Morbid the lords of ire

Morbid: The Lords of Ire – Recenzja Xbox

Nie zapomnij do nas zajrzeć – > Facebook Logo Instagram Logo

Morbid: The Lords of Ire studia Still Running to niejaka kontynuacja Morbid: The Seven Acolytes (2020). Ten “horror action RPG”, jak określają go twórcy, to próba wejścia w wymagający i dość skostniały rynek souls-like’ów, czyli gier dla ludzi z… bardzo specyficznym smakiem. Ten smak to oczywiście, pot, łzy i „git gud”. Czy tutaj udało się zachować paletę godną gwiazdki Michelin czy to raczej zgniłe jabłko?

Gwoli ścisłości, nie należę do elitarnego grona „Soulsowców”. Określę siebie jako amatora, który dopiero po Elden Ring docenił ten rodzaj rozrywki. Grałem między innymi w każde Soulsy, Bloodborne’a, obie wersje Lords of the Fallen, Sekiro, Nioh i czekam na dodatek do Eldena, ale dalej uważam się za absolutnego leszcza.

Morbid: Lords of Ire

Lords of Souls?

Zatem jak na leszcza przystało, posmakowałem nowego, bo wydanego 17 Maja Morbid: The Lords of Ire. Główną bohaterką jest Striver, która występuje przeciwko mrocznym mocom i… w zasadzie tyle wystarczy, żeby ruszyć. Fabuła, jak na soulslike przystało jest enigmatyczna i polega na zabijaniu kolejnych bossów. W tym przypadku 5 Lordów. Wszystko uzupełniają tajemniczy i czasem powyginani do granic możliwości NPC, którzy pomagają nam wejść w świat Morbida. Tutaj jednak warto zaznaczyć, że rzeczeni NPC jak też konstrukcja świata za bardzo polega na Soulsach. Miejscami miałem wrażenie, że inspiracja szła nieco za daleko.

Grafika, ale…

Trzeba przyznać, że studio Still Running zrobiło nielada oberka i z pixel artu przeskoczyli w pełne trzy wymiary. Tutaj właśnie pojawia mi się zgrzyt. Osobiście pierwszy Morbid bardzo przypada mi do gustu. Pixel art po prostu lubię, ale też widać, że studio włożyło w to dużo pracy i serca. W Morbid: The Lords of Ire widać włożone uczucie, ale tytuł znajduję graficznie nierównym.

Znajdziemy tutaj miejsca, które wyglądają naprawdę interesująco, ale na to trzeba sobie zapracować i przebić się przez dość miałkie i nieciekawe lokacje początkowe. Poza tym, od pierwszych chwil miałem wrażenie, że nieco cofnąłem się w czasie. Oto przede mną, odpalony na Xbox Series X tytuł z Maja tego roku, a ja czuję jakbym grał na Xbox 360. Oczywiście, że grafika jest lepsza, ale mój mózg tak właśnie pamięta tamte czasy. Do tego jakaś toporność w poruszaniu się postacią, dziwne timingi ataków przeciwników i ogólne wrażenie taniości. Tekstura śniegu, w którą nasza postać się zapada czy dość przeciętne animacje ataku czy uniku dopełniają tylko wrażenia, że studio powinno pozostać i rozwijać poprzedni styl – pixel art.

Mówi się „trudność”

Jeśli chodzi o poziom trudności rozgrywki Morbid: Lords of Ire to moim zdaniem jest tak samo niesymetryczny jak grafika. Nasza postać może parować, wykonywać krótki lub długi unik, wykonywać silny lub lekki atak. Brakuje tutaj jednak płynności przy łączeniu ataków, mimo, że każda broń zachowuje się nieco inaczej. Widać wpływ poprzedników, ale jednocześnie czuć braki.

Morbid: Lords of Ire

Jednak największym problemem Lords of Ire są wrogowie i ich rozmieszczenie. Zdarzają się miejsca przepełnione wrogami do tego stopnia, że jest to nie tylko męczące, ale po prostu okropnie frustrujące. Tak zwany „trash mob”, który powinien padać na strzał albo być dużo wolniejszy, okazuje się tak mocny i występuje w takiej ilości, że odbiera to miejscami radość z rozgrywki. Innym razem możemy mieć do czynienia z kilkoma mocno uderzającymi wrogami i kilkoma „śmieciami”. Dorzućmy do tego strzelających przeciwników i otrzymujemy mieszankę wybuchową, żeby zastanowić się poważnie nad swoim życiem. Balans walki i rozmieszczenia wrogów po prostu nie przystoi do możliwości mechaniki i zdaje się być zwyczajnie słabo przemyślany.

Wisienka na torcie, czyli walki z Bossami Ire wypadają zdecydowanie lepiej. Są interesujące i nie odstają – dostajemy w zasadzie to, na co się pisaliśmy. To samo tyczy się muzyki i dźwięków, które naprawdę „robią robotę”.

Morbid: Lords of Ire – Werdykt

Dziwię się decyzji studia Still Running, że przeszli z pixel artu do 3D. Jednocześnie szanuję ich za podjęcie rękawicy na mocno ubitej ziemi zagarniętej przez From Software. Niestety, moim zdaniem, tym razem odwaga studia nie poszła w parze z efektem końcowym. Gra, nawet jak na Soulsy, jest irytująca ze względu na kiepski design spotkań z pomniejszymi wrogami i mało atrakcyjnym wykonaniem graficznym i mechanicznym. Wierzę, że wiele z tego można było zrobić i zaplanować lepiej. Mam szczerą nadzieję, że w przyszłości Morbid stanie mocno na własnych nogach, lepiej zgrywając inspirację czerpane z innych tytułów.

Moje ogólne wrażenie i wnioski z Morbid: The Lords of Ire to rekomendacja dla wygłodniałych Soulslike’a, którzy skonsumowali już dostępną większość i potrzebują czegoś przed Elden Ring Shadow of the Erdtree.

Gra dostępna jest na Xbox, PlayStation, Steam oraz Switcha

Za egzemplarz recenzencki dziękujemy Better. Gaming Agency

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *