W latach 90 tych powstawało wiele kultowych tytułów, jednak zawężając poletko do strzelanek FPS dość szybko na pierwszy plan wybiły się dwa tytuły: Quake oraz Duke Nukem 3D. Quake, nieco młodszy, bardziej zaawansowany technicznie, dynamiczniejszy i wykonany całkowicie w trójwymiarze z czasem zostawił księcia w tyle, ale Duke będąc niesamowitą grą na miarę swoich możliwości władał swoim rzędem oddanych mu bardzo długo dusz.
Duke Nukem 3D wyrósł z platformówki
Pierwowzorem opowieści o wulgarnym i w dość nieskomplikowany sposób patrzącym na świat twardzielu była platformówka wydana w 1991 roku przez Apogee Software. Sama gra wpisywała się raczej w kanon opowieści o samotnym bohaterze walczącym z draniem posiadającym armię robotów czy innego tałatajstwa, za pomocą którego pragnie opanować świat. Wyróżniał ją jednak sposób dystrybucji, raczkujący jeszcze w tamtych czasach, a mianowicie gra była podzielona na epizody, z których pierwszy był udostępniany za darmo w formacie shareware., Resztę należało dokupić. Duke Nukem okazał się być przebojem, którego kontynuacja w tym samym formacie pojawiła się na rynku dwa lata później.
Zainteresowanie przejściem swoich produkcji w trzeci wymiar zaowocowało utworzeniem w Apogee oddziału, który miał się skupić wyłącznie na grach 3D. Przybrawszy nazwę 3D Realms w 1994 roku, a ewolucja gier zmierzająca w tym kierunku spowodowała zmianę nazwy firmy na 3D Realms właśnie w 1996. Rok ten jest dość istotny, bo to właśnie wtedy firma wydała bohatera tego artykułu – Duke Nukem 3D.
Oszukane 3D albo 2.5D
No właśnie, Duke Nukem choć 3D miał w nazwie, nie oferował pełnych wrażeń w trójwymiarze. Bohater poruszał się we wszystkich kierunkach, pływał w wodzie, żeglował w kosmosie, skakał i spadał, to spora liczba obiektów w grze pozostawała płaskimi planszami pokrytymi sprite’ami. To dotyczyło jednego z najważniejszych elementów produkcji, a mianowicie przeciwników. To pozwalało na całkiem krwawe i brutalne rozwiązania, ale jednak sprawiało, że o pełnym trójwymiarze mowy być nie mogło. Autorski silnik firmy nazwany Build, choć niedoskonały, na tamte czasy okazał się być strzałem w dziesiątkę. Na tym silniku powstały zresztą inne hity tamtych czasów – Blood, Shadow Warrior, Witchaven czy Redneck Rampage. Sprytny zabieg pozwolił na tworzenie nieco mniej wiarygodnych światów, jednak nie przeszkadzało to w dostarczeniu przez Duke Nukem 3D olbrzymiej dawki zabawy.
Duke Nukem 3D nie był grą dla dzieci
Twórcom udało się tu bowiem zgrać i zmieszać wiele czynników oddziałujących na szeroko pojęty gameplay. Sam bohater, doskonale wpisującego się w ukochany klimat filmu klasy B albo C. Duke Nukem był wulgarny, przepakowany testosteronem i charakteryzujący się osobowością typu macho był doskonała karykaturą bohaterów akcyjniaków z lat 80-tych.To za to gawiedź Duke’a pokochała, a rzucane przez niego one-linery nadal uważane są za klasykę.
Silnik Build pozwalał na konstruowanie dość eklektycznych poziomów z masą poukrywanych sekretów, których poszukiwanie stanowiło zabawę samą w sobie. Zresztą znakiem firmowym Duke’a była interaktywność. Na swojej drodze co rusz można było się natknąć na guziki, wajchy, przełączniki i inne rzeczy, których można było użyć, typu bilard czy pisuar. Do klasycznego zestawu argumentów, w który uzbrojeni byli przeciwnicy gier wideo weszły striptizerki, którym można było za skąpą garderobę wsuwać banknoty. Pamiętam doskonale, że podobało się to graczom tak mocno, że brak tej interaktywności wielkiemu oponentowi do korony króla FPSów – Quake’owi wypominano to jako dość duży minus.
Przejdźmy zatem do świetnego zestawu uzbrojenia, który nomen omen pomógł ugruntować sztandarowy arsenał występujący w grach FPS – shotgun, karabin, wyrzutnia rakiet. Na szczęście jednak DN3D dodawał również coś od siebie (devastator to wciąż jedna z fajniejszych zabawek, a shrinker jedna z oryginalniejszych). Zestaw nie zamykał się jednak na wspomnianych. Dochodziły jeszcze ikoniczne gadżety jak pipe bomb czy holoduke tworzący kopię naszego mięśniaka, albo sterydy dodające mu siły i wigoru. Dość powiedzieć, że strzelanie w DN3D było bardzo fajne i sprawiało dużo frajdy.
Jeszcze więcej frajdy jednak dawały walki po sieci. Duke Nukem 3D oferował rozgrywki multiplayer, które szybko zawładnęły sercami i umysłami graczy. Moduły i tryby nie były niczym nowym, bo Doom od Id Software zawojował sieci komputerowe już w 1993 roku. Duke jednak znakomicie kontynuował tradycje strzelania z przyjaciółmi i w przyjaciół i dopiero wspomniany Quake zachwiał jego pozycją.
Smutne dzieje Duke’a
Duke Nukem był na szczycie i miał wszystkie argumenty po swojej stronie, by stać się wiekopomną serią gier. Sukces tytułu z 1996 roku wywołał liczne porty na konsole, urządzenia mobilne (później), nowe epizody i rozszerzenia. Ale gracze czekali na kontynuację. Quake sprawił, że płaskie sprite’y kłuły w oczy. 3D Realms szybko zapowiedział kolejną część, która miała być ostateczną grą, tytułem miażdżącym konkurencję i być panaceum na absolutnie wszystko. Duke Nukem Forever jednak okazał się być wszystkim, tylko nie tym. na premierę nowej gry spod znaku DN przyszło nam bowiem czekać … 15 lat. Liczne zmiany silnika i decyzji kreatywnych, problemy finansowe firmy i pewnie jeszcze wiele innych elementów, o których nie wiemy spowodowały, że Duke Nukem Forever z 2011 roku był cieniem swojego prekursora. Wyglądał jak gra z innej epoki, wyśmiewany i zniszczony w recenzjach szybko stał się koszmarem sennym twórców i wydawców.
Czy możemy spodziewać się nowego Diuka? Nie sądzę. Duke Nukem 3D pojawia się wciąż w ramach urodzinowych reedycji, z nową zawartością albo odświeżonymi elementami graficznymi, ale głównie jako ciekawostka, wspomnienie, błysk minionej chwały. Bohater z taką ilością testosteronu w dzisiejszych czasach mógłby okazać się zbyt kontrowersyjny.