Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Mame, kupmy Prince of Persia!
Mamy Prince of Persia w domu! Ario to platformowa gra action-adventure 2,5 D z elementami metroidvanii, osadzona w bliskowschodnich klimatach niczym z Baśni tysiąca i jednej nocy.
Stworzona przez studio z Bliskiego Wschodu (niestety nie udało mi się ustalić kraju, z którego pochodzą twórcy), Vata Games. Autorzy pochodzący z wykorzystanego kręgu kulturowego mogą w teorii zwiastować lepszą jakość (patrz większość gier z Polski osadzonych nad Wisłą lub ogólnie w klimatach słowiańskich), ale niestety muszę Was rozczarować – nie jest dobrze.
Problemy na dzień dobry
Pierwszą rzeczą, która rzuciła mi się w oczy jest interfejs użytkownika. Mało estetyczny i z poważnymi błędami UX-owymi. Pierwszy kontakt z gameplayem też wypada słabo. Twórcy nie pokusili się o wsparcie analogów, więc sterując gałką na padzie efekt jest taki jakbyście grali na krzyżaku, co w praktyce oznacza, że albo stoisz, albo biegniesz jak szalony, nie ma nic pomiędzy. To rozwiązanie sprawia, że każdy poziom staje się walką nie tyle z przeszkodami na ekranie, co ze sterowaniem, tym bardziej w sekcjach, gdzie musimy się skradać.
Pinokio w drewnianym świecie kukiełek
Bohater porusza się z gracją drewnianego manekina. Kwestia sztucznej inteligencji przeciwników jest… cóż, wydaje się, że jej po prostu nie ma. Przeciwnicy zachowują się jak zaprogramowane kamienie, wyraźnie udają, że nas nie widzą, gdy zaplanowali tak twórcy, lub szarżują na nas dopiero kiedy przekroczymy odpowiedni punkt na planszy, ignorując nas wcześniej, pomimo tego, że w teorii powinni nas już dawno zobaczyć.
Strzelanie? Fatalne. Zadziwia, że w grze, która stawia na akcję, brak jest jakiejkolwiek satysfakcji z eliminowania wrogów. Detekcja kolizji też działa bardzo wybiórczo. Zdążało mi się zlecieć w przepaść
w miejscu gdzie w teorii powinienem się utrzymać na krawędzi, albo spaść z platformy i stanąć na polu,
z którym kontakt powinien skończyć się dla mnie śmiercią (konieczny był restart poziomu).
Level design ogólnie kuleje, a czytelność tego, na co mogę wskoczyć, a na co nie odbiega od standardów tworzenia gier, nie mniej niż sterowanie. Zatem to, co powinno być solą gry, czyli sekcje platformowe, są jedną z najsłabszych elementów gry.
Uszy bolą
Najgorsza jest jednak warstwa dźwiękowa. Wszystko brzmi, jakby dźwięki dodano na ostatnią chwilę, nie przejmując się QA. Głośność efektów dźwiękowych jest nierówna – niektóre odgłosy, które powinny być w tle, dominują nad kluczowymi feedbackami akustycznymi dla gracza. Do tego strażnicy, z którymi walczymy mają jeden (!) efekt dźwiękowy, który powtarza się raz za razem i jest nim okropnie brzmiące (i cholernie głośne) chrząknięcie. Jeżeli pogracie w grę trochę dłużej (czego Wam nie życzę), to ten dźwięk będzie się Wam śnił potem w nocy.
Łyżka miodu w beczce dziegciu
Grafika i styl artystyczny to jedyny aspekt gry, który można w miarę pochwalić – choć i on nie wyróżnia się na tle konkurencji. Ciekawostką jest oryginalny arabski dubbing w scenkach przerywnikowych i ukazanie elementów kultury Bliskiego Wschodu, co dodaje grze lokalnego kolorytu.
Nieszczęsny debiut
Podsumowując, Ario to gra, którą można by pokazywać na szkoleniach jako przykład tego, jak NIE tworzyć gier. Mimo że jest to debiut Vata Games, a każdy musi kiedyś zacząć. To niestety studio ma przed sobą jeszcze długą drogę do nauczenia się, jak produkować gry, które faktycznie cieszą. Niech Was nie zwiodą przyzwoicie wyglądające screeny z gry – to nie jest ciekawy indyk do ogrania. Biorąc pod uwagę mnogość jakościowych gier platformowych w tym segmencie, na Ario szkoda Waszego czasu.
Plusy
- Grafika
Minusy
- Wszystko pozostałe
grę do recenzji udostępniło Evolve PR