Rany wylotowe, czyli jak się na nowo poskładać z kawałków.
A co jeśli Twoje życie to kompletna katastrofa? Lub wygląda jak wyjęte z piosenki Radiohead: „praca, która Cię powoli wykańcza i siniaki, które nie znikają”? I co jeśli przy tym pełnym zobojętnieniu na świat dokoła, nagle dostajesz po głowie szpadlem?
Rany wylotowe autorstwa izraelskiej autorki Rutu Modan podejmują właśnie te – pozornie jedynie – pesymistyczne rozważania i rozprawiają się z niezwykłą, bo i stonowaną pogodą ducha. Nieprzypadkowo jeden z pierwszych kadrów tej powieści graficznej przedstawia ziewającego głównego bohatera. Bardzo symptomatyczne wprowadzenie do tej gorzkiej, choć jednocześnie i pozytywnej opowieści o – wydawałoby się – banalnej prawdzie, że życie potrafi rozdać zaskakujące karty w najmniej spodziewanym momencie i jedynie od nas zależy, jak rozegramy daną partię.
Taxi – driver in Tel Aviv
Głównym bohaterem komiksu Rany wylotowe jest ponad dwudziestoletni taksówkarz, imieniem Kobi Franco. Pomaga swojemu wujostwu prowadzić biznes rodzinny w Tel Awiwie, w większości biorąc co trudniejsze zmiany i spotykając mniej lub bardziej problematycznych klientów. Matka spoczywa na cmentarzu, a relacje z pozostałymi członkami rodziny albo istnieją w formie szczątkowej (siostra) lub nie istnieją praktycznie wcale (ojciec). Klimat trochę jak z filmów Jima Jarmusha, a trochę jak z prozy Etgara Kereta – zresztą, nieprzypadkowe skojarzenie.
I to właśnie ta nieistniejąca relacja z ojcem okaże się punktem zapalnym, który na nowo wydrąży ranę wylotową. Wszystko zacznie się od spotkania z oficerką izraelskiej armii, która przekaże dość szokującą dla zobojętniałego Kobiego wiadomość: „Twój tata zginął od bomby podłożonej w centrum miasta”.
Rutu: Pomiędzy Izraelem, a Polską
Kiedy dzisiaj trwa wojna w Strefie Gazy, kiedy media donoszą o kolejnych ostrzałach i zbombardowaniach na obiekty z ludnością cywilną, trudno nam sobie wyobrazić, że był okres względnego spokoju w Izraelu i Palestynie. Pomimo okazjonalnych eksplozji, wydawało się, że można prowadzić normalne życie. Była to pierwsza dekada XXI wieku i właśnie wtedy, a dokładniej w 2007 ukazała się debiutancka w pełni samodzielna powieść graficzna ilustratorki Rutu Modan, absolwentki Jerozolimskiej Akademii Sztuk Pięknych. Swoje pierwsze szlify i publikacje pobierała pod okiem samego guru hipsterów i mistrza krótkiej formy, Etgara Kereta. Z nim wydała komiks „Nikt nie powiedział, że będzie zabawnie”. Jego czarny humor, ale też wnikliwa obserwacja otaczającej rzeczywistości znalazła swoje odzwierciedlenie w pracach młodej autorki. Zresztą, podobnie jak i Keret, ma ona swoje korzenie w Polsce – jej dziadkowie pochodzili z Warszawy, choć ten fakt długo był w domu rodzinnym pomijany milczeniem. Jedna z tajemnic, która znacząco wpłynie na autorkę, co znajdzie odzwierciedlenie z komiksie Zaduszki (wyd. Kultura Gniewu, 2013). Ale to przyszłość, wcześniej rodzinne sekrety i poszukiwanie prawdy pojawi się w „Ranach wylotowych” – historii o samotności, ucieczce i wolności.
Rany wylotowe ale w sedno
Modan to zręczna autorka – dzięki stosunkowo minimalistycznej kresce, przywodzącej nieco na myśl francuskie produkcje z lat 80. typu Było sobie życie Alberta Barillé’a, emocje są oddane po mistrzowsku. Co jednak ważniejsze, opowieść jest tak wciągająca i poruszająca odpowiednie sznurki emocji, że czytelnik zapomina, że czyta komiks, że to rzecz w 100% graficzna. Po przeczytaniu Ran wylotowych byłem niemal przekonany, że właśnie skończyłem powieść, że całość wypełniały rozbudowane zdania i opisy. Tak działa umowność tej bardzo intymnej historii. Historii, do której każdy może się odnieść, bez względu na szerokość geograficzną. Przecież poszukiwanie swego miejsca w świecie, szansy na szczęście i zanikająca walka z monotonią życia, to raczej pulsujące dylematy. Bez względu na wiek przeżywających je.
Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Wydawnictwu Kultura Gniewu.