void rivals

Void Rivals – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Void Rivals. Dwóch rozbitków

Wszechświat skąpany w mroku. Na leniwie sunącej przez kosmos planetoidzie z impetem rozbija się statek. Ranny pilot ma niewiele czasu na dojście do siebie gdy na tej samej kosmicznej skale roztrzaskuje się jego rywal. Void Rivals bez większego przeciągania wrzuca nas w środek akcji. To miękkie sci-fi łączy uniwersum Transformers oraz G.I. Joe w sposób mało nachalny, nie wymagając od nas znajomości żadnego ze światów wykreowanych przez Hasbro. Te zaś póki co są jedynie tłem do opowiadanej historii.

void rivals

W odpowiednich proporcjach

Fabuła zwyczajnie wciąga, umiejętnie przeplatając dynamiczne kadry z ekspozycją w dialogach. Nie ma mowy o nudzie, jednocześnie nie jesteśmy bombardowani bez przerwy akcją. Chociaż czasem brakowało mi głębszego przedstawienia motywacji postaci pobocznych. Znając dotychczasowe dokonania Kirkmana daję mu kredyt zaufania, zapewne przyjdzie na to czas. Sama historia początkowo wydaje się mało odkrywcza i przewidywalna. Z czasem jednak nabiera rozpędu gdy poznajemy kolejnych bohaterów, frakcje czy historię świata.

Co istotne przez całą lekturę ani razu nie odniosłem wrażenia jakoby serwowano mi wypełniacze. Każdy kadr jest tu po coś. Każda strona ma służyć budowaniu postaci, świata przedstawionego czy pchaniu wątków do przodu. Zaś im bliżej końca tym coraz mocniej towarzyszyło mi poczucie obcowania ze światem o wiele większym niż jest nam dane zaobserwować oczami bohaterów. Wrażenie to na szczęście nie przytłacza, mamy tu wciąż do czynienia z lekką, miejscami zabawną powieścią.

Postrzępiony sojusz

Jak już jesteśmy przy głównych bohaterach, tych jest cała dwójka. Pilot Darak i jego niedoszła zabójczyni Solila. Biorąc pod uwagę okoliczności ich spotkania, oboje o wątpliwych umiejętnościach pilotowania statków. Skazani na siebie muszą współpracować by wyjść cało z tarapatów, które zdają się przyciągać. Stopniowo wzajemna niechęć do siebie ustępuje. Ich motywy działania przez większość czasu są jasne przez co łatwo się z nimi zżyć czy w końcu polubić.

Wizualnie komiks prezentuje się dobrze. Żywe kolory świetnie oddają atmosferę poszczególnych scen. Lorenzo de Felici udowadnia swój kunszt pozornie prostą kreską. Umiejętnie ilustruje zarówno akcję i dynamikę starć oraz chwile gdy bohaterowie mają szansę złapać oddech, a wraz z nimi i my. Klimatu dodaje zręcznie dawkowany retro-futuryzm budzący skojarzenia z Generałem Daimos.

Coś więcej niż zabawki

Sceptycznie podchodziłem do Void Rivals. W swojej ignorancji pamiętałem jedynie stare reklamy zabawek dla dzieci na licencji. Tymczasem utalentowani artyści udowadniają, że wydawałoby się prosty koncept można obudować angażującymi wątkami i postaciami. Dlatego też chętnie wrócę do tej historii. Tym bardziej, że zakończenie pierwszego tomu, na który składa się sześć zeszytów, pozostawia pewien niedosyt.

Za komiks do recenzji dziękujemy wydawnictwu Nagle!

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *