Dawno, dawno temu kleiłem sobie modele samolotów. Takie plastikowe, często źle dopasowane, niektóre odlewane w formach jeszcze za czasów słusznie minionych. Miałem w kolekcji wiele maszyn latających, ale pierwszym, jaki złożyłem był brytyjski Spitfire. Legenda Bitwy o Anglię i jednocześnie II wojny Światowej dumnie prezentował się na półce, do czasu gdy pod moją nieobecność musiał zmierzyć się z nieletnimi członkami rodziny. Spotkania nie przetrwał wraz z innymi jednostkami mojej floty powietrznej. Pozostała nostalgia i pamięć, którą właśnie odświeżyłem za pomocą komiksu Skrzydlate Legendy – Spitfire.
Spitfire – Skrzydlata legenda od strony ogona
Komiks przedstawia historię powstania Spitfire’a. Od pomysłu, przeniesienia go na papier, z papieru na prototyp, z prototypu do seryjnej produkcji, problemów wieku dziecięcego i docelowego wariantu siejącego spustoszenie na niebie. Bohaterem historii jest od początku do końca sam samolot. To ciekawe podejście pozwala na kilka rzeczy, które autorom udaje się zrealizować co do joty.
Po pierwsze – rysunki maszyn są po prostu obłędne. Drobiazgowość i dbałość o szczegóły robi wrażenie. Podziwiając prace zawarte w kadrach można z przyjemnością podziwiać majestatyczną sylwetkę Spitfire, ale również łowić drobne smaczki i detale, takie jak pojedyncze śrubki i złączenia. Maszyny są wycyzelowane do granic przesady. Perfekcja w rysunkach mówi nam, że mamy do czynienia z pracą pasjonatów. Autorzy udowadniają to zresztą nawet w posłowiu i dodatkach, pokazując szkice i opisując swoje inspiracje. Widać, że panowie Jean-Pierre Pecau i Christophe Gibelin musieli spędzić mnóstwo czasu nad analizowaniem sprzętu z okresu, historii powstania samolotu oraz wprowadzenia go do służby. Miłośnicy lotnictwa i Drugiej Wojny Światowej powinni być bardzo zadowoleni, gdyż Skrzydlate legendy – Spitfire wynagradza spędzone z nim chwile nie tylko pięknymi rysunkami maszyn. Tak samo fascynaci historii znajdą tu coś dla siebie, gdyż opowieść o powstaniu jednej z ikon lotniczych podana w obrazkowy sposób pozwala na bardzo przyjemny sposób poznawania tejże.
Po drugie autorzy mogli pozwolić sobie na odejście od akcyjniakowego sznytu w fabule. To nie tak, że w komiksie nic się nie dzieje. Będą pojedynki powietrzne, alarmy bojowe i pełne napięcia akcje ratunkowe. Ale to nie są elementy, które grać będą pierwsze skrzypce. W kadrach czuć, że to nie pojedynki z Niemcami są na pierwszym planie, a czego doświadczamy to starcie maszyn. Jak Spitfire poradzi sobie z produktami niemieckiej myśli technicznej i wytworami kunsztu projektowego biura Messerschimitta? Dlaczego karabiny są nieskuteczne? Dlaczego silniki Spitfire’a przestają działać podczas specyficznych manewrów? Okazuje się, że poszukiwanie przyczyn i rozwiązań problemów technicznych może być również intrygujące, co pojedynki.
Skrzydlate legendy – Spitfire unika korkociągu
Takie podejście pozwala na nieco inne spojrzenie na historię Drugiej Wojny Światowej i wbrew pozorom jest całkiem ciekawe i potrafi wciągnąć. Obawiałem się nieco, że fabuła może ugrzęznąć w niepotrzebnych technikaliach i zbytnim wejściu w arkana przemysłowe. Na szczęście, Skrzydlate Legendy – Spitfire unika wpadnięcia w korkociąg nudnych faktów, ponieważ historia nie uwzględnia jedynie technicznej strony powstawania i wdrażania samolotu do służby. Autorzy z powodzeniem wplatają we wszystko czynnik ludzki. Pokazane są historie konstruktora i ojca projektu, którego choroba zabrała jeszcze przed wojną. Mamy niezmiernie ciekawe lądowanie awaryjne we Francji i ratowanie pilota oraz zniszczenie jednostki aby nie dostała się w ręce wroga. Mamy pilota testowego, inżynierów rozwiązujacych wady konstrukcyjne, mamy wdrażanie silnika. Przez komiks przewija się wiele osób zaangażowanych w prace projektowe i konstrukcyjne przy samolocie, który na stałe wpisał się do historii lotnictwa wojskowego.
Historia opowiedziana jest nieco zmodyfikowana by nieco uatrakcyjnić opowieść komiksową, o czym informują sami autorzy, niemniej jednak jeśli ktoś ma ochotę zgłębić temat, to na pewno Skrzydlate Legendy – Spitfire jest dobrym punktem wejściowym. Komiks ogniskuje najważniejsze punkty historii maszyny, historia jest przedstawiona ciekawie i w typowy frankofoński sposób. Należy zatem stwierdzić, że nudzić się przy tym tytule trudno, a zdecydowanie łatwiej jest wpaść w zachwyt choćby nad obłędną kreską.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Scream Comics.