Kiedy nie wiedziałem jeszcze, że tytuł Cannon Fodder oznacza ni mniej ni więcej „mięso armatnie”, to gra ta nie pachniała mi żadną kontrowersją. Gdy jednak zacząłem trochę dłubać i na produkcję Sensible Software rzuciłem okiem nieco dokładniej, okazało się, że kontrowersji jest tam co nie miara. Niemniej jednak, młodym chłopięciem będąc widziałem tam tylko ludziki, łudząco podobne do piłkarzy ze SWOS (a jakżeby mogłoby być inaczej), które zamieniały się w krzyże na wzgórzach widocznych przed misjami.
Protoplasta Commandos
Cannon Fodder był protoplastą znanej serii Commandos (tak, wiem, że porównanie jest mocno naciągane, proszę nie kamienować, ale jednak, skojarzenie siedzi w głowie mocno). Misje polegały poprowadzeniu swojego oddziału i zniszczeniu wszystkich celów i/lub zabiciu wszystkich wrogów znajdujących się na planszy. Grę obsługiwało się myszką i jej dwoma klawiszami – lewym poruszało się naszym oddziałem, prawy służył do strzelenia. Połączenie obu przycisków odpowiadało za użycie broni specjalnej – np. rzut granatem czy strzał z bazooki. Zmysł strategiczny szlifowany był w kilku pierwszych misjach. Później szybka kontrola nad ogniem i ruchami jednostki okazywała się znacznie ważniejsza. Nasz oddział brał udział w bliżej nieokreślonych działaniach wojennych, walcząc z bliżej nieokreślonym przeciwnikiem na bliżej nieokreślonym terytorium.
Szybkość klikania była kluczowa, ale równie istotnym elementem było planowanie ścieżki po której przemieszczaliśmy nasze uzbrojone po zęby ludziki. Rolę potrafił również odgrywać i wybór kolejności w jakiej eliminowaliśmy przeciwników i sposobie ich usuwania. Czasami lepiej było zdetonować rozsiane po planszy skrzynki z materiałami wybuchowymi, niszcząc przy okazji zabudowania wroga, niż próbować je zebrać i wykorzystać w późniejszym czasie. Tak samo najpierw na mapie należało zlokalizować i zdobyć wyrzutnię rakiet, by móc łatwo i bezboleśnie zdejmować przeciwników uzbrojonych w tą samą broń.
Takich urozmaiceń było co nie miara, bo nasi dzielni żołnierze nie tyko chodzili (i pływali) po pustyniach, dżunglach i ośnieżonych pustkowiach, ale też mogli poruszać się zdobytymi pojazdami, co miało dość znaczący wpływ na rozgrywkę. Wojacy również awansowali po ukończonych szczęśliwie misjach, mieli zapis ilości ubitych przeciwników i również niestety ginęli.
Trup się ściele gęsto
Już wtedy piorunujące wrażenie robił na mnie fakt, że każdy z tych ludzików miał swoje imię i każdego przed misją widziałem jak oczekuje w kolejce na swoje miejsce w śmigłowcu, który zawiezie go w jakieś opuszczone przez Boga miejsce. Wiedza, że tylko dzięki moim umiejętnościom, dobraniu odpowiedniej trasy, podejmowaniu odpowiednich decyzji żołnierz ten nie zamieni się w krzyż na wzgórzu, pod którym oczekuje kolejka rekrutów motywowała mnie bardzo mocno, by zdołać ukończyć misje bez straty wojaka.
Pamiętam, że mój ojciec – doskonały komentator mojego grania na Amidze, obserwując moje poczynania twierdził, że gra jest nędzna, bo w zasadzie nie widać przeciwników. Faktycznie, kineskopowy Panasonic, który dumnie stał u nas w salonie zlewał ludziki poukrywane po zaroślach podczas misji w dżungli (problemu w misjach zimowych oczywiście nie było). Po zakupieniu dostępnej na GoG wersji stwierdzam jednak, że i na współczesnych monitorach LCD w niektórych przypadkach żołnierzy wroga w dżungli wciąż ciężko wypatrzeć. Choć stwierdzenie, że gra jest nędzna, jest mocno przesadzone. Cannon Fodder nadal sprawia wiele radości. Z dziką rozkoszą od czasu do czasu odpalam tę grę i wciąż staram się uratować wszystkich żołnierzy.
Należy oddać, że Cannon Fodder jako jeden z nielicznych tak wiekowych tytułów nie zestarzał się tak źle. Wydane kilka złotówek na GoGu zwraca się z nawiązką, bo wciąż od czasu do czasu przyjemnie jest pobiegać po lesie i tundrze i strzelać do piłkarzyków z Sensibla.
Kontrowersje z Cannon Fodder
Myślę, że powinienem też poświęcić kilka słów o wspomnianych na początku kontrowersjach. Pierwszą była piosenka użyta w grze, która oburzyła obrońców moralności:
Tekst miał w mniemaniu wychwalać wojnę, śmierć i skrzywiać nasze młode dusze w kierunku zabijania się nawzajem, ale w tym przypadku chyba nie doceniono angielskiego humoru. Poza tym jak widać na filmie Ci „mordercy” używali nerfgunów…
Druga kontrowersja była nieco poważniejsza. W Cannon Fodder obecne były dość mocno motywy kwiatowe, a konkretniej – czerwone maki. Kwiaty te są używane w Wielkiej Brytanii (i całej Brytyjskiej Wspólnocie Narodów) jako symbol upamiętniający poległych żołnierzy w Pierwszej Wojnie Światowej. Użycie maków w grze uznano za trywializowanie ofiar i zabawę symbolem narodowym. Prasa podłapała temat, zrobiła się awantura ale ostatecznie maki w grze zostały, ale niektóre magazyny growe musiały zmieniać okładki swoich wydań.