Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
![]()
Lata 80, kalifornijskie słońce, MTV i hałas miniaturowych kółek po asfaltowych nawierzchniach.
Żółtodzioby kwartetu Remender, Posehn, Parson i Dinisio kręcą się dokładnie wokół tych spraw!
Nowy dom, nowy start
Rick po raz kolejny przeprowadza się wraz z rodziną do nowego miejsca. Stając po raz kolejny przed wyzwaniami typu nowe miejsce, nowa szkoła, nowi znajomi. Chwilę to trwa, ale zaprzyjaźnia się z podobnymi sobie outsiderami. Wspólne śmiganie na desce, sesje na Commodore, wagary w salonach arcade, pierwsze miłości. Pełen przekrój nastoletnich zajawek. Po drugiej stronie medalu problemy rodzinne, konflikty z prawem, obite twarze i zęby powybijane nie tylko na rampie.
Do tego młodość w czasach, kiedy to, dzieciaki i ryby głosu nie mają, więc jedyne osoby przejmujące się ich losem to rówieśnicy.

W rytmie punk rocka
Wszystko to zostało kapitalnie przedstawione w Żółtodziobach. Komiks z jednej strony jest bardzo dynamiczny i można bardzo szybko go przelecieć. Ale przy takim podejściu do lektury czytelnikowi ucieknie masa szczegółów i smaczków poukrywanych w praktycznie każdym kadrze. Każdą glebę czy cios deską prosto w zęby odczuwamy osobiście. Tak, brutalności też nie zabraknie, czy to w postaci pijanej drużyny futbolowej czy drobnej dziewczyny ratującej kolegę przed ochroniarzem parkingu.
Żółtodzioby to też opowieść o przyjaźni, choć momentami trudnej, jak to u nastoletnich buntowników bywa. Z kart komiksu bije wyczuwalna chemia między Rickiem a Brianem. Choć na co dzień nie szczędzą sobie złośliwości i kopniaków w tyłek to są w stanie zrobić dla drugiego wiele. Nie to, że się też co chwila nie podpuszczają o jakieś challange czy podrywy. Zielonego kolorytu przy punk rocku dodaje chłopakom Mike. A i trzy Jenki dla kontrastu potrafią im pokazać, że deskorolka to nie jest domena faceta.

Nostalgia ze ejtisami
Fabularnie Żółtodzioby to w zasadzie kolejna kalka amerykańskich filmów o młodzieży dla młodzieży. Ale podana w taki sposób, że najzwyczajniej w świecie się to dobrze czyta. Chłopaki mają przerąbane w życiu, ale mają siebie i swoje zajawki. Czytelnikowi nie sposób będzie nie poczuć sympatii do ekipy głównych postaci.
Nie brakuje nostalgii i tęsknoty za ejtisami. Muzyką Duran Duran puszczaną w MTV, Kurtem Russelem uciekającym z Nowego Jorku i Pac-Manem na automatach. Humor, także ten czarny, jest wszechobecny, a autorzy nie szczędzą bohaterom złośliwych nieprzyjemności.
Język młodzieży lat 80 całkiem dobrze przełożono też na polskie realia. W kilku miejscach złapać można tłumaczenie, które mogło się udać tylko u nas, ale jakże pasuje do opisywanej rzeczywistości.

Ale jak to wygląda!
Kreska! Kreska jest niesamowita! Nie do końca realistyczna, ale szczegółowa, ludzkie oblicza wyrażają dziesiątki emocji, których nie da się pomylić z innymi. Postacie narysowane są bardzo wyraziście, wręcz przerysowanie! Ale robią piorunujące wrażenie, i nie sposób się dziwić, że Rick robi maślane oczka do Samry, nawet gdy ta karmi go muzyką, której nie lubi, ale przecież się nie przyzna.
W kadrach przeważnie jest bardzo kolorowo i jaskrawo. Gdy chłopaki popadają w tarapaty zmieniają się one w ciemne odcienie czerwieni, które dopasowują się do groźnego nastroju i lejącej się juchy.
Do Żółtodziobów zasiadłem z niemałymi oczekiwaniami już po samym obejrzeniu okładki, które potęgowane były dodatkowo zachętą od samego króla skejtów Tony’ego Hawka. Absolutnie się nie zawiodłem, oczekiwania zostały zaspokojone z nawiązką.

A w komiksie znalazłem też część swojej młodości, choć przypadła ona na późniejsze lata i realia, ale chyba w końcu każdy nastolatek miewa podobne przeżycia.
Komiks zdecydowanie polecam! A swój egzemplarz dumnie odkładam na reprezentatywną półkę!
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Nagle!

