Sir Lovelot – recenzja Xbox One

Wyspa księżniczek

Co się stanie gdy błędny rycerz dowie się o istnieniu wyspy, która jest zamieszkiwana przez dziesiątki księżniczek, zamkniętych w wieżach i pilnowanych przez straszne stworzenia oraz dziesiątki wymyślnych pułapek? Takie pytanie musieli zadać sobie twórcy platformowego “symulatora umierania” Sir Lovelot. Dali nam pod opiekę kochliwego rycerza, któremu musimy pomóc w skradaniu niewieścich serc. Owe panny pozamykane są w wieżach, do których wnętrz dostaniemy się gdy księżniczki spuszczą nam z okna swoje długie, niczym u Roszpunki, włosy.

Błądzić jest rzeczą rycerską

Żebyśmy nie poczuli się zbyt pewni w byciu Don Juanem: Na same maślane oczka białogłowe nie dadzą się uwieść. Żeby dostać się na szczyt (wieży) musimy kobiecie podarować kwiatek, a na późniejszych etapach również i pierścionek, brylant oraz… lizak. O ile kwiatki rosną w widocznych miejscach, tak żeby znaleźć resztę suwenirów musimy się nieco mocniej naszukać. Potrafią one być ukryte za tajemnymi przejściami, dlatego ze wszech miar wskazane jest “lizanie” każdej ściany, gdyż za nią może się kryć brylant. Drogocenny diament nie jest zresztą jedynym sekretem ukrytym w taki sposób. Za takimi niewidocznymi przejściami możemy znaleźć również łabędzie wysiadujące złote jajka, worki złota, czy po prostu skróty między kolejnymi planszami mapy. 

Miłe złego początki

W przygodzie warto, a nawet trzeba, pamiętać o utrudnieniach, jakie nam towarzyszą w podboju kobiecych serc. Na początku są to tylko doły z kolcami oraz piły mechaniczne. Z czasem piły zaczynają fruwać, kolce wyrastają z każdego możliwego miejsca planszy. W międzyczasie pojawiają się też coraz wymyślniejsze potwory, z których niektóre potrafią strzelać, a części z nich nie da się pozbyć. No właśnie: Pozbyć, Lovelot jest co prawda rycerzem, ale mieczem nie włada. Posiada za to broń palną, za pomocą której jest w stanie zabić większość poczwar. 

Śmierć na tysiąc różnych sposobów

Jednakże może być ciężko z celowaniem, gdy dookoła się tyle dzieje. Zginąć jest tu bardzo łatwo. Śmierć może nastąpić na tysiąc różnych sposobów: Od nastąpnięcie na kolce, przez źle wymierzony skok i wpadnięcie w kolce. Można zostać przejechanym przez krajzegę, albo zostać zabitym przez wyrastające z ziemi macki, czy strącenie przez pocisk wielkiej ryby, albo ropuszy jęzor. Nie dziwi więc, że jedną ze statystyk na koniec poziomu jest ilość śmierci.
Po każdorazowej porażce cofasz się na początek planszy, na której się znajdujesz. I w koło Macieju, aż do kolejnego ekranu. Pewnym ułatwieniem jest fakt, że potwory, które zabijesz nie wracają do żywych po twoim zmartwychwstaniu.

A miało być tak pięknie

Poziom trudności Sir Lovelot’a rośnie wraz z postępem, pojawia się więcej potworków, więcej pił tarczowych oraz więcej kolców. W mniej więcej trzeciej krainie trzeba mieć już bardzo gibkie palce, a ilości zgonów idą w dziesiątki. Mimo tego produkcja pixel.lu jest dość króką przygodą, dla szybkich i sprawnych palcy dwie godziny już wystarczą żeby zobaczyć podsumowanie całości.

Sir Lovelot ma przyjemną oprawę. Grafika to typowy pixelart, nie jest to najpiękniejszy pixel jaki widziałem w dzisiejszych indykach. Wręcz zaryzykuję stwierdzenie, że na Pegasusie widziałem może mniej szczegółowe, ale ładniejsze gry. Mimo wszystko grafika nie razi i nie odrzuca od ekranu. Choć gdyby nie grywalność to samym wyglądem Lovelot by mnie nie oczarował.

Pozostała część oprawy, czyli dźwięk, pasuje do grafiki, proste melodyjki oraz kreskówkowe piski i plumkania. Nic nadzwyczajnego, uszu nie rani, ale przy pisaniu recenzji musiałem sobie przypomnieć brzmienie, bo zwyczajnie nie pamiętałem ścieżki dźwiękowej.
Podsumowując Sir Lovelot to bardzo przyjemny tytuł na krótkie posiedzenia przed pracą albo szybkie dwa poziomy przed snem. Z drugiej strony ciekawa alternatywa dla kogoś kto nie chce się zasiedzieć przed konsolą przez całą noc, ale przyjemnie spędzić wieczór z padem i przy okazji skończyć fajną grę!

Plusy

  • Prosta do nauczenia, trudna do zrobienia 100%
  • Solidna dawka grywalności
  • Dużo sekretów
  • Szybki powrót do akcji po śmierci
  • Oryginalny motyw przewodni gry

Minusy

  • Krótka
  • Oprawa, choć pixelartowa nie zachwyca
  • Lizanie ścian niezbędne

1 thoughts on “Sir Lovelot – recenzja Xbox One”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *