Burton i Cyb

Burton i Cyb – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

30 lat minęło…

Pamiętam wydanie tego komiksu z początku mrocznych lat dziewięćdziesiątych w ramach magazynu Komiks – Fantastyka. Reklamowany był jako “Kosmiczni rabusie o złotych sercach”  czy jakoś tak i podobno miał być to komiks “cyberpunkowy” (cokolwiek miał przez to na myśli szanowny Pan Redaktor). Wydano dwa zeszyty z czterech, na przeczytanie pozostałych dwóch trzeba było zatem poczekać jedyne 31 lat. Nie wszyscy tego doczekali, ale było warto.

Dzięki wydawnictwu Lost in Time dostajemy porządnie wydaną cegłę, zawierającą wszystkie wydane przygody Burtona i Cyba. Twarde okładki, kredowy papier, na końcu galeria okładek. Jest nawet spis treści, co w wydaniach zbiorczych nie jest żelazną regułą. Generalnie patrząc na samą już jakość wydania mam wrażenie, że dobrze ulokowałem swoje ciężko pożyczone pieniądze i mogę ze spokojem zabrać się do lektury.

Burton i Cyb 1

Czarna komedia o tysiącu konwencji

Burton i Cyb to bohaterowie stworzeni przez duet Jose Ortiz (rysunki) i  Antonio Segura (scenariusz). Panowie zaczęli współpracę tworząc post-apokaliptyczną serię Hombre czyli przygody ponurego twardziela wędrującego po spustoszonej przez wojnę atomową Ziemi. Pomimo brutalności i okrucieństwa, którym przepełniona jest akcja komiksu to można tutaj wyczuć specyficzny czarny humor, który w pełni rozwinie się w Burtonie i Cybie.

Burton i Cyb to coś w rodzaju powieści łotrzykowskiej w wersji komiksowej. Mamy dwójkę bohaterów – posągowego blondasa o kwadratowej szczęce, wyglądającego jak stereotypowy bohater kina akcji oraz ponurego cyborga. Obaj bohaterowie są doskonale amoralni,  w zasadzie liczy się dla nich głównie zysk, nawet ich własna lojalność wobec wspólnika często przegrywa z okazją do jak największego nachapania się. Są nierozłączni jako przestępczy duet, zgodnie wspierają się w rozlicznych planach nielegalnego wzbogacenia się, a jednocześnie chętnie też bawią się kosztem partnera. Szczytne ideały, wyższe cele, troska o bliźniego swego: w tym wypadku możesz o tym zapomnieć, drogi czytelniku.

Trzeba nie docenić kunsztu twórców którzy z tak, wydawałoby się, niesympatycznej pary antybohaterów, byli w stanie wysnuć opowieści. które określiłbym jako urocze i łatwo przyswajalne. To taki trochę efekt jak w Domie z Papieru, gdzie kibicujemy grupie przestępców rabujących gruby hajs. Tyle, że tam próbowali do tego podłączać jakieś bieda-lewicowe konteksty plus zjednywać widza swoim bogatym życiem rodzinnym. Tutaj tego nie ma, Burton i Cyb się takimi pierdołami jak miłość, rodzina, walka z systemem nie zajmują. I za to chyba można ich polubić, za całkowity brak moralizatorstwa i uczciwą, szemraną, przestępczą szczerość (na marginesie – co jest nie tak z tymi Hiszpanami? Przywykłem do naturalizmu w ich popkulturze ale, oprócz La Casa De Papel, jest jeszcze taki np. gangster Torpedo, postać nie dość, że pozbawiona jakichkolwiek cech pozytywnych to dodatkowo wyjątkowo niesympatyczna, a komiksy z nim można pochłaniać jeden po drugim).

Mamy całą plejadę postmodernistycznych odniesień do historii najnowszej, kalki i nawiązania do filmów katastroficznych, kina Nowej Przygody, totalitaryzmu nazistowskiego i socjalistycznego. Dostaje się lewicowym działaczom, religii i klerowi. Twórcy bawią się konwencją niby-space opery w stylu pokracznych Gwiezdnych Wojen. Obcy wyglądają jak hybrydy ludzi i zwierząt, mają słoniowe trąby albo są ośmiornicami, prawa i porządku strzeże Robokot, szef lokalnej mafii bukmacherskiej wygląda jak pewien słynny austriacki akwarelista. Kosmiczna łajba dwójki głównych bohaterów przypomina z kolei rybacki kuter z Ustki. Spotykamy wampiry, rewolwerowców rodem z Dzikiego Zachodu.

Ten groch z kapustą świetnie oddają styl rysunków Ortiza – z jednej strony dość precyzyjny i realistyczny, z drugiej znakomicie oddający absurd tego przerysowanego świata

Burton i Cyb postacie

Podsumowanie

Nie będę udawał, że próbuję ten komiks oceniać w jakiś obiektywnych kategoriach. Jestem ogromnym fanem tej dwójki łotrzyków od momentu, kiedy w moje ręce trafiło pierwsze wydanie i z niecierpliwością czekałem aż ktoś w końcu wyda całość. Komiks gwarantuje dawkę świetnej, bezpretensjonalnej zabawy. Nie jestem w stanie stwierdzić, czy przy okazji nie obrazi czyiś uczuć albo ktoś nie uzna tej żonglerki wszystkimi możliwymi konwencjami za prostacką. Nie obchodzi mnie to, wierzę, że każdy będzie się dobrze bawił przy przygodach kosmicznych cwaniaków, próbujących kolejnych oszustw, wymyślniejszych i skuteczniejszych od Gangu Olsena 🙂 Tak więc niniejszym dziękuję wydawnictwu Lost in Time za inicjatywę spełnienia moich młodzieńczych marzeń.

Myślę więc jestem

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *