Deus Ex: Rozłam Ludzkości – recenzja Xbox One

Deus Ex, moim zdaniem jedna z lepszych rzeczy, jakie mogły spotkać graczy w 2000 , pierwszoosobowy mix gry akcji z dużą dawką cRPG, które stało się klasyką cyberpunka.
Tło dla Deus Exa to świat przyszłości, zarządzany przez korporacje, świat, w którym nanowszczepy poprawiające i rozszerzające możliwości człowieka to nic nadzwyczajnego, pod warunkiem, że jesteś odpowiednio bogaty, żeby móc sobie na nie pozwolić.

Gra zdobyła wiele nagród i wyróżnień, co sugeruje, że moje zdanie podzieliło wielu graczy. Sequel “Invisible war” z 2003 roku nie był już tak udany, miał kilka dziwnych rozwiązań, jednakże nadal była to dobra produkcja, z którą spędziłem mnóstwo czasu. Na trzecią część cyklu “Bunt ludzkości” przyszło nam czekać długie osiem lat, a na czwartą, czyli “Rozłam ludzkości” kolejne pięć. Tytuły z siódmej i ósmej generacji konsol stanowią prequele dla odsłon z lat “zerowych”, opowiadając o początkach udoskonaleń ludzi, przemyśleń na temat ludzkości i drogi, jaką podąża. 

Dziś chciałbym opowiedzieć o “Deus Ex: Rozłam ludzkości”, bezpośredniej kontynuacji “Buntu ludzkości”. Podobnie jak tam, wcielamy się w postać Adama Jensena, byłego już szefa ochrony firmy Sarif Industries, który po brutalnym napadzie, został naszpikowany taką ilością ulepszeń, których nie powstydziłby się inspektor Gadget. W skórę i blachę Adama wchodzimy w 2029 roku, minęły dwa lata od “Incydentu”, bycie ulepszonym nie jest już najlepszą rzeczą, jaka mogła nas spotkać, a wręcz przeciwnie. Ludzie odwrócili się od technologii wszczepów, a jednostki “odrutowane” są traktowane jak przedmioty. W miejscach publicznych tworzone są strefy wolne od ludzi ze wszczepami, a poza miastami powstają getta, do których są oni zsyłani.

Jensen jako agent Interpolu ma nieco fory – ale i tak co chwila musi się legitymować “krawężnikom” i słuchać docinek “naturalsów”.


Przygodę rozpoczynamy misją rozbicia szajki handlarzy bronią, planujących dobicie targu na budowie hotelu w Dubaju. Początek est przy okazji samouczkiem i wprowadzeniem w mechanikę gry. Poznajemy sterowanie, możliwe sposoby na przedostanie się do celu, jak działają wszczepy Adama i do czego mogą być przydatne.

Potem ekran ciemnieje, a my przenosimy do czeskiej Pragi, wysiadamy z pociągu i jak u Hitchcocka, najpierw wybuchają bomby, a potem napięcie tylko rośnie.

W wyniku zamachu bombowego system wszczepów zaczyna wariować. Po resecie implantów  u zaprzyjaźnionego specjalisty zaczynamy właściwą grę. Na początek prowadzimy dochodzenie w sprawie podłożenia bomb na dworcu, na którym omal nie zginęliśmy, ale wątki fabularne oczywiście nie są takie proste i oczywiste. Podobnie jak w poprzednich odsłonach gry, warstwa fabularna jest świetnie napisana i wciągająca, jedynie zakończenie nie dorasta do pięt wydarzeniom, które do niego prowadzą.

Grę można toczyć na kilka różnych sposobów, zależnych od naszych preferencji. Można zastosować ciche podejście, skradając się przez ciasne kratki wentylacyjne, omijając wrogie patrole. „Rozłam Ludzkości” można przejść bez oddania ani jednego strzału z broni, nawet bossów można pokonać bez ich zabijania. 

Bądź wręcz przeciwnie, w stylu a’la John Rambo: po trupach do celu, traktując ołowiem każdego napotkanego przeciwnika. Oczywiście można łączyć style, to Twoja gra. Choć osobiście nie polecam Deus Exa traktować jako strzelaniny, bo bardzo wiele wtedy traci na odbiorze.

Oprócz zadań głównych, produkcja obfituje w wiele pobocznych. Premiuje przeszukiwanie kanałów kanalizacyjnych, mieszkań i ogólnie lizanie ścian. Premie z kolei przekładają się na ilość dostępnych punktów praxis, dzięki którym odblokowujemy kolejne wszczepy poszerzając nasze możliwości bojowe, obronne czy wytrzymałościowe.


Oprawa jest poprawna, grafika sprawia wrażenie jakby “Deus Ex: Rozłam ludzkości” był robiony pod Xbox 360, a potem tylko powiększany do rozmiarów Xbox One. Postacie są sztywne, mimika istnieje, ale to wszystko co o niej można dobrego powiedzieć.

Mimo wszystko praskie uliczki mają swój klimat i zgrabnie łączą futurystyczne obrazy z postsowieckimi miejskimi krajobrazami. Oprócz Pragi zwiedzimy również kilka innych miejsc, ale to jednak czeska stolica gra tutaj główną role.

Udźwiękowienie? Jest. Zgiełk miasta, odgłosy broni wszystko to stoi na dobrym poziomie. Do plusów mogę zaliczyć z pewnością muzykę, która zmienia się wraz ze zdarzeniami na ekranie telewizora. Cicha i spokojna gdy się czaimy po kątach, przyspiesza i zaczyna być bardziej agresywna, gdy rozpęta się strzelanina.

Czy “Deus Ex: Rozłam ludzkości” jest dobrą grą? Z całą pewnością mogę powiedzieć, że jak najbardziej. Jest to jedna z niewielu produkcji, którą jestem w stanie włączyć po raz enty i się przy niej nie nudzić. Za każdym razem odkrywam również jakiś smaczek, który umknął mi podczas poprzedniego podejścia. Gra ma niesamowity klimat i bardzo dobrze napisaną historię.
Przy okazji niestety jest to, bardzo niedoceniony tytuł, przez co niestety na dalszą kontynuację możemy jeszcze poczekać. Szkoda, bo  fatalne zakończenie jest idealnym punktem wyjścia i wręcz błaga o ciąg dalszy…

Zdecydowanie polecam




Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *