Hotel na Skraju Lasu okładka

Hotel na skraju lasu – recenzja komiksu

Już pierwszy rzut oka na okładkę i tytuł: Hotel na skraju lasu pozwala przypuszczać, że oto kolejna
opowieść spod znaku domu nawiedzonego lub przynajmniej zamieszkałego przez dziwne postaci. To
chyba jeden z najbardziej zgranych motywów w horrorach. I nieważne, czy uciążliwy duch nocą mizia
bohaterów po stopach, czy gromadka licealistów niefrasobliwie przyzywa pradawne zło przy pomocy
starego tomiszcza… Byliśmy, widzieliśmy i kupiliśmy pamiątki. Pytanie więc, czy potrzebujemy
kolejnej podobnej historii?

Odpowiedź wydaje się prosta: nawet jeśli nie potrzebujemy, to z chęcią przeczytamy. Po pierwsze
dlatego, że najbardziej lubimy historie, które już znamy, a po drugie – przecież uwielbiamy się bać.
Przeczytamy ze smakiem, tym bardziej, że tytułowy hotel stanowi jedynie punkt wyjścia, a to co
najważniejsze i najbardziej przejmujące dzieje się w lesie, nie tylko na jego skraju.

Jest taki samotny… ten hotel na skraju lasu

Tytułowy hotel stoi gdzieś, w jakimś niedookreślonym nigdzie, pośród leśnej głuszy i służy
schronieniem strudzonym wędrowcom, których przypadek lub brawura rzuciły akurat w jego okolice.
I choć właściciele oraz stali bywalcy (którzy zdają się być wręcz częścią wystroju hotelu, niczym
osiadłe i niespieszne ćmy barowe), zwykle z chęcią przyjmują do swego grona przyjezdnych, jedno
nieprzyjemne spotkanie z niepożądanym przybyszem zmienia klimat historii i uruchamia serię
ponurych wydarzeń.

Do sennej mieściny zagląda śmierć i zostaje na dłużej – zupełnie jak ten nieoczekiwany i nieproszony
gość, burząc spokój mieszkańców. Niemożność nazwania zagrożenia, a tym samym kompletny brak
szans, by mu umknąć lub je pokonać, sprawia, że bohaterowie stają w obliczu niemal pewnej klęski.

Hotel na Sraju Lasu strona

W ciemności

Główną składową opowieści, niespiesznej w warstwie narracyjnej, jest klimat ilustracji. I tu znowu nie
warto za bardzo ufać okładce, bo ponury, ale dość czytelny i wyrazisty kadr niewiele ma wspólnego z
tym, co znajdziemy w środku. Obrazy są ciemne, często bardzo umownie oddające scenę, niedbałe
wręcz. Paleta barw jest skromna i utrzymana w posępnych tonacjach. Może to chwilami irytować, bo
niejednokrotnie więcej musimy się domyślać, niż faktycznie widzimy, ale z drugiej strony klimat
nocnych i deszczowych scen oddany jest doskonale właśnie dzięki temu zabiegowi. Dane jest nam
zobaczyć tyle, ile dostrzegają bohaterowie, stający oko w oko z nieznanym niebezpieczeństwem.

Groza gęstnieje z każdym kadrem, zdaje się wypełzać i otaczać nas jak przyjemnie drapiący kocyk.
Próżno szukać tu gwałtownych zwrotów akcji, dynamicznych wolt fabularnych. To, czego się boimy
musi wybrzmieć, jak w starych dobrych straszydłach z XIX i początków XX wieku, których duszna i
niepokojąca atmosfera zostaje w głowie na znacznie dłużej, niż najbardziej nawet szokujący jump
scare.

Hotel na skraju lasu to debiut obiecujący i bardzo smakowity. Autorzy czerpią garściami z klasyki
literatury grozy i robią to sprawnie, bez pośpiechu tkając swoją opowieść pełną napięcia i klimatu. Już
teraz niecierpliwie czekam na ciąg dalszy opowieści.

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Kultura Gniewu.

Hotel na Skraju Lasu strona

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *