Half-Life – retro wspominki

Ruszyła maszyna po szynach ospale

Half-Life, jeden z kamieni milowych gier FPS, w którym klimat wręcz wylewa się z ekranu, debiut studia Valve, iskierka do rozpalenia maszyny parowej pod tytułem Steam.

Half-Life

Good morning, Mr. Freeman. Looks like you’re running late.

Half-Life jest jednym z pierwszych shoterów, w którym nie jesteśmy napakowanym herosem, który urodził się z minigunem w dłoni, lecz zwykłym, prostym naukowcem, który znalazł się nie tam gdzie powinien. Gordon Freeman, bo tak się zwie ów jegomość, jest pracownikiem tajnego kompleksu Black Mesa, wybudowanego gdzieś na pustyniach Nevady.
Wcielamy się w jego postać w dniu bardzo ważnego eksperymentu, eksperymentu, który jak się zapewne każdy domyśla nie poszedł dobrze. Albo wręcz na odwrót, wyszedł bardzo dobrze. W skórze Gordona otworzyliśmy drzwi do innego wymiaru. Placówkę opanowały obce formy życia, które nie są przyjaźnie nastawione. A my musimy po prostu z laboratorium uciec..

„Po prostu” – bo nie jest to łatwe wyzwanie, jak to bywa z tajnymi laboratoriami, Black Mesa schowana jest przed światem najgłębiej jak się tylko da. Podczas ucieczki z placówki błądzimy między pokojami naukowców, magazynami, komorami testowymi najróżniejszych wynalazków i broni. Czołgamy przez ciemne przewody wentylacyjne, unikamy kąpieli w kwasie, zmielenia przez wirniki wentylatorów, a przede wszystkim unikamy gości z innego wymiaru.
Chociaż może unikamy to nie do końca dobre słowo, bo głównie to omijamy ich truchła po uprzednim unicestwieniu. Obcych jest wiele różnych rodzajów, od headcrabów, które rzucają się na twarz, przez zmienionych w zombie pracowników bazy, po wielkie monstra, na których trzeba sposobu typu spalenie silnikiem rakietowym (ale najpierw do tego silnika musimy doprowadzić zasilanie, paliwo i tlen).
Obcy to pół biedy – drugie pół to „nasi”- komandosi wysłani do zlikwidowania problemu, tyle, że w dosłownym rozumieniu, zero świadków, zero problemu… A pomiędzy wszystkim tym człowiek w garniturze z aktówką.

Half-Life

Z czym do ludzi?

Bronić się też mamy czym, od kultowego łomu, przez pistolet i karabin maszynowy, do żywych broni prosto z innego świata. Rozgrywka w większości toczy się w Black Mesa, na końcu zahaczającz o obcy wymiar, te etapy mi osobiście średnio podeszły, ale zdecydowana większość gry jest genialna – to poczucie zaszczucia i niepewności co wyskoczy zza kolejnego winkla. Klimat jest gęsty i wylewa się litrami z ekranu. Graficznie Half-Life dziś już nie zachwyca, ale w momencie premiery była to czołówka.

Produkcja Valve doczekała się dwóch oficjalnych dodatków, opowiadających historię z perspektywy komandosa oraz strażnika Black Mesy, a także milionów modów fanowskich – z których Counter Strike rozwijany jest do dziś. Half-Life został wyróżniony wieloma nagrodami, a także obrósł licznymi legendami, a wierni wyznawcy nadal wierzą w trzecią część.

Half-Life

4 thoughts on “Half-Life – retro wspominki”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *