Stardiver – recenzja PC

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Stardiver – bo tym tytułem Was dziś uraczę, od razu skojarzyło mi się z kosmicznym symulatorem. Koniec końców niewiele się pomyliłem, chociaż z nurkowaniem w gwiazdach ma to niewiele wspólnego. Za tytuł odpowiedzialne jest małe, bo liczące trzy osoby, polskie studio Green Planet Games, założone w 2020 roku przez dwóch braci. To właśnie dziś wydają oni swój debiutancki tytuł, w który miałem okazję pograć.

Gwiazdonur wodny

Zacznijmy od tego, że tak, owszem, Stardiver to rzeczywiście symulator, ale nie kosmiczny, a… podwodny. W tym miejscu nieco się uradowałem. Nie dość, że niewiele jest symulatorów o tej tematyce, to ja do tego z ogromnym rozrzewnieniem wspominam Archimedean Dynasty z 1996 roku. Uwielbiałem te przepastne przestrzenie i ciężki klimat morskich głębin. Green Planet Games wybrało jednak inny kierunek dla Stardiver. Nie ma tutaj mroku, ciężkiego klimatu samotności i nieznanego. Dominuje tutaj typowa dla ciepłego obszaru piękna i jaskrawa kolorystyka przywołująca raczej na myśl Subnauticę. Na dnie jawią się trawy, czasem ruiny budynków czy pojazdów. Fauna w postaci ryb czy krabów dodaje kolorytu temu wszystkiemu.

Obraz i obrazki?

Graficznie jest dla mnie… dziwnie. Wiem, że to mało wnosząca ocena, ale nie wiem do końca jak się z kierunkiem obranym w Stardiver czuję. Z jednej strony oświetlenie w kokpicie i poza nim to sen J.J. Abramsa – jego ukochany efekt flary jest wszędobylski.

Czuję, że to mocne retro – tekstury, modele, sprite’y. Patrząc na to wszystko czułem się trochę jak za czasów Wing Commander Prophecy. Różnica, polega na tym, że wiele elementów gry jest rozmazanych przez efekt wody, a zatem widoczność jest po prostu gorsza. Dodatkowo, wybierając widok z kokpitu ustawione jest dość duże pole widzenia (FOV), którego nie mogłem zmienić. To wszystko razem mieszane w garnku mojej głowy jawi się jako – nie jestem przekonany. Niemniej, jest w tym coś ciekawego i przyciągającego moją uwagę. Miłym zaskoczeniem po odpaleniu było coś, z czym nie poradziło sobie Saber Interactive wydając Warhammera 40k: Space Marine 2, czyli obsługa szerokokątnego monitora. Green Planet Games zadbało o ten mało istotny szczegół.

Mówiąc o grafice warto napomknąć o tym, że gra raczej nie będzie dobrym doświadczeniem dla osób z poważną wadą wzroku. Jak wspominałem powyżej, szczegóły są mocno niewyraźne. Kolorystyka i podświetlanie istotnych rzeczy w świecie raczej nie sprzyjają dojrzeniu ich. Elementy UI (szczególnie w widoku kokpitu) są dość małe. Do tego na minimapie zdarzało mi się nie dojrzeć rzeczy, która była ode mnie wymagana.

Będę grał w grę

Niestety, ku mojemu smutkowi, Stardiver wypada zdecydowanie gorzej gameplayowo. O ile graficznie może znaleźć swoich amatorów bo ktoś, tak jak ja, poczuje to ukłucie nostalgii w serduszku, to już sama rozgrywka może być sprawą nieco cięższą.

Rozpoczynając grę chwyciłem do ręki kontroler i, ku mojemu zdziwieniu, to był błąd. Ciężko operowało mi się statkiem, jakby czegoś brakowało, a sama kontrola pojazdu nie była do końca przemyślana. Dla przykładu: żeby płynąć szybciej należy przycisnąć i przytrzymać lewą gałkę. Przesiadając się na klawiaturę i mysz poczułem się jeszcze bardziej jak za „starych, dobrych czasów”. W zasadzie takie samo sterowanie występowało w wielu starych tytułach. Przyspieszenie trzymając Shift, celowanie myszką, wznoszenie się Spacją a obroty klawiszami Q i E. To zestawienie po prostu działa jak trzeba.

Biorę pod uwagę, że grałem jeszcze w wersję beta, która mogła nie być idealna. Jednak brakuje mi tutaj objaśnienia – co ja tu do rudowłosej Arielki w zasadzie robię. Gra zdaje się wszystko tłumaczyć na szybko: idź, popłyń, zobacz, przeskanuj, o nie, ryby atakują, pozbieraj rzeczy, o nie, piraci atakują, napraw bazę i idź pokonaj pierwszego bossa. Tak literalnie jawił mi się początek gry. Zatem fabuła nie powaliła mnie na łopatki. Do tego elementy zbierania, kopania, i naprawy bazy również nie zachęciły mnie do wchodzenia w odmęty gry. Animacja naprawy bazy to było magiczne „PUF” i naprawione – zmiana tekstury i już. Obsługa bazy, wytwarzanie rzeczy i przenoszenie ich ze statku do magazynu nie były najlepszym doświadczeniem. Wszystko było toporne i nie działało najlepiej.

Strzelmy sobie po piracie

Walka to kopia doświadczenie jakie pamiętam z Wing Commandera. Maprawdę miałem wrażenie, że przeniosłem się w czasie co zupełnie spełnia moje oczekiwania względem symulatora Indie. Walka z piratami była standardowa, dokładnie taka, jak sobie można wyobrazić. Przeciwnicy latali wokół mnie, odlatywali, próbowali lecieć na wprost – dla amatorów symulacji i kombinowania – to raczej nie ten kierunek. Walka z bossem to seria jego różnych ataków, których trzeba unikać przy jednoczesnym zadawaniu obrażeń.

Dźwięk w Stardiver jest mieszany jak sos w kebabie. Muzyka i ambient są na przyzwoitym poziomie, uzupełniają rozgrywkę i tworzą podmorski klimat jak trzeba. Jednak ataki, wybuchy, obrażenia są dość niskiej jakości.

Finalnie

Moje ogólne wrażenie to – dobry początek, ale wymaga pracy i miłości. Wiele elementów jest po prostu niedociągniętych albo niektóre artystyczne wybory zwyczajnie do mnie nie przemawiają. Uważam, że to przyzwoity debiut i dobra nauka dla młodego studia.

Stardiver zakupicie na Steam – w tym momencie w cenie 48,05 PLN.

za kod do recenzji dziękujemy evolve.pr

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *