne, czy wyszło to twórcom przez przypadek, czy nie.
Kluczem do sukcesu był pomysł, realizacja, ale też i ciekawa obsada. Sylvester Stallone był na szczycie swojej kariery rozpoczętej dwie dekady wcześniej w Rockym. Wesley Snipes sprawdził się w roli Simona Phoenixa wręcz rewelacyjnie, a mając na uwadze, że Stallone chciał tu obsadzić Jackiego Chana, można się tylko cieszyć, że z planów nic nie wyszło (przy całej sympatii i szacunku dla mistrza kung fu, Jackie Chan w roli takiego drania to nie jest najlepszy pomysł). Sandra Bullock właśnie przekraczała wrota do wielkiej kariery i Człowiek Demolka na pewno tutaj był tu dobrym krokiem na tej drodze. Ciekawie też jest, gdy przypatrzymy się nazwiskom występującym w tle, bo w epizodycznych rolach można tu zobaczyć znanego choćby z Predatora Jessiego Venturę i młodziutkiego Jacka Blacka.
Człowiek Demolka był pełen gagów, które potrafią wciąż funkcjonować współcześnie. Pamiętamy przecież szczuroburgery, muzeum broni palnej oraz policjantów, nieprzygotowanych na brutalne zachowania przestępcy podczas aresztowania. Elementem, który najmocniej przedarł się do świadomości są jednak wspomniane trzy muszelki, których sposobu użycia nigdy na poważnie nie wyjaśniono. Znana jest natomiast historia skąd się wzięły w filmie. Scenarzyści szukali jakiegoś futurystycznego elementu łazienek i z braku pomysłów zadzwonili do swojego znajomego w poszukiwaniu inspiracji. Traf chciał, że ten akurat siedział w łazience, a jego bidet miał przyciski w kształcie muszelek. Reszta to historia.
fot. imdb.com