Tytułem wstępu
Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że recenzję opieram na wersji gry z Xbox One, we wstecznej kompatybilności na konsoli Xbox Series X.
Bez wątpliwości możemy stwierdzić, że Cyberpunk 2077 był najbardziej oczekiwaną premierą tego roku. Grę produkowało studio, spod którego dłuta wyszła trylogia Wiedźmina, uniwersum oparto o jeden z najlepszych podręczników papierowych rpg. Po kilkuletnim milczeniu hype train ruszył pełną parą, Cyperpunk atakował zewsząd, aż bałem się otworzyć lodówkę. Skłamałbym mówiąc, że premiera była mi całkowicie obojętna, jednakże nie śliniłem się na każdego twita czy kolejny trailer. Wiele osób jednak traktowało grę jako objawienie roku i mesjasza gatunku. Czy Cyberpunk 2077 sprostał oczekiwaniom? Dziś już wiemy, że nie, jesteśmy dwa tygodnie po premierze, pył jeszcze nie opadł, a cały cyfrowy światek mówi tylko o tym tytule.
Sam gram w produkcję CD Project Red od dnia premiery, powiem więcej, czerpię z niej przyjemność. Owszem nie ustrzegła się błędów mniejszy czy większych, ale nie są to wady, przez które miałbym ją skreślać i żądać zwrotów pieniędzy za kupione płyty.
Cyberpunk 2077 poznaję we wstecznej kompatybilności na konsoli Xbox Series X, bawiąc się świetnie. Spędziłem z produkcją Redów już ponad 30 godzin, a dopiero rozpocząłem drugi akt opowieści. Nie skupiam się bardzo mocno na głównym wątku fabularnym, robiąc szereg misji pobocznych, którymi plan Night City jest usiane. Zacznijmy jednak od początku…
Obudź się Samuraju…
Nazywasz się V, jak obiecano w trakcie developingu możesz być kim tylko zechcesz, edytor postaci jest bardzo rozbudowany. Począwszy od wyboru płci postaci, która nie musi być binarna. Możesz wybierać z dziesiątek kształtów elementów ciała, kolorów skóry czy zarostu, wzorów blizn oraz tatuaży i wszczepów. Dość nieczęsto spotykana jest możliwość wyboru wielkości przyrodzenia jakim nasz V będzie dysponować. Do powyższego należy dodać przynależność do grupy, z której się nasz protagonista wywodzi: Pustynny nomada, dziecko ulicy – punk, czy korposzczur do zadań specjalnych. Od wyboru pochodzenia zależy prolog oraz wybrane linie dialogowe. Kolejne wybory to rozdział punktów umiejętności. Na tym etapie decydujesz czy chcesz zostać cichym zabójcą, eliminujących wrogów z ukrycia, chodzącym czołgiem, wpadającym na miejsce zadania w stylu Johna Rambo, czy genialnym hakerem, który wchodzi, cały na biało, po uprzednim zdalnym wyczyszczeniu pomieszczenia poprzez włamanie do systemów ochrony.
V stworzony? To wchodzimy do gry! Po krótkim wprowadzeniu poznajesz Jackiego, który z czasem staje się twoim najbliższym kumplem. Wraz z nim wykonujesz kilka zadań, a potem gra rzuca na głęboką wodę i konfrontację z wpływowym korposem. Po tym trzęsieniu ziemi dowiadujesz się, że masz w głowie chip, który Cię zabija i musisz się go pozbyć, jeśli chcesz jeszcze pożyć.
… Mamy miasto do spalenia!
Główny wątek fabularny wciąga, jest bardzo dobrze napisany, posiada kilka ciekawych zwrotów akcji i po prostu chce się poznawać jego ciąg dalszy. Natomiast z tym poznawaniem może być różnie, Night City jest bardzo obfite w wątki poboczne. Od zadań zlecanych przez starych znajomych, przez lokalnych fixerów- czyli łączników między zleceniodawcami a wykonawcami, po “prośby” od przypadkowo spotkanych ludzi. Do tego dochodzi skanowanie graffiti, ratowanie ludzi przed rozbojami czy zabawa w łowcę głów. Mapa Miasta jest wprost usiana “znakami zapytania” i miejscami różnych aktywności. Zadania opcjonalne zdecydowanie warto robić, za każde z nich otrzymujesz eurodolary, które są niezbędne, jeśli chcesz zdobyć nowe narzędzia zagłady, bądź zainstalować sobie nowy wszczep. Nie są to tanie rzeczy Samuraju – a miasto przecież nie spali się samo, przy pomocy podstawowego pistoletu i podstawowego chipa.
