24-Godzinny Le Mans – recenzja komiksu

1964-1967: Pojedynek Forda z Ferrari

Choć przede wszystkim jestem fanem gier video, nie obca jest mi również pasja motoryzacja. Dlatego z ogromną ciekawością sięgnąłem po dwa tomy komiksu 24-godzinny Le Mans wydanego przez wydawnictwo Scream.

Pierwszy z nich rozgrywa się w latach 1964-1967 i opowiada o próbie kupna Ferrari przez Forda:
Gdy transakcja nie wypala, ambitni Amerykanie chcą pokazać konkurencji, że są w stanie wyprodukować sportowy samochód, który będzie w stanie przerwać włoską hegemonię i zwyciężyć w 24-godzinnym wyścigu Le Mans.

Przerwać włoską hegemionę

Opowieść rozpoczyna się od fiaska zakupów, nieco wspomina o genezie powstania Forda GT40, by w końcu trafić na tor i rzadko poza niego wyjeżdżać, skupiając się na wyścigu.

Na kolejnych kartach komiksu poznamy kilka danych startujących aut, by później podziwiać je w akcji.
Obserwujemy jak po kolei odpadają z rywalizacji gnębione problemami technicznymi i kraksami, by w kolejnych sezonach próbować unikać powyższych, aż w końcu doprowadzić do potrójnego zwycięstwa przez Forda.

Delikatnie po powierzchni toru

Bardzo brakowało mi tutaj tła historycznego i zakulisowych perturbacji. Kiedy to Carroll Shelby bardzo nalegał na udział w wyścigach Kena Milesa: Świetnego, choć nieokrzesanego kierowcy, którego to w zasadzie ograbiono ze zwycięstwa. Bardzo fajnie traktuje o tym film Le Mans’66, w komiksie ledwo się po temacie prześlizgnięto, szkoda.

1968-1969: Śpiesz się powoli

W drugim tomie, dziejącym się w latach 1968-1969 Ferrari już nie jest pewniakiem do wygranych, za to coraz śmielej poczyna sobie Porsche. Tym razem historia skupia się wokół rywalizacji tych dwóch zespołów. Tutaj podobnie jak w przypadku pierwszej opowieści mam te same zarzuty dotyczące fabuły. Po macoszemu potraktowano zakulisowe wydarzenia najsłynniejszego wyścigu świata. Tutaj głównie pod postacią osobliwego protestu odnośnie procedury startowej w wykonaniu Jackiego Ickxa: Czołowego kierowcy Forda.

Szybcy i zdeterminowani

Pomarudziłem trochę! Ale nie jest tak, że 24-godzinny Le Mans nie jest ciekawą propozycją!
Komiksy czytało mi się dobrze, ilustracje są narysowane z pieczołowitością. Przede wszystkim jest dynamicznie, dobrze oddane są prędkości osiągane na torze, a także trudy i problemy piętrzące się w czasie wyścigu.

Bardzo dobre wrażenie robią twarde okładki albumów, choć stanowią one w zasadzie połowę grubości książki.

24-godzinny Le Mans to dość krótkie opowieści, które połknie się w jeden wieczór. Czyta się szybko i dynamicznie, tak aby nadążyć za kadrami. Ponadto pomijając wydarzenia dziejące się poza torem, jest dość lekki w odbiorze. Raczej dla fanów klasycznej motoryzacji i historii wyścigów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *