Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
#DRIVE Rally – powrót starej szkoły
Kojarzycie tę scenę z Ratatuj gdzie wytworny krytyk kulinarny próbuje pozornie prostego dania, by już po pierwszym kęsie uderzyły go najlepsze wspomnienia z dzieciństwa? Po zagraniu w #DRIVE Rally miałem podobnie. Z tą różnicą, że nie jestem wytwornym krytykiem, a wspomnienia dotyczyły namiętnego grania w Colin McRae Rally 2.0 i pierwszego Driver-a na PSX-ie. Chociaż model jazdy przypomina to co zapamiętałem z klasyków niż to jak w rzeczywistości się w nie grało.
Po odpaleniu tytułu wita nas elektroniczna muzyka nawiązująca do wspomnianego wcześniej Colin-a. Menu nie jest wyjątkowo obszerne. Oprócz opcji do wyboru mamy dwa tryby gry: Szybki Wyścig oraz Mistrzostwa. Te drugie polegają na przejechaniu z góry ustalonej serii wyścigów konkretnymi samochodami. Do tego dochodzą jeszcze rankingi sieciowe gdzie rywalizujemy na danych trasach z innymi graczami i duchami ich przejazdów. Za przejechane trasy odblokowujemy wozy oraz nowe elementy kosmetyczne, a także zbieramy kasę, do wydania w Szybkim Wyścigu. Nie jest tego wiele jednak akcenty zostały tu postawione przede wszystkim na model jazdy. I pomimo tego, że kampania pęka w 10 godzin, po ograniu #DRIVE Rally popieram tą decyzję całym sercem.
Wyśmienity arcade
Pewnym mankamentem dla mnie z początku było zachowanie wozów na trasach asfaltowych. Maszyny mają tam nieco zbyt dobrą przyczepność. Ale kiedy tylko dotkniemy oponami szutru lub śniegu dzieje się magia. Fury prowadzi się fenomenalnie. Po chwili treningu każdy zakręt brałem bokiem niczym Ken Block. Kontrolując poślizg z precyzją, jakby auto było przedłużeniem moich rąk. Satysfakcja z pokonywania zakrętów rośnie z każdym kolejnym kilometrem. Do tego z biegiem czasu dostajemy w swoje ręce coraz bardziej zmodyfikowane, a co za tym idzie szybsze bryki. Poczucie prędkości, potęgowane rozmyciem ekranu, oraz zdecydowanie arcade-owy model jazdy zrealizowano wzorowo. Muszę jednak przyczepić się do kolizji, a właściwie ich braku. Wyhamowanie na betonowym murze z 150km/h do zera nie niesie ze sobą żadnych konsekwencji poza stratą czasu.
Pakujemy prawko i paszport
Samochodów jest raptem 12. Jednak te występuje w 3 wariantach różniących się mocą, wagą oraz czasami napędem. Łącznie zatem dostajemy blisko 40 fur i każdą prowadzi się nieco inaczej. Czuć wyraźną różnicę między przypominającym Golf-a przednionapędowym Holzwagen-em, wyglądającym jak BMW M3 napędzanym na tylną oś Das Bretzel czy inspirowanym Alfa Romeo Alfabettą z napędem na cztery koła. Nie uświadczymy tu licencji prawdziwych marek. Jednak fani motoryzacji z łatwością wyłapią prawdziwe klasyki lat 90-tych będące inspiracją dla twórców.
W grze zwiedzimy 4 fikcyjne lokacje. Każda z nich oferuje zgoła inne wrażenia wizualne. Różnią się zarówno projektem tras oraz pilotami, którzy będą nam towarzyszyć. Dostajemy pełen lasów i dróg asfaltowych Niemiecki Holzberg, wyschnięte kaniony Dry Crumbs w Stanach, ośnieżone Revontuli w Finlandii oraz słoneczne Vinh Vang w bliżej nieokreślonej południowej Azji. Jeden taki region to 15-20 kilometrów kwadratowych terenu poprzecinanego licznymi drogami, których wraz z wariantami w odbiciu lustrzanym daje na oko 200 kilometrów tras. Przy czym często są to wariacje tych samych okolic z inną kombinacją odcinków. Na nudę jednak nie ma co narzekać, tym bardziej, że odcinki specjalne w obrębie tego samego rejonu potrafią być różnorodne.
Back to the Choppa!
W zależności od lokacji zabierzemy na przejażdżkę innego pilota. Raz będzie to Hans przypominający akcentem pewnego austriackiego kulturystę i gubernatora Kalifornii. Innym razem stereotypowy kowboj z USA. Należy ich słuchać uważnie ponieważ jedyne wskazówki do trasy jakie uświadczymy pojawiają się w ich tekstach i napisach na dole ekranu. Chętnie zobaczyłbym zamiast tego ikony z symbolami zakrętów. Oprócz wskazówek piloci w żartobliwy sposób komentują nasze poczynania na drodze. Szczególnie przypadł mi do gustu akcent nawigatora na Niemieckich trasach. Tylko czekałem aż usłyszę na mecie „Back to the Choppa!”. Niestety czasem przepadają przez to informacje o trasie. Ponadto aby w pełni cieszyć się komentarzami pilotów wymagana jest choćby podstawowa znajomość angielskiego.
Żywe kolory sączą się z każdej trasy. Styl artystyczny przypominający animacje 3D nie pozwala pomylić #DRIVE Rally z żadną inną grą wyścigową. Mimo to tytuł ma stosunkowo niskie wymagania sprzętowe. Działa bez zastrzeżeń na steam decku. Na wyróżnienie zdecydowanie zasługuje jednak udźwiękowienie. Podczas rajdów nie uświadczymy muzyki więc ważne by silniki brzmiały odpowiednio mięsiście. I na tym polu #DRIVE Rally dowozi. Wszelkie dźwięki towarzyszące rajdom nie odstają poziomem od rasowych symulatorów.
Mały ale wariat
#DRIVE Rally to niepozorna gra rajdowa. Pod płaszczykiem kreskówkowej grafiki kryje się dobry model jazdy, któremu bliżej do Sega Rally niż ostatnich części Dirt-a. Na dłuższą metę pozycja może być zbyt prosta, aczkolwiek ja bawiłem się przednio. Polecam zwłaszcza fanom arkadówek. Tytuł obsługuje kierownice, niestety nie dane mi było przetestować jej w omawianej grze.
Plusy
- Model jazdy i poczucie prędkości
- Oprawa Audio
- Zróżnicowane samochody i lokacje
Minusy
- Mało trybów gry
- Braki w polskiej lokalizacji językowej
- Brak wizualnych wskazówek podczas jazdy
Za kod do recenzji dziękujemy evolve.pr.