Nowa Ziemia – gra planszowa

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo Spotify Logo

Wydawnictwo Nasza Księgarnia specjalizuje się zazwyczaj w lekkich pozycjach, skierowanych dla najmłodszych. Jednak od czasu do czasu ich nakładem ukazują się gry ciut bardziej złożone. I mimo tego, że Nowa Ziemia nie należy do grona tytułów ciężkich, czy nawet średnich to przyjemnie i lekko łechce potrzeby eurograczy. Jak zatem wypada nowy tytuł Reiner-a Kizia i co ma wspólnego choćby z takim Moje Miasto? O tym niżej.

Jak grać?

Rozgrywka polega na dokładaniu na zmianę na planszę losowego kafelka z własnej puli. Dobieramy je po jednym na początku tury. Kafelków są trzy typy zaś każdy z nich możemy odłożyć w konkretne miejsca na planszy. Jeśli położymy elektrownię lub farmę, zgarniamy punkty od razu. Natomiast kafelki budowli zapunktują dopiero po wypełnieniu wszystkich pól wyznaczonej na mapie osady. Tutaj jest też szansa by zagrać o przewagi. Oprócz tego możemy zgarnąć jeszcze losową kartę zadania punktującego na koniec bądź postawić zamek gdy zdobyliśmy przewagę naszych kafelków wokół jednego z pól. Za nie również otrzymamy punkty na koniec. I to w skrócie cała rozgrywka. Jest jeszcze druga strona planszy, na której gra się nieco inaczej ale o tym później.

Podczas pierwszej rozgrywki łapałem się na tym, że przez połowę gry sięgałem do zasad w poszukiwaniu reguł, których tam nie było. Szukałem drugiego dna w prostej akcji dołożenia kafelka na planszę. I z radością donoszę, że nie ma konieczności komplikowania tej formuły. Przy założeniu, że szukamy raczej czegoś na krótsze posiedzenie jedynie z odrobiną główkowania. Nowa Ziemia jest łatwa w nauce, dosyć prosta ale nie prostacka. Te kilka reguł mieszczących się na, właściwie raptem trzech stronach to wszystko co potrzeba do całkiem przyjemnej i satysfakcjonującej rozgrywki.

Regrywalność i skalowanie

Zazwyczaj rozgrywka w dwie osoby zajmowała mi pół godziny. I były to dobrze spędzone dwa kwadranse, kiedy nie narzekałem na nudę. Pomimo prostoty, nawet grając więcej niż raz z rzędu czułem się usatysfakcjonowany grą. Nowa Ziemia ma bardzo przyjemną pętlę rozgrywki. Nie czekamy zbyt długo na swój ruch, nawet w gronie czteroosobowym. Co sprawdza się bardzo dobrze. Do tego tytuł skaluje się całkiem nieźle na dwie osoby. Podczas pojedynku z jednym przeciwnikiem część pól na mapie jest niedostępna i nadal musimy się rozpychać w walce o przewagi na stole.

A propos tych ostatnich, mechanika area control działa tu na kilku płaszczyznach. Przede wszystkim im więcej farm bądź elektrowni łączymy ze sobą tym bonusy punktowe bardziej spuchną. Ale przeciwnik chce tego samego. Zatem będziemy balansować między powiększaniem swoich włości, a poświęceniem kilku punktów tylko po to by inny gracz miał bardziej pod górkę. I sprawdza się to świetnie. Przy tym znikoma negatywna interakcja nie boli tak bardzo.

Regrywalność stoi na umiarkowanym poziomie. Mapa zawsze będzie wyglądała tak samo. Jednak zawsze do wyboru mamy wariant gry w Szkocji oraz Irlandii. Odbudowa tej drugiej wprowadza inne karty celów, sposób ich pozyskania, a także lekko modyfikuje pewne pola bonusowe. Te zresztą rozłożymy losowo na mapie. Gdyby grę wydawano jedynie z jednym trybem można by było kręcić nosem. A tak nawet jeśli rozegramy dwie potyczki pod rząd, całość mimo prostoty nie nudzi. Pod warunkiem, że zmieścimy się w godzinie.

Dla kogo jest Nowa Ziemia?

Nowa Ziemia skierowana jest bardziej dla niedzielnych, mniej doświadczonych graczy. I w tej grupie docelowej sprawdzi się najlepiej. Chociaż wyjadacze również spędza przy niej przyjemnie czas. Samo dokładanie kafelków potrafi od czasu do czasu nieco rozgrzać zwoje. Często stoimy przed dylematem czy zapunktować od razu czy może zaryzykować i dołożyć kafelek w bardziej lukratywne miejsce, pod warunkiem, że nikt nam nie zajmie kolejnych upatrzonych pól.

W grze losowość jest umiarkowana. Głównym jej źródłem są kafelki, które dociągamy po jednym na koniec tury. Do tego mamy losowe karty z zadaniami. Zaś w wariancie z odbudową Irlandii losujemy na początku rozgrywki efekty niektórych pól. 

Nowa Ziemia wykonana jest przyzwoicie. Mamy tu dobrze zrobione kartonowe kafelki oraz znaczniki. Standardowej grubości, nic się tu nie wygina. Każdy gracz otrzymuje zestaw elementów w swoim kolorze i kształcie. Ma to znaczenie – dzięki temu łatwiej odnaleźć się w gąszczu ikon na obu mapach. A im bliżej końca tym coraz ciaśniej się robi i zatrzęsienie znaczników na heksach potrafi lekko przytłoczyć. Zatem plus za unikatowe kształty znaczników. Dzięki temu gra jest przyjaźniejsza osobom z pewnymi wadami wzroku.

Do tego dochodzi talia kart, do których wykonania też nie można się przyczepić. Ilustracje są czytelne i szybko uczymy się poszczególnych oznaczeń. Choć wiele ich nie ma. Zaś planszę główną okraszono piękną grafiką zielonych terenów. W pudełku znajdziem także sporo plastikowych znaczników zamków i katedr, dla każdego z graczy w jego kolorze. 

Brakuje mi tu jedynie małych, nie przezroczystych woreczków na kafelki w czterech kolorach. Przyśpieszyłoby to rozłożenie gry. Bo domyślnie otrzymujemy kilka woreczków strunowych. Akurat w tym tytule insert nie jest jakoś bardzo potrzebny. W porównaniu z cięższymi grami jest raptem kilka rodzai elementów. Jednak bez woreczków w jednolitym kolorze, rozłożenie gry potrafi się przedłużyć na tyle by to lekko uwierało. I w trakcie samej gry musimy przecież dociągać kafelki, które wcześniej najlepiej rozłożyć awersem do góry. Cztery lniane woreczki rozwiązałyby ten problem.

Podsumowanie

I tak prezentuje się cała Moja Ziemia. Przyjemny tytuł, który świetnie się nada do wyciągnięcia z mniej doświadczonymi graczami. Bądź jako wprowadzenie do planszówek dla dzieci. Pomimo sugerowanych ograniczeń wiekowych przy grze dobrze będą się bawić choćby i ośmiolatki. Przy czym warto wówczas pomóc najmłodszym z kartami zadań. Do tego otrzymujemy ładne wykonanie. Polecam.

Za grę do recenzji dziękujemy wydawnictwu Nasza Księgarnia.

Więcej o grze przeczytasz na Planszeo.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *