Nie zapomnij do nas zajrzeć – >
Harlem, lata dwudzieste poprzedniego wieku. Czasy nazywane mianem Renesansu. To wtedy i tam zaczynała rozkwitać kultura czarnoskórych mieszkańców Ameryki. Muzyka, teatr, walka o emancypację. To również wtedy miał miejsce jeden o z najpoważniejszych incydentów z udziałem jinoo – potworów diabelskiej prowiniencji. Dziadostwo wyległo w olbrzymich ilościach na ulice i zaczeło grandzić oraz krzywdzić ludzi. Zagadnieniem jinoo od wielu pokoleń zajmuje się rodzina Sangerye. Familia jest znana z generowania problemów z odmianą swojego nazwiska w języku polskim, wielkiej mocy i wiedzy o magicznych miksturach. Dzięki tym przymiotom rodzinka próbuje leczyć zainfekowanych klątwą jinoo ludzi. Jednak w swoich rozwiązaniach nie jest jednomyślna. Niektórzy członkowie rodu Sangerye uważają, że zakażonych nie ma co leczyć, a należy ich eliminować. Klątwa dotyka bowiem ludzi, którzy mają na sumieniu grzechy i grzeszki. Szanowni Państwo, przed Wami pierwszy tom Bitter Root.

Bitter Root, czemuś taki gorzki
Choć po lekturze pierwszego tomu jest to nieco na wyrost, ale pokuszę się o stwierdzenie, że jest to wielki hołd dla czarnej społecznosci. Już pierwszy tom Bitter Root rysuje wyraźne obrazki kultury z okresu renesansu Harlemu. Opowieść wplata sie w nią, wgryza, uczepia, osadza, i jedzie jak na najlepszym wierzchowcu. Jednocześnie nie jest to podróż bez trzymanki, a raczej z dużym bagażem. W tle pomrukują wydarzenia z historii USA, i komiks na pewno skutecznie zachęca do zapoznaniu się z kilkoma wydarzeniam. Choć wiedza o nich nie jest wymagana, to otwiera nowe perspektywy do konsumpcji fabuły. Ile osób bowiem słyszało o masakrze w Tulsie, albo o Czerwonym Lecie? Te autentyczne wydarzenia z początków XX wieku nie grają oczywiście pierwszych skrzypiec, ale mają swoje odbicie w fabule Bitter Root. I pod jakże innymi kątami te refleksy padają. Jak różne reakcje i postawy te tragednie wywołały wśród postaci. Morał płynie taki, że zło jest bowiem w nas wszystkich i to od nas zależy, czy mu ulegniemy, czy podejmiemy rękawicę.
Bitter Root to bardzo fajna opowieść o rodzinie walczącej z potworami, z niewiadomych dla mnie przyczyn kojarząca się z Ligą Niezwykłych Dżentelmenów. Komiks charakteryzuje się dużą głębią, interesującymi wątkami, a dodatkowo jest suplementowany rewelacyjnymi wręcz dodatkami. Na końcu znajdziemy świetne teksty ludzi zajmujacych się badaniami literackimi, wykładowców uniwersyteckich i osób zajmujących się tematem kultury afroamerykanów. Daje to niesamowitą pigułę wiedzy, jakże potrzebnej oraz urozmaicającej lekturę polskiemu czytelnikowi. Moim marzeniem jest, by szlakiem takich dodatków podążali wszyscy wydawcy.
Bitter Root jest świetnie przemyślane. Odrzyjmy je bowiem z głębi i wyrzućmy kulturowo-historyczny blichtr traktując go jako ciekawostkę. W ręku wciąż pozstaje nam świetnie narysowany, solidny akcyjniak o magiczno-demonicznym podłożu. Tu się wciąż coś dzieje – strzelaja, skacza, walczą. Bohaterowie bronią się przed demonami, te atakują wyłażąc z kadrów, otwierają się wrota do piekieł czy innego siedliska dziadostwa. Można się wręcz momentami poczuć przytłoczonym. Jeśli do czegoś miałbym się przyczepić, to właśnie chyba do przeładowania akcją. Fabuła leci jak odrzutowiec i nie pozwala na żadną chwilę wytchnienia. Nie mogę powiedzieć, że po postaciach autorzy się ślizgają, ale chciałoby się, by te zostały trochę bardziej dopieszczone.

Twardziele z Harlemu
Ale to dopiero tom pierwszy, a to daje nadzieję, że dalej w tym lesie będzie tylko lepiej. Delikatne obawy może rodzić kiełkujące wrażenie pewnego przesytu, o którym już wspomniałem. Zakładam, że ten zostanie opanowany, a twórcy rozmyślnie naładowali solidną porcję wszystkiego na początku, by na dalszych etapach opowieści eksplorować wszystkie rozpoczęte wątki. No, skądś te nagrody Eisnera i Ringo się wzięły. Z optymizmem zatem patrzę w przyszłość i zachęcam do zapoznania się z Bitter Root, bo jest to mieszanka wyjątkowa. W tym eliksirze miłośnicy akcji znajdą wiele przyjemnego mordobicia i latającego ołowiu (często moczonego w babcinych wywarach). Poszukiwacze spraw nadnaturalnych mają tu diabły, demony, piekielne wymiary i potworne transformacje. A miłośnicy historii i etnologii odnajdą wątki rezonujące z – jakby nie patrzeć – dość mało znaną w Polsce częścią historii Stanów Zjednoczonych oraz kulturą czarnych mieszkańców Ameryki.
Co jednak najważniejsze i co należy podkreślać to fakt, że z Bitter Root udało się stworzyć naprawdę interesującą i wielowymiarową pozycję, w której pierwsze skrzypce grają czarnoskórzy bohaterowie. Mój sufit nosi ślady uderzeń, gdyż tak wysoko skaczę z radości. Mamy bowiem tytuł pokazujący potęgę opowieści o czarnych bohaterach, indywidualnościach, które stojąc w centrum wydarzeń tworzą olbrzymią grawitację wokół siebie. Postaci z własnym tłem, historią i mocą, które udowadniają że nie trzeba ubierać czarnoskórych bohaterów w szaty białych postaci. Mają swoje, rewelacyjne, wspaniałe i genialne odzienie i nie potrzebują za nikogo się przebierać. Świetna pozycja.
Za komiks do recenzji dziękujemy wydawnictwu Shock Comics.