Jakiś czas temu wspominałem o jednej grze na popularną w latach 80’tych maszyn czyli Commodore C64. Dziś kolejne cofnięcie w latach do klasyka jakim jest Boulder Dash.
Boulder Dash aka „krecik” lub „diamenciki”
Boulder Dash został wydany w kwietniu 1984 roku przez First Star Software, amerykańskiego wydawcę i dewelopera, który popularność zyskał dzięki kilku grom m.in. Spy vs. Spy czy wspomnianego wyżej Boulder Dash. Owe gry rozeszły się w kilkumilionowych nakładach.
W naszym kraju oprócz oryginalnej nazwy dał się poznać jako diamencik czy krecik. Pierwotnie gra ukazała się na Atari. Jednak jej popularność sprawiła, że na przestrzeni lat ukazała się na takich platformach jak Apple II, Atari 2600, ZX Spectrum, Electron, Amstrad CPC, Game Boy a nawet iPhone, NES, Wii. Aż dziwne, że nie wyszła na platformę Sony czy Microsoft.
W zależności od kraju wydanie w owych czasach się różniło, czy to pod względem okładek czy nośnika. Spotkać można było dyskietki 5,25″ jak i kasety magnetofonowe.
Diamenty, diamenty wszędzie…
Zasady gry są dość proste: kierujesz głównym bohaterem o dźwięcznym imieniu Rockford i musisz zebrać odpowiednią ilość wymaganych diamentów w odpowiednim czasie. Tak więc nasz „krecik” przemierza podziemia zjadając ziemię, a jak to w ziemi znajdują się przeszkody w postaci kamieni czy murów. Kamienie na szczęście można przepychać w lewo lub prawo, o ile przed nimi lub za nimi jest pusta przestrzeń. I tu do gry wchodzi fizyka. Przesuwając taki kamień można go zepchnąć na niższe partie mapy, pod warunkiem, że jest tam pusta przestrzeń. Jednak do góry podnieść się tego nie da.
Tak więc trzeba dobrze pomyśleć, zanim przesuniemy kamień, tudzież „zjemy ziemię” pod niektórymi, gdyż może to spowodować odcięcie jednej, słusznej drogi do wyjścia. No i z racji dość małej siły naszego Rockforda można przesunąć tylko jeden kamień. Gdy napotka opór drugiego kamienia lub muru dalej go nie przesuniemy.
Niejednokrotnie zdarzyło się, że trzeba było poświęcić życie, by plansza zaczęła się od początku, bo spadające kamienie odcięły drogę do jednego czy dwóch ostatnich diamentów (lub nawet samego wyjścia). Dodatkowym czynnikiem stresującym jest dość szybko upływający czas. Na szczęście po kilku, kilkunastu próbach wiesz pod którymi kamieniami usunąć ziemię, by spadły tam gdzie trzeba.
Wraz z postępem gry plansze są coraz trudniejsze, a na dodatek pojawią się nowi przeciwnicy – motylek oraz migający kwadrat. Ci przeciwnicy przemierzą wolną przestrzeń, na szczęście zawsze w jednym kierunku – zgodnie z ruchem lub przeciwnie do ruchu wskazówek zegara. Zniszczyć ich go można tylko opuszczając mu na głowę kamień. Migający kwadrat postawia pustą przestrzeń, natomiast po zniszczeniu motylka, pola (maksymalnie 3×3) wokół niego przemieniają się w diamenty. Czasami jest to jedyne źródło diamentów by ukończyć planszę, tak więc jest to nie lada wyzwanie.
Zdążyć przed czasem
Jakby tego było mało przy którejś planszy pojawia się dziura, z której wypływa lawa. Musimy tą lawę zamknąć otaczając ją kamieniami, tak by się nie rozprzestrzeniła po całej planszy. Dzięki takiemu zamknięciu wzrasta ciśnienie w środku i po pewnym czasie lawa zamienia się w… diamenty! Idealna okazja, by szybko nadrobić brakujące kryształy. Jednak jeśli się nie pospieszymy, lub lawa znajdzie ujście to nici z naszych plonów. Lawa rozrośnie się zbyt szybko i po chwili zamieni się w mnóstwo bezużytecznych kamieni niwecząc nasz plan.
Do ukończenia gry jest 16 poziomów i pięć różnych poziomów umiejętności, które mają wpływ na liczbę klejnotów, które należy zebrać, oraz limit czasu. Na samym początku gry można wybrać poziom jak i poszczególną planszę, dzięki czemu nie trzeba przechodzić całej gry raz jeszcze.
Te kilkanaście lat temu udało się kilka razy przejść wszystkie plansze. Jednak dziś, refleks już nie ten i palce dziwnie pracują a i joystick ma jakieś zamyślenia w działaniu 😉 Po kilku planszach trafiasz na próg nie do przejścia 😉 Mimo wszystko gra ma „syndrom jeszcze jednej próby”. Od czasu do czasu warto uruchomić taką grę, by na nowo odżyły wspomnienia z lat dziecięcych 🙂
Na koniec kilka plansz, które udało się przejść w miarę komfortowo 😉 Choć joystick to nie to samo co dzisiejsze pady, gra się naprawdę przyjemnie. Tylko ten zbyt szybko upływający czas….
1 thoughts on “Boulder Dash – retro wspominki C64”