Dwie Strony Miasta
Night City jest ogromne i piękne, od ścisłego centrum pełnego neonów, przez suburbia i slumsy, aż po pustynne tereny pozamiejskie robi ogromne wrażenie. Często zamiast szybkiej podróży wolałem iść pieszo, żeby poobserwować pięknie wykreowany świat gry.
Miasto bardzo dobrze udaje żywy organizm. Wrażenie pęka jak bańka mydlana w momencie próby wejścia w interakcję z NPC, bądź dłuższym obserwowaniu pracy na przykład kelnerki, która w nieskończoność będzie przyjmowała zamówienie od jednej i tej samej osoby. Wirtualni kierowcy prawo jazdy znaleźli chyba w chipsach. Wystarczy lekko zajechać drogę i już nie umieją ominąć przeszkody, a jak przypadkowo wejdziesz im pod koła nawet nie zwrócą uwagi tylko niewzruszenie pojadą dalej. Podobnie irytujące jest zachowanie policji, która materializuje się cudownie za naszymi plecami w momencie popełnienia przestępstwa. Ponadto nie ma żadnej mowy o nakazie opuszczenia broni i aresztowaniu, od razu strzelają by zabić.
Wyjdziesz na dwór?
Postacie, zwłaszcza istotne dla fabuły, mają szczegółowe i dopracowane modele. Wszystkie, również te poboczne, są bardzo dobrze napisane. Mają swoją własną, ciekawą, historię i swoje własne powody, by pomóc, bądź nie w twojej sprawie. Choć nie ukrywajmy, przyjaźnie istnieją, ale zazwyczaj wszystkim kieruje własny biznes, a osobiste uczucia mogą się pojawić dopiero później. Wyraźnie czuć, które z postaci nas polubiły, a które były tylko z powodów pragmatycznych. Nieco razi zbyt ufny stosunek V do zleceniodawców i na odwrót. Pełno tu perełek typu “Hej, nie ważne skąd mam twój numer, i tak cię nie znam, ale mam dla ciebie nielegalne zadanie do wykonania”.
Nieco do zarzucenia mam również dialogom, owszem: Zazwyczaj można zadać dodatkowe pytania, w niektórych momentach można użyć linii tekstu zależnej od posiadanego poziomu w danym drzewku rozwoju. Jednak rozmowa zawsze prowadzi do jednego finału i nie da się zmienić dalszego rozwoju wydarzeń niż odgórnie ustalony.
Polski dubbing postaci pierwszoplanowych wykonano poprawnie, pasuje do odgrywanych ról i nie brzmi teatralnie, czego nie można już powiedzieć o postaciach trzecioplanowych, gdzie zdecydowanie mocniej czuć tę nienaturalną manierę. Żadnych uwag natomiast nie mogę zgłosić co do muzyki: Ścieżka dźwiękowa jest genialna, pasująca do dystopijnej przyszłości i utartych schematów panujących realiów. Do dowolnego wyboru radia w czasie jazdy autem. Na pieszo aktywująca się idealnie do aktualnej sytuacji na ekranie telewizora.
Blizny pod warstwą makijażu
Oprawa Cyberpunka jest szczegółowa i zrobiona bez większych zarzutów. Owszem, zdarzają się kwiatki typu lewitujące papierosy, ręce przenikające przez drzwi, czy latające drony, które po zestrzeleniu ani myślą spaść na ziemię. Jednakże nie są to bugi, które dyskwalifikują całą produkcję. Choć zdecydowanie 5 metrów nad ziemią jest problem ze zbieraniem lootu z unicestwionych sprzętów. Jednakże są to pojedyncze przypadki, nie zdarzyły mi się też problemy z dograniem tekstur. Z większych bugów, jakich dane mi było dostąpić w ciągu tych kilkudziesięciu godziny spędzonych z Cyberpunkiem, była dwukrotna zawieszka w czasie jazdy, na którą pomogło zamknięcie gry i wrócenie, za sprawą quick resume w tym samym momencie. Raz gra się wysypała do dashboarda i nie uruchomiła się, póki nie zrestartowałem konsoli.
3 drogi do zbawienia
Typ rozgrywki jest dość mocno uzależniony od drzewka rozwoju postaci, jakie jest obrane. Mój V jest Punkiem Netrunnerem i musi wystrzelać sporo amunicji zanim położy przeciwnika, za to dobrze dobrane hacki są w stanie załatwić problem w dwa włamy do mózgu antagonisty. Niestety jakby się nie grało, strzelania całkowicie uniknąć się nie da. Tyle dobrego w tym wszystkim, że amunicji zazwyczaj nie brakuje, tylko trzeba dość sporo czasu czekać na przeładowanie, jeśli nie jesteś biegły w broni palnej.
Bardzo ciekawym patentem jest tryb detektywistyczny: Zakładasz sprzęt do tzw. braindance, czyli rozrywki, która pozwala przeżywać czyjeś wspomnienia. Przy czym dzięki specjalnemu oprogramowaniu możesz oglądać wszystkie wydarzenia z boku. Mogąc pauzować, cofać, przyspieszać odtwarzanie, rozglądając się swobodnie i szukając rzeczy, dźwięków czy śladów termicznych, które pomogą w dalszym rozwoju śledztwa.
Na rozstaju dróg
Cyberpunk sprawia wrażenie zawieszonego między cRPG a grą akcji w otwartym świecie, jakby nie mógł się zdecydować czym tak naprawdę chce być. Jak na cRPG jest tu zbyt mało ścieżek, które prowadzą do różnych finalnych zakończeń. Dialogi jak na roll playa są zbyt biedne, i nie dające w zasadzie żadnego wyboru w rozmowach. Jak na strzelaninę jednak gra jest zbyt przegadana i rozwleczona między kolejnymi “killroomami”. Jazdę samochodem porównywano do serii GTA, nie mogę się z tym zgodzić, pojazdy prowadzi się zupełnie inaczej, czuć bezwładność maszyn,zbyt mocno przyspieszają, zbyt wolno hamują i ogólnie słabo reagują na polecenia z gamepada. Mnie prowadzenie aut nie przypadło do gustu.
Osobiście produkcja CD Project Red przypomina mi bardzo dwie ostatnie odsłony Deus Ex, w których jestem zakochany, i skończyłem je na wszystkie możliwe sposoby. Podobnie jak tam droga do finału jest niemalże liniowa, a największy wybór to wybór między przejściem przez pokoje pełne przeciwników: Czy ich ominiesz, czy będziesz się skradać i po cichu eliminować, czy też wpadniesz z karabinem przez frontowe drzwi, a może spokojnie, paląc papierosa, zdasz się na shakowane wieżyczki i roboty bojowe. Mógłbym wręcz rzec, że Cyberpunk 2077 to najlepszy Deus Ex w jakiego grałem.
Miasto pełne barw, trzeba tylko je znaleźć
Gra jest ogromna, świat jest zrobiony szczegółowo i pieczołowicie. Misji do wykonania jest bardzo wiele. Choć większość to typowe zadania “kurierskie” to zdarzają się ciekawe odstępstwa od tej reguły. Poziom immersji jest dość spory, mnie osobiście, parafrazując słowa bohaterów drugiej części “Kac Vegas”, Night City wchłonęło i nie chce wypuścić. Wciągam je w każdej w każdej wolnej chwili, poznając tajemnice miasta przyszłości, a także odnajdując liczne ciekawostki i easter eggi, którymi jest wypełnione.
Plusy
- Ogromne, zróżnicowane architektonicznie miasto
- Długi, wciągający główny wątek fabularny
- Wiele różnych sposobów na przejście misji
- Kilka drzewek rozwoju postaci
- Wiele misji pobocznych
- Bardzo ciekawe postacie
Minusy
- Problemy z tożsamością: ni to cRPG, ni to strzelanina
- jedyna słuszna ścieżka fabularna,
- nikły wpływ wyboru dialogów do finału konwersacji
- Kiepsko wykonana jazda samochodem
- czuć, że żyjący świat to tylko wydmuszka
- brak aktywności pobocznych, nie związanych z misjami
- nieco naciągane relacje V ze zleceniodawcami
- mniejsze i większe bugi psujące immersję
5 thoughts on “Cyberpunk 2077 – Recenzja Xbox One”