Elektra: Czerń, Biel i Krew – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Elektra – jedna z najciekawszych drugoplanowych postaci Marvela miała szczęście do scenarzysty. Elektra Assasin Franka Millera z niezapomnianymi rysunkami Billa Sienkiewicza to klasyk sztuki komiksowej, mocno wybijający się ponad średni poziom komiksu o facetach w kostiumach. Z kolei Elektra Saga to klasyczna seria, gdzie scenariusz również tworzył sam wielki Miller. Co ciekawe w Polsce początek całej historii został wydany jeszcze w 1989 roku (firma Editor, nie wiem co z prawami autorskimi), a więc polski czytelnik mógł poznać przygody pani Natchios jeszcze przed Batmanem i Spidermanem.

Tak więc poprzeczka w przypadku tej postaci już dawno została ustawiona dość wysoko. Z kolei seria Czerń, Biel i Krew kojarzy mi się raczej z przelewaniem krwi z towarzyszeniem wysmakowanej grafiki. Zatem, z jednej strony wybór hiper wyszkolonej asasynki do kolejnej części wydaje się dość zrozumiały, z drugiej – grozi instrumentalnym zredukowaniem do rzeźniczki z dwoma saiami (to te sztylety, którymi walczył też Rafaello). Dlatego też byłem bardzo ciekaw, co Elektra: Czerń biel i krew sobą reprezentuje.

Elektra: Czerń Biel i Krew - jedna z 12 twarzy Elektry

12 twarzy Elektry

Album zawiera materiały pierwotnie opublikowane w miniserii Elektra: Black, White & Blood, numery 1-4. Porządnie wydane, twarda okładka oraz galeria grafik i okładek, więc pierwsze wrażenie bardzo pozytywne. Zobaczmy jak autorzy dali sobie radę z tematem. Album składa się z 12 epizodów.

Czerwony świt to pewne zaskoczenie, jest o wampirach, dość klimatyczna, ale nie wiem co tam robi Elektra, chociaż może to odwołanie do jakiś nieznanych mi epizodów z jej życia. Taki trochę horror klasy B zaadaptowany na komiks, z dodaną bohaterką.

Gdzie diabeł nie może to z kolei bardzo ładnie narysowana historia akcji, zabójczyni wykańcza gangsterów i przy okazji okazuje się, że jej słabością jest zdolność do litości.

Szkarłatna ścieżka to intrygująca historia alternatywna, rozgrywająca się w jakimś mitycznym bezczasie przypominającym starożytną Grecję. Elektra jest w niej częścią mitu, trwającego przez wieki.

Zabij i uciekaj rozgrywa się w Madripoorze, więc oczywiście pojawia się Logan z opaską na oku. Dużo krwawej walki o prawo do aborcji i dość niespodziewane zakończenie.

Verite ma bardzo ciekawą formę graficzną, strukturą nawiązującą do klatek filmowych, które pełnią zresztą istotną rolę w fabule, w której Elektra nie jest zresztą główną bohaterką. Ocena szkolna na 5+ ale scenariusz tak na 3 najwyżej.

Yokai to rozgrywająca się w Japonii opowieść bez wypowiedzenia jednego słowa. Wiioska, zagrożenie, skojarzenia z Wiedźminem nasuwa się samo. Ładne acz banalne.

Podzielone narysowane w stylu mangi przenosi nas do zakładu psychiatrycznego i cierpień trójki dziewczyn. Z jednej strony to jakby echo tego co dzieje się z bohaterką w Elektra: Assasin, z drugiej mamy chyba okazję spotkać inną sławetną pacjentkę z uniwersum Marvela (a przynajmniej taka jest zdaje się sugestia scenarzysty). Bardzo przypadła mi do gustu – zarówno wizualnie jak i scenariuszowo, chociaż nie przepadam za mangą.

Z Namiętnością porusza temat uczuć i może także szaleństwa. Pop-artowy styl rysunku kontrastuje z mrocznym klimatem. Chyba najcięższy klimatem opowieść z całego zbioru.

Ulubiona broń to dość klasyczna historyjka o spotkaniu, rywalizacji i walce z Czarną Wdową. Szpiedzy, agenci podwójni i potrójni, dużo akcji, strzelania do siebie i radosnej wymiany ciosów.

Siły, których nie pojmujesz to kolejny crossover, tym razem nasza bohaterka wpada na Ghost Ridera po czym wypada, plącze się tu też Kingpin. Całość nie powala, scenarzysta chyba nie miał pomysłu na całość. 

Zabójczyni – znowu Japonia, wojownicy, mity, potwory i manga w kresce. Wszystko się sympatycznie łączy ze sobą i muszę powiedzieć, że jestem zaskoczony jak bardzo ta japońszczyzna mi się podoba (chyba wspominałem, że nie przepadam za mangą).

Spotkanie to dobra historia na koniec. Ciekawa kreska i kompozycja kadrów podkreśla jej niejednoznaczność. Czy to wszystko rozgrywa się w głowie bohaterki czy to znowu jakieś multiwersum i spotkanie postaci z mitów? Jeszcze galeria bardzo ładnych okładek w różnych wariantach i finito. 

Elektra: Czerń Biel i Krew wersja manga

Chcę więcej

Czy warto zainwestować w tę Elektrę? Jako fan postaci mówię – pewnie, że warto. Dostaniecie dużą porcję swojej bohaterki w wielu odsłonach, a ponieważ historie są krótkie będziecie chcieli więcej. Generalnie ta seria Czerń, Biel i Krew daje nam, oprócz z reguły bardzo dobrych rysunków, także pewne poczucie obcowania z tajemnicą bohatera. Historie są wyjątkami z burzliwego życia, nie wiemy co wydarzyło się przed i co będzie dalej. I już się nie dowiemy. Lepiej według mnie wypadają te historie w których starano się eksploatować niezwykłość bohaterki, pokazać jej wieloznaczność. Wrzucanie głównej bohaterki w różne sytuacje z bohaterami z innych komiksów Marvela prowadzi niestety do ogrywania klasycznych schematów mordobicia, ale na szczęście dominują historie bardziej wysmakowane. Tak więc moje odczucia po przeczytaniu całości są zdecydowanie pozytywne. Elektra: Czerń Biel i Krew odświeżyła mi postać Elektry i przypomniały czemu ją lubię. I chwała im za to. 

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Mucha Comics

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *