Mglisty Wymiar

Mglisty Wymiar – recenzja komiksu

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Mglisty Wymiar to na pierwszy rzut oka opowieść z gatunku fantasy. Autor serwuje nam dość znajomy zestaw. Mamy wojownika, podróż pełną niebezpieczeństw przez krainę wypisz, wymaluj rodem z prozy Howarda. Mamy fantastyczne bestie i potwory, magię, nekromancję, pojedynki na arenie i poza nią. Richard Corben zadbał jednak, by przy rzutach kolejnymi oczami te zachodziły nam mgłą, bo nazwać jego ostatnie solowe dzieło zwykłym fantasy po prostu nie można.

Mglisty Wymiar

Tugata podróż przez Mglisty Wymiar

Głównym bohaterem komiksu Richarda Corbena jest Tugat. Jest to doskonale rozwinięty pod względem anatomicznym i obeznany z potyczkami i bijatykami wojownik. Choć z początku nie wiemy nic ponadto, to z każdym krokiem dowiadujemy się o nim więcej. Szybko wychodzi, że jest to osobnik naiwny, którym łatwo manipulować, szczególnie płci pięknej. Niezbyt rozgarnięty Tugat zostaje wyrwany ze snu przez staruszkę i wysłany na misję, w której ma spotkać się z przeznaczeniem. Tak górnolotne warunki, brak obietnicy nagrody, ani nawet porządnej informacji o zadaniu nie zniechęca Tugata, który wyrusza przez gęstwinę, by i tak pomylić miejsce docelowe. Ostatecznie zostaje uśpiony i zaczyna śnić swój koszmar.

Mglisty wymiar oferuje specyficzny sposób snucia opowieści, który sprawia wrażenie, że komiks zdaje się być historią wyciągniętą z gorączkowego, niezdrowego snu. To uczucie maligny trwa w najlepsze przez wszystkie karty i ramki, a i sam Tugat nie zawsze zachowuje się racjonalnie. Dość powiedzieć, że na własne życzenie bardzo źle wychodzi na znajomościach z kobietami i choć cały czas sobie powtarza, że więcej im nie zaufa, to zawsze wpada w kabałę przez jakąś dziewoję. Oniryczność rysunków Corbena tylko potęguje senną atmosferę, która spowija tytułowy Mglisty Wymiar niczym całun.

Choć może to być tylko wrażenie, bo Mglisty Wymiar wyróżnia się nie tylko wytworem rąk ilustratora. W tym jednak przypadku na pewno trzeba i warto się nad tym pochylić. Rysunki Corbena są bowiem bardzo charakterystyczne. Umięśnione i niemal nagie postacie przemierzające wypustoszały świat fantasy pozostają w pamięci, takoż jego potwory i zombiaki. Szczegóły w rysunkach są wycyzelowane w dość oryginalny sposób, który trudno pomylić z kimś innym. Corben jest uznanym artystą i co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Ma bowiem na swoim koncie jako artysta autorstwo wielu okładek rockowych i metalowych albumów, publikował w Heavy Metalu, Metal Hurlant, a jego opowieść Den została zekranizowana w kultowej animacji Heavy Metal. W Polsce publikowany był jeszcze w Szpilkach w latach siedemdziesiątych i w Komiks Fantastyce już w latach dziewięćdziesiątych.

Mglisty Wymiar

Nie sama kreska Corbena tworzy Mglisty Wymiar

Komiks Corbena charakteryzuje też sposób prowadzenia fabuły i specyficzna narracja. Bohaterowie porozumiewają się dziwną miksturą współczesnych odzywek oraz teatralnymi opisami sytuacji. Mamy tu również coś na kształt wszechwiedzącego chóru (w tej roli starucha), który komentuje i opisuje losy Tugata, a czasami nawet interweniuje, nadając pewnym sprawom bieg. Przełamywanie czwartej ściany, albo puszczanie oczka do czytelnika? Czytelnik może oczywiście sam to zinterpretować.

To wszystko jednak sugeruje, że możemy mieć do czynienia z tytułem co najmniej kilkudziesięcioletnim, ale weryfikacja tego faktu wprawiła mnie w małe osłupienie. Mglisty Wymiar powstał w 2011 roku i te prehistoryczne zabiegi wyglądają zatem na celowe. Wrażenie było olbrzymie, a jednocześnie poczułem jakąś nostalgiczną woń płynącą z kart komiksu. Cały czas czułem, że mam do czynienia z jakąś wariacją i pastiszem Conana Barbarzyńcy. Autor w zamyśle (lub wręcz przeciwnie) prowadził moje myśli na tory, że komiks jest pewną formą darcia łacha z komiksu gatunkowego. Ta nieporadność bohatera w połączeniu z archaizmami, narracja, bohaterowie, ich język, którym się posługują, a nawet żarciki. Do tego wiecznie przypominająca o tytule komiksu starucha. To wszystko wygląda na robienie sobie żartów przez autora.

Ale piękno Mglistego Wymiaru leży w dość dużej możliwości interpretacji. Jeśli ktoś będzie chciał znaleźć tu bezwzględnego slashera i opowieść o brutalnym świecie przemierzanym przez wojownika to na pewno nie będzie czul się zawiedziony. Poszukujący klasycznego fantasy z magią, nekromancją, czarami i fantastycznymi bestiami również znajda wiele dla siebie. Corben pozostawił wiele drzwi i okien pouchylanych. Można przez nie zajrzeć i spróbować dojrzeć zupełnie inne strony tego tytułu. Co oczywiście bardzo zachęca do ponownej lektury.

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy wydawnictwu Kultura Gniewu

Mglisty Wymiar

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *