Gdy na horyzoncie wydawniczym Egmontu pojawił się Batman – Trzech Jokerów, aż przyklasnąłem z radości. Jeden z moich ulubionych trykociarzy i jeden z moich ulubionych czarnych charakterów doczekali się kolejnego ciekawego tytułu. Najnowsze wydawnictwo spod szyldu DC Black Label jednak nie do końca oferuje to, czego oczekiwałem..
Komiks prezentuje dość klasyczne podejście do historii zmagań Batmana z Jokerem. W Gotham ponownie zaczynają ginąć ludzie, a zwłoki mają wykrzywione usta w znajomym wszystkim demonicznym uśmiechu. Tropy szybko prowadzą do równie znajomej wszystkim fabryki z chemikaliami. Batman, Red Hood i Batgirl postanawiają połączyć siły by rozgryźć zagadkę i dopaść Jokera, gdyż szybko okazuje się, że przestępców może być więcej niż jeden.
Fabuła jest monotonna i nieco się wlecze. W trakcie lektury w oczy wpychane są wręcz nawiązania do klasyków sagi o Batmanie – „Zabójczego Żartu” i „Śmierci w Rodzinie”.
Oczekiwałem jakiejś pogłębionej analizy postaci Jokera. Przyjrzenie się temu, co kryje się za upiornym uśmiechem i makijażem. W zamian otrzymałem sztampę, klisze i przegadane tematy.
Odnoszę wrażenie, że pełna moc opowieści poszła w kierunku rozliczeń z przeszłością Batmana. Wyświechtany temat Joe Chilla mordującego rodziców Bruce’a Wayne’a wydaje się tu mocno przetarty w kroku. Motyw śmierci rodziców wraca tutaj jak bumerang, a tymczasem już wiele innych tytułów udowodniło, że z Batmana można wycisnąć dużo więcej niż schemat zranionego i zbuntowanego sieroty.
To samo dotyczy pomocników nietoperza – Red Hooda i Batgirl. Rozwlekanie motywów z „Zabójczego Żartu” i „Śmierci w Rodzinie” jeszcze się tu broni, unikając na szczęście wrażenia bycia wepchniętym na siłę i dobrze wpasowuje się w opowieść. Mam jednak poczucie, że to tu jest centrum wokół którego orbituje fabuła. To Batgirl i Red Hood i ostatecznie również Batman są analizowani i to oni mają grzebane w przeszłości i psychice. Joker, który wymyśla kolejną zbrodnię aby uprzykrzyć życie gackowi, jest spychany przez pozostałych aktorów przedstawienia gdzieś w tył, sprowadzając śmieszka do – w zasadzie tego samego co zawsze – rozlewającego po Gotham chemikalia wariata, obsesyjnie zafascynowanego Batmanem. W mojej ocenie księciu zbrodni należy się sporo więcej.
Nie sposób jednak uniknąć odczucia, że coś nie zadziałało. Komiks, o tytule „Trzech Jokerów” powinien jednak mocniej skupić się na postaci gackowego nemezis, a nie jego pomagierów i ich psychiki. Momentami wieje tu sztampą, momentami się dłuży, momentami aż woła o więcej Jokera.
Proszę nie zrozumieć mnie źle, narzekam, ale to nie z faktu, że komiks jest zły, bo wcale tak nie jest. Narzekam, bo mógłby, a właściwie powinien być lepszy.


(foto:egmont.pl)
1 thoughts on “Batman – Trzech Jokerów – recenzja komiksu”