Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Smoła – wycieczka po niegościnnych miejscach
Smoła to specyficzny album. Chaotyczna wycieczka po niegościnnych leśnych kniejach, wspomnieniach z dzieciństwa i kartach komiksu w komiksie. Autor próbuje przeplatać ze sobą horror, kryminał oraz dramat psychologiczny, a wszystko to skąpane w mocno abstrakcyjnych grafikach. Przytłaczająca atmosfera jest pełna nieokreślonego zła.
W Smole śledzimy losy Sheili, młodej dziewczyny, która uciekając przed dorosłym życiem postanawia wrócić do miejsca gdzie spędziła część swojego dzieciństwa. Po drodze spotyka Suzan, aspirującą autorkę komiksów. Razem udają się na wieś gdzieś w Stanach. Niestety, poza amerykańsko brzmiącymi imionami nie czuć by komiks rozgrywał się w Ameryce. Miałem silniejsze skojarzenia z Bieszczadami.

Abstrakcyjna wycieczka po odludziu
Ponadto historia momentami jest trudno przyswajalna, głównie ze względu na stronę wizualną. Kreska bywa dość chaotyczna, zaś stylem kojarzy mi się z roboczymi wersjami plakatów filmowych z epoki PRL-u. Unikałbym jednak stwierdzenia, że ilustracje są słabe. Zdecydowane lepsze wrażenie robią całe strony, aniżeli poszczególne ramki, budując gesty nastrój zaszczucia. Kadry bardziej niż opowiadaniu historii służą klimatowi – często towarzyszy nam niepokój, jakaś forma nieopisanego zepsucia. To się akurat autorowi udało. Jednak nie raz zachodziłem w głowę zastanawiając się na co właściwie patrzę. A im dalej w las tym więcej niedopowiedzeń. Nie pomagały również oniryczne wizje, z których z trudem przychodzi wywnioskować co się dzieje. Częste skakanie po retrospekcjach mieszających się z bieżącymi wydarzeniami potrafi zdezorientować jeszcze bardziej. Z tego powodu ciężar opowiedzenia fabuły spoczął w dużej mierze na dialogach.
Konwersacje między bohaterami wypadły przeważnie całkiem nieźle. Przede wszystkim czuć, że rozmawiają ludzie z krwi i kości. Początkowo rozmowy napisane są w sposób bardzo organiczny. To co mnie w nich jednak kłuło to wrzucone co chwilę przekleństwa, jakby dodane na siłę. Niestety z czasem akcja przeskakuje między różnymi miejscami i bywa, że do raz urwanego dialogu już nie wracamy co nie poprawia sytuacji z narracją. Piotr Marzec eksperymentuje zresztą także z formą. Niczym w serialu telewizyjnym w pewnym momencie dostajemy planszę podsumowującą obecny rozdział z zapowiedzią kolejnego. Ma to swój urok, aczkolwiek problem w tym, że brak tu konsekwencji i nie powtarza się potem wcale. Komiks nie straciłby gdyby zabrakło tego środka stylistycznego albo gdyby występował co jakiś czas.

Dla kogo ta podróż po bezdrożach wyobraźni?
Smoła to mocno artystyczna rzecz, jednak szukając w niej spójnej powieści można się zawieść. Często zmieniające się miejsca i postacie wespół z bardzo abstrakcyjną kreską powodują, że trudno nadążyć za wątkiem głównym. Zaś ze względu na grafiki mamy spore pole do interpretacji. Raz dostaniemy sny głównej bohaterki, by za chwilę komiks raczył nas wspomnieniami z dzieciństwa. Retrospekcje bohaterów przeplatają się z współczesnością i kartami powieści graficznej, którą rysuje jedna z dziewczyn. Chwilami z trudem przychodzi jednoznacznie stwierdzić czy czytamy właśnie Smołę czy może niczym w incepcji śledzimy zagnieżdżony kolejny komiks. Ponadto czasami odnosiłem wrażenie braku ciągu przyczynowo-skutkowego, jakby autor pomijał kilka istotnych faktów, pozostawiając je czytelnikowi do uzupełnienia.
Komu mógłbym zatem polecić Smołę? Nie jest to tytuł dla każdego i nie ma w tym absolutnie nic złego. Jest w nim nad wyraz dużo eksperymentowania z formą. Przeglądając pobieżnie poprzednie prace Pana Marca zakładam, że jeśli podobał Ci się jego poprzedni album, ten również może. Przede wszystkim sądzę, że jest to komiks dla osób lubujących się w mocnym undergroundzie polskich powieści graficznych. Przeczytanie Smoły zdecydowanie było dla mnie doświadczeniem.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu.