Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
![]()
Wiele komiksów wychodzących spod piór polskich twórców opowiada o historiach, które mają miejsce w latach 90-tych zeszłego stulecia i początkach lat dwutysięcznych. Nic dziwnego. To opowieści, wśród których autorzy dorastali i się wychowywali. Dresiarze, narkotyki, plemienne wojny pomiędzy nastoletnimi mieszkańcami wielkich blokowisk. Zresztą, wszyscy się w tych opowieeściach wychowywaliśmy. D.E.A.LERS Marcina „GunarDANa” Adamczyka wpisuje się w ten wspominkowo-nostalgiczny nurt, ale jednocześnie przypomina o tym, że tamten okres, pomimo tego, że bawiliśmy się tak dobrze, do kolorowych nie należał.

Blok ekipa z lat dwutysięcznych
D.E.A.LERS opowiada o parze kolegów zajmujących się sprzedażą narkotyków – Monka i Ojca. Z ich perspektywy poznajemy (jedni) lub przypominamy sobie (inni) różne osiedlowe sytuacje oraz lokalny folklor z wielkiego blokowiska. Gonitwy z dresiarzami, bijatyki i tłuczenie się po mordach, imprezowanie, dilowanie, i dorastające relacje damsko-męskie. Panowie przez swój fach znają się ze wszystkimi, co skwapliwie wykorzystują, wkomponowując się w delikatny osiedlowy ekosystem, który dzięki nim poznajemy.
Sporo jest tu humoru i kilka razy udało mi się parsknąć śmiechem. Wciąż jednak za mało. Mam wrażenie, ze cała opowieść jest pełna insiderskich elementów, znanych i zrozumiałych wyłącznie autorowi i jego znajomym. Ojciec i Monk przechadzają się ciemnymi uliczkami swojego osiedla, sprzedają towar, czasem spuszczają komuś łomot, czasem cięgi sami zbierają. Czasem się porzygają na kogoś, czasem ktoś obrzyga ich (swoja drogą próbuję sobie przypomnieć, czy wyrzucanie treści pokarmowych było ówcześnie tak istotne i powszechne by poświecać temu faktowi tyle uwagi, ale może i tak). Nudzą się, szukają rozrywek a w tle niesie się zapach różnych substancji odurzających i melodia nielegalnych interesów. W tym wszystkim mieszają się mniejsze lub większe marzenia o zmianie, miłości i dziewczynach. Proza życia Anno Domini 2000.

Niestety, w wykonaniu D.E.A.LERS potrafi to być trochę jednostajne i wiać sztampą. Ile razy można pokazywać ja ktoś komuś obija ryło albo jak ktoś wymiotuje. Brakuje urozmaiceń. Przeładowanie powtarzającymi się motywami jest głównym składnikiem komiksu i jego największą wadą. Tak samo nie mogę nie wspomnieć o nadmiarowych ilościach wulgaryzmów, które chyba przekraczają mój stopień tolerancji.
Natomiast w tak zwanym międzyczasie, bohaterowie wraz ze swoimi znajomymi dyskutują na ważkie tematy. Takie jak dziewczyny, związki, miłość, przyszłość czy to, co się dotychczas zrobiło ze swoim życiem. I tu D.E.A.LERS ma swoje najlepsze momenty. Nie dość, że podczas lektury wspomnienia podobnych rozmów odbytych za młodu powstają i niemrawie otrzepują się z kurzu, to chwile te pokazują głębie bohaterów. Oto nagle dilerzy pocieszają kolege po tym jak zostawiła go dziewczyna. Albo perorują na temat świata z dziadem, który przedstawia się jako Bóg (a może i faktycznie nim jest) i non stop brakuje mu papierosów. Monk to nieskomplikowanie skrojona postać, którą łatwo wyprowadzić z równowagi i zbrać od niej wciry. Ojciec jest trochę bardziej skomplikowany, choć swoje uczucia i chęć zmian ukrywa pod blazą i pozą tumiwisizmu. Relacja jest ciekawa i nawet intrygująco się rozwija. Monk pod zwałami tłuszczu i mięśni potrafi okazać lojalność i oddanie w najgorszych godzinach próby. Czy Ojciec zrzuci maskę i pokaże swoją wrażliwą stronę?

D.E.A.LERS in da house
D.E.A.LERS wpisuje się w ten sam nurt, co Osiedle Swoboda, ale to nie ten sam kaliber, co dzieło Michała Śledzińskiego. Można te komiksy spokojnie położyć na tej samej półce, razem z innymi historiami nawiązujacymi do lat 90-tych, ale jest to historia bliższa takim, które powstawały dla znajomych, w zeszytach na lekcjach i wykładach. Z mnóstwem niezrozumiałych lub niezauważalnych dla postronnych elementów. Osiedle Swoboda jest pod tym względem bardziej uniwersalna, przyswajalna i pozwala łatwiej odnajdować odniesienia do własnych doświadczeń. D.E.A.LERS nie jest bynajmniej złą pozycją. Ma swoje niedociągnięcia, ale pozwala chwilami na nostalgiczny trip, uruchomienie wspomnień, a czasem i parsknięcie śmiechem. Jednakowoż ogrom brutalności i przekraczania granicy przestępstwa skłania do refleksji nad latami, w których dojrzewaliśmy.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Timof i Cisi Wspólnicy.